"Dostaliśmy jedną gwiazdkę. Teraz to już nawet szkoły na to nie pójdą!" – mówi w "Superprodukcji" Juliusza Machulskiego grany przez Krzysztofa Globisza reżyser filmowy. Jednak rentowność wątpliwej jakości produkcji historycznych lub ekranizacji powieści ratują właśnie uczniowie. Jak stworzyć film, na który nauczyciele przyprowadzą gromady swoich wychowanków?
Kiedy film okazuje się słaby, jedynym ratunkiem na to, by produkcja się zwróciła pozostają szkoły. Ministerstwo edukacji prognozuje, że w tym roku w podstawówkach i gimnazjach będzie uczyło się w sumie 3,3 mln dzieci. To około jedna dziesiąta liczby widzów z całego roku. Biorąc pod uwagę, że średnio polskie filmy ogląda kilkaset do miliona widzów, uczniowie to całkiem spory potencjał.
Dlatego producenci walczą o młodych widzów. Na stronie filmu "Bitwa pod Wiedniem" w oczy uderza napis "Materiały edukacyjne". Znajdziemy w niej gotowe scenariusze lekcji historii i religii. Wszystkie oczywiście bogato ilustrowane kadrami z filmu. W publikacji znajdziemy też listę aktorów oraz wywiad z reżyserem. Uczniowie to niemal pewne źródło dochodów.
– Recepta na taki film jest znana – mówi naTemat dziennikarka filmowa Karolina Waschto. – To tak jak w przypadku "Bitwy pod Wiedniem" czy "Bitwy Warszawskiej" fragment historii, którym się szczycimy. Do tego wielkie nazwiska, które są eksponowane na plakatach i mają przyciągnąć ludzi. Mamy też niezbyt skomplikowaną fabułę, która jednak odbiega od takich filmów jak "Katyń", "W ciemności" czy "Pianista" – wyjaśnia.
Jednak w jej ocenie te produkcje nie powstają z myślą o szkołach. – Proszę zwrócić uwagę jak są reklamowane. "Wielka produkcja", "ogromne zwycięstwo", "koprodukcja polsko-włoska". Po prostu uderza się w patriotyczną dumę, by przeciągnąć jak najszerszą publiczność i częścią tego są uczniowie – ocenia dziennikarka.
Karolina Waschto jest daleka od krytykowania reżyserów, którzy niemal wyspecjalizowali się w ekranizacji lektur szkolnych. – Nie ma się co oszukiwać: żyjemy w kulturze obrazkowej, a nie kulturze książki. Jeśli ktoś miałby nie zapoznać się z treścią "Zemsty", to wolę żeby już obejrzał film – argumentuje. – W Polsce nie ma dobrych scenariuszy. Lektury sprzed lat to w tej sytuacji dobry materiał. Nie bez przyczyny do dziś ekranizuje się Szekspira. To dobrze, że od czasu do czasu literatura pojawia się w kinie.
Odmiennego zdania jest Wiesław Kot, który ma sporo zastrzeżeń do poziomu polskich ekranizacji. – Producenci filmu tworzą wrażenie, że jakaś wiedza historyczna, znajomość jakiejś lektury powinna być powszechna – opisuje mechanizm Wiesław Kot, krytyk filmowy i literacki. – Te filmy stają się wtedy protezą edukacyjną. No bo po co czytać "Potop", skoro mamy film Hoffmana. Dlaczego mamy czytać "Krzyżaków", skoro jest ekranizacja Aleksandra Forda. Dlaczego mamy uczyć się o Katyniu, skoro jest film Wajdy. I tak można by wymieniać niemal bez końca – dodaje.
Zdaniem rozmówcy naTemat taka praktyka ma zły wpływ na jakość edukacji, bo uczniowie nie mają świadomości, że film nie oddaje wiernie ani treści lektury, ani wydarzeń historycznych. – Jednak dzięki temu, że uczniowie to oglądają, takie filmy w ogóle powstają – twierdzi Wiesław Kot. – "Bitwa pod Wiedniem" nie powstała by, bo dziś nie ma klimatu dla dużych ekranizacji. Ludzie wolą filmy kameralne. Jednak przez ten bezczelny, rozpanoszony proceder takie filmy powstają – dodaje.
