Czechy wydaliły w sobotę 18 rosyjskich dyplomatów, których podejrzewają o szpiegostwo i wywołanie eksplozji w składzie amunicji w 2014 roku. W odpowiedzi rosyjskie MSZ oskarżyło Czechy o zrujnowanie normalnych relacji między państwami za pomocą absurdalnego i bezpodstawnego pretekstu. Decyzję te nazwano "wrogim krokiem".
Podkreślił, że istnieje uzasadnione podejrzenie zaangażowania rosyjskiego wywiadu GRU w eksplozje składów amunicji w Vrtebicach, do której doszło w 2014 roku. Zginęły wtedy dwie osoby, pracownicy prywatnej firmy wynajmującej skład.
Na odpowiedź Rosji nie trzeba było długo czekać. "Władze czeskie podjęły bezprecedensową decyzję o wydaleniu 18 pracowników ambasady rosyjskiej pod bezpodstawnym i naciąganym pretekstem zaangażowania rosyjskich służb specjalnych w eksplozję w 2014 roku na składach wojskowych we wsi Vrtebice" – napisało rosyjskie MSZ w oświadczeniu.
Według ministerstwa decyzja ta jest tym bardziej absurdalna, że wcześniej czeskie władze obwiniały za wybuchy firmy, które były właścicielami tych magazynów. "Ten wrogi krok był kontynuacją szeregu antyrosyjskich działań podejmowanych przez Czechy w ostatnich latach." – dodano.
Co więcej, rosyjskie MSZ uważa, że decyzja czeskich władz jest związana z sankcjami, które 15 kwietnia zostały nałożone przez USA na Rosję. Stany Zjednoczone zostały określone "ich gospodarzami zza oceanu", których to Czechy mają starać się "zadowolić".
"Podejmiemy działania odwetowe, które uświadomią autorom tej prowokacji pełną odpowiedzialność za zniszczenie podstaw normalnego rozwoju stosunków między naszymi krajami" – zapowiedział resort.