Konflikt pomiędzy Anną Siarkowską a Renatą Acostą o "paszporty covidowe" rozpoczął się na antenie Polsatu. Mimo że punktem wyjścia była rzekoma inwigilacja obywateli związana z cyfrowymi dokumentami, to spór zaczął zataczać coraz szersze kręgi. Polityczka PiS zarzuciła redaktorce, że ta nie szanuje systemu wolnościowego. Sprawa nie ucichła i rozkręciła się na dobre na Twitterze.
Obie panie uczestniczyły w dyskusji na temat "paszportów covidowych" w Polsat News w poniedziałek. Polityczka PiS najpierw stwierdziła, że cyfrowe certyfikaty, które chce wprowadzić Hiszpania, służyłyby do inwigilacji obywateli. Ze stwierdzeniem nie zgodziła się mieszkająca od 10 lat w Hiszpanii Acosta.
– Myślę, że pani poseł ma bardzo niskie zaufanie do Unii Europejskiej. W tym projekcie jest jasno zaznaczone, że osoby z testem PCR czy "ozdrowieńcy" nie mają obowiązku posiadania cyfrowego certyfikatu[/b] – argumentowała Acosta – Nie ma najmniejszego zagrożenia, że ktoś kogoś będzie zmuszał. Takie histerie, że będą nas inwigilować i nie wpuszczać do restauracji są po prostu nieprawdziwe – dodała.
Następne Acosta powołała się na kiepską sytuację przedsiębiorców, ryzykując stwierdzenie, że ci na pewno wolą "paszporty covidowe" od zamkniętych lokali. Według polityczki PiS zcertyfikaty to okazja do śledzenia obywateli, bo po wejściu do restauracji będzie trzeba się "odklikać". Acosta zarzuciła Siarkowskiej "śmieszność" wskazując, że nasze telefony i tak mają już usługę lokalizacji, więc śledzą nas w taki sam sposób.
– Pani redaktor może nie przeszkadzać taki zamordystyczny system, bo przecież pani pracowała dla "Tygodnika NIE" i Jerzego Urbana. Rozumiem, że pani system wolnościowy nie jest bliski – odpowiedziała Siarkowska.
Renata Acosta odparła zarzut mówiąc, że nigdy oficjalnie nie pracowała w tygodniku, a jedynie opublikowała tam kilka tytułów. Sprawę wyjaśniła na Twitterze.
Acosta wyjaśniła, że artykuły, które publikowała w "Tygodniku NIE" ujawniły działalność grupy przestępczej, a w tamtych czasach nikt innych nie chciał ich opublikować. Siarkowska stwierdziła, że nie interesuje jej treść tekstów, bowiem "tego pisma nie tknęłaby nawet patykiem".