11 lat temu zmarł Maciej Kozłowski, znany z serialu "M jak miłość". Artysta przegrał walkę z rakiem. W ostatnim wywiadzie wdowa po aktorze we wzruszających słowach wspomina zmarłego męża, podkreślając, że wciąż czuje jego obecność i wsparcie.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.
Napisz do mnie:
weronika.tomaszewska@natemat.pl
– Tego rodzaju więzi, którą mieliśmy z mężem, nie jest w stanie przerwać śmierć. Duchowo ciągle jesteśmy razem. Bardzo wyraźnie to czuję i doświadczam na co dzień jego pomocy. Maciej dla mnie nadal żyje. Jest tylko w innym świecie. Nie odczuwam jego odejścia, straty – mówiła Agnieszka Kowalska w rozmowie dla "Dobrego Tygodnia".
Maciej Kozłowski zmarł 11 maja 2010 roku. Chorował na Wirusowe Zapalenie Wątroby typu C. Mimo podjętego leczenia wirus doprowadził do nowotworu wątroby. Odszedł mając zaledwie 52 lata.
Był gwiazdą serialu "M jak miłość". Mieliśmy okazję podziwiać go w takich filmach jak: "Kroll", "Psy", "Lista Schindlera", "Ogniem i mieczem", "Wiedźmin", "Killer" czy "Świadek koronny".
Prywatnie tworzył szczęśliwy związek z Agnieszką Kowalską. Ślub wzięli półtora roku przed śmiercią Kozłowskiego. – To nie było jakieś tam zakochanie, tylko miłość. Maćka będę kochała do końca moich dni – podkreśliła żona zmarłego aktora.
Oboje kochali zwierzęta. W wspólnym domu w Szydłowcu mieli gromadkę psów i konie. Dziś wdowa po aktorze prowadzi fundację "Pan i Pani pies", która zajmuje się pomocą bezpańskim czworonogom.
– Maciej uwielbiał zwierzęta. Koił przy nich swoje nerwy, uspokajał się. Był niezwykle wrażliwy na ich krzywdę. Bez opamiętania przygarniał bezpańskie psy – dodała Kowalska. W rozmowie z tygodnikiem przyznała, że pierwsze lata po śmierci męża były dla niej najgorsze. Wspomniała o wiadomościach SMS, które dostawała od ukochanego.
Zdradziła, że dopiero po czasie zrozumiała ich prawdziwy sens. – Napisał mi: "Silne kobiety nie chodzą po prośbie". Nie rozumiałam tych słów. Nawet złościłam się na niego, że zostawił mnie samą, z długami, z remontem domu... Pierwsze dwa lata były najgorsze. Zauważyłam, że czasami problemy rozwiązują się same. Dotarło do mnie, że to Maciej pomaga mi tam z góry, dlatego nie muszę chodzić "po prośbie" – wyznała.