Jako przykład twórcy, który tworzenie filmów "dla szkół" uznał za szansę na przetrwanie podaje Andrzeja Wajdę. – To reżyser, który stwierdził, że skoro nie zrobi już nic w filmie jako sztuce, to zrobi a to "Zemstę", a to "Pana Tadeusza", a to "Katyń". Wajda podpina się pod takie tematy, które żyją jakoś tam w świadomości społecznej i wykorzystuje je do zrobienia kolejnych filmów – ocenia Kot. – Poza tym w takie święta jak 11 listopada czy 3 maja TVP chętnie pokaże taki film po południu – dodaje.
W opinii Wiesława Kota nie można porównywać takich produkcji z całkowicie komercyjnymi filmami rodem z Hollywood. Chociaż jedne i drugie powstają dla pieniędzy, to takie produkcje jak "Szklana pułapka" czy saga o Jamesie Bondzie powstają z prywatnych środków. – Proszę pamiętać, że u nas ci, którzy mają dobre układy u prezes Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, dostają pieniądze od państwa. Wajda dostaje od Agnieszki Odorowicz pieniądze na co chce. Wszyscy za to płacimy – denerwuje się Kot. – Tymczasem "Szklaną pułapkę" ogląda się, bo to po prostu dobra rozrywka. W dodatku robiona za prywatne pieniądze – przypomina krytyk.
To, czy film będzie przeznaczony dla szkół jest brane pod uwagę od samego początku produkcji. – To decyduje się już na etapie scenariusza. Nie jest problemem, jeśli usunie się jakąś scenę rozbieraną czy odcinanie głowy, bo to zawsze można jakoś tak skadrować, ograć, żeby nie raziło. Niestety bardzo często przekłamuje się całą wymowę książki, którą się ekranizuje – ubolewa Wiesław Kot. – W "Ogniem i mieczem" powstańcy Chmielnickiego są pokazywani jak ludzie, którzy mają jakieś racjonalne pobudki do walki. Tymczasem Sienkiewicz napisał po prostu pamflet na Ukraińców. Tymczasem Hoffman w imię jakichś wyższych celów zupełnie zmienił wymowę książki – przypomina.
Ekranizacja szkolnych lektur to tylko jedna z metod zapełniania sal kinowych. Ważną rolę spełnia też budowanie atmosfery sensacyjnego zainteresowania wypuszczaniem do prasy przecieków o kulisach produkcji filmów. Po śledzeniu co kilka dni doniesień z planu widzowie chcą zobaczyć nową produkcję. Trzeba dodać, że metoda skuteczna, bo w polskim box ofice pierwsze trzy miejsca zajmują "Ogniem i mieczem", "Pan Tadeusz" i "Quo Vadis".
Na szkolnych półkach jest jeszcze sporo lektur, które nie doczekały się swoich ekranizacji. Poza tym zawsze można nakręcić remake (jak w przypadku "Quo Vadis"). Dodając od tego długą listę bitew z polskiej historii, możemy tylko czekać kolejnych "dzieł" na miarę "Bitwy warszawskiej" czy "Quo Vadis". W końcu podstawówki i tak przyjdą.
Reklama.
longstory95
na forum "CD Action"
Aha, to opowiada przecież o bitwie pod Wiedniem, więc na pewno szkoły na to pójdą, szczególnie, że premiera na jesień. Ja się pytam - czym się karmi uczniów z takich gimnazjów? Sam skończyłem gimnazjum rok temu i nie wspominał miło wypadów do kina na filmy o Polsce, które były infantylne pod względem ukazania stron konfliktu... Myślę, że ten też będzie kiczem i pokaże Polskie bohaterstwo w porównaniu z tchórzostwem sprzymierzeńców i okrucieństwem Turków, ale wszystko może się zmienić CZYTAJ WIĘCEJ