
Sławomir Koper, bo to o nim mowa, wraca z kolejną książką historyczną. Jego "Jagiellonowie. Złoty wiek" to następna część z cyklu opisującego dynastie, które rządziły Polską. Ale nie jest to jakiś podręcznik z suchymi faktami i datami. To zupełnie inna i bardzo ciekawa forma opowiadania o historii.
– Po co właściwie jedziemy do Lewoczy?
– Ładne miasto – odparłem. – Poza tym tam działy się
ciekawe wydarzenia