Lewica to nie zdrajcy. Stracenie 250 mld zł z Funduszu Odbudowy byłoby nie do wybaczenia
Eliza Michalik
30 kwietnia 2021, 09:45·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 kwietnia 2021, 09:45
Czy Lewica dobrze zrobiła, że dogadała się z PiS-em w sprawie europejskiego Funduszu Odbudowy? W sieci i wśród polityków i publicystów dominują skrajne opinie. „Zdrajcy”, „frajerzy”, „sprzedawczyki” i „przystawki PiS-u” to najłagodniejsze z określeń pod adresem ugrupowania Włodzimierza Czarzastego - co zresztą nie dziwi, bo skrajnie emocjonalne działania i reakcje na nie od dawna są znakiem firmowym polskiego życia publicznego.
Reklama.
Sprawa jest jednak na tyle poważna, że postanowiłam zachować się zupełnie nie po polsku i przyjrzeć się jej pragmatycznie, z punktu widzenia interesu Polski. Czy jest tak jak mówi KO, że nad miliardami z Funduszu nie będzie kontroli UE i PiS wykorzysta te pieniądze na propagandę i rozdawnictwo, dzięki którym będzie rządził wiecznie, a część po prostu rozkradnie i nikt nie dojdzie kto to zrobił i ile wziął?
Czy rację ma jednak Lewica mówiąc, że Fundusz Odbudowy to nowy Plan Marshalla dla Europy i nie wzięcie w nim udziału byłoby historycznym błędem i zafundowało Polsce zapaść cywilizacyjną?
Z Planem Marshalla to dobre porównanie: pandemia jest rodzajem wojny, straty, które ponoszą ludzie są ogromne, a traumy, choć oczywiście nieporównywalne z efektem zorganizowanego ludobójstwa - wielkie, eksperci mówią wręcz o tym, że wyjściu z niej będziemy mieć do czynienia ze zbiorowym syndromem stresu pourazowego, nie mówiąc o braku pieniędzy, wzmagających się lękach i niepewności czysto bytowej. Z tego punktu widzenia sądzę, że byłoby dużym politycznym błędem odrzucać z góry możliwość porozumienia z rządem Morawieckiego w tej sprawie „bo to PiS”. Do stracenia jest 250 mld złotych. Ze społecznego i historycznego punktu widzenia byłoby to nie do wybaczenia i nie do obrony.
Jak sądzę, krytyka Lewicy często bierze się stąd, że ludzie, nawet dziennikarze i liderzy opinii, często mylą unijny Fundusz Odbudowy, czyli pieniądze, które Polska może dostać od UE w formie tanich pożyczek z krajowym Funduszem Odbudowy, czyli planem i pomysłem PiS na wydanie tych między (który zresztą nie przybrał jeszcze ostatecznego kształtu) i sądzą, że Lewica zgodziła się na krajowy Plan Odbudowy i w tym poparła PiS. Otóż nie - lewica poparła PiS tylko w głosowaniu nad ratyfikacją decyzji rady Europejskiej na podstawie art. 90 Konstytucji RP, a nie nad ustawą, jaką będzie plan krajowego Funduszu Odbudowy.
W owym artykule 90. Konstytucji jest mowa o tym, że ustawa wyrażająca zgodę na ratyfikację umowy międzynarodowej, w której Polska przekazuje "organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach", jest uchwalana przez Sejm większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz przez Senat większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów. I to na razie tyle.
Odrębną sprawą jest, że w zamian, za poparcie w ratyfikacji decyzji, dzięki której Polska dostanie pieniądze, lewica zażądała umieszczenia pewnych konkretnych postulatów w Krajowym Planie Odbudowy, który będzie uchwalany później - i tego właśnie dotyczą zarzuty Koalicji Obywatelskiej niektórych byłych polityków SLD, jak Leszek Miller - że tu można było wynegocjować więcej.
Pewnie tak, równocześnie jednak używa się argumentu, że cokolwiek lewica wynegocjowała, to i tak PiS nie dotrzyma słowa, ponieważ wielokrotnie udowodnił, że oszustwo jest jego metodą funkcjonowania w polityce.
To ostatnie jest rzecz jasna prawdą - do tego dochodzi argument, słuszny z moralnego punktu widzenia, że z terrorystami się nie negocjuje i że nie można jednocześnie krzyczeć, że PiS lamie prawo i narusza demokratyczne standardy, że jest autorytarną, opresyjną partią, a jednocześnie robić z PiS-em cokolwiek wspólnie.
I z tym argumentem, choć słusznym moralnie, pragmatycznie się jednak nie zgadzam. Tam gdzie w grę wchodzą ogromne pieniądze, które pomogą ludziom i pomogą w sposób trwały - tam doraźna polityka nie powinna mieć znaczenia. Bo PiS przeminie, a pozytywne zmiany uzyskane dzięki funduszom unijnym zostaną. Oczywiście - trzeba będzie patrzeć PiS na ręce i w miarę (skromnych, to prawda) możliwości go kontrolować, ale nie przyjęcie tej kasy byłoby jednak okradaniem ludzi. Polacy są obywatelami UE i nie ma żadnego powodu, żeby jako nieliczni w Unii, mieli nie skorzystać z tak olbrzymich finansowych dobrodziejstw wynikających z ich członkostwa.
Parafrazując Beatę Szydło: te pieniądze nam się po prostu należą. I zdaje się - choć oczywiście być może nie doceniam kreatywności PiS w tym zakresie, że Unia będzie ich wydawanie kontrolować jednak dość mocno, więc być może, wbrew powszechnym obawom, także moim, nie będzie ich można tak po prostu ukraść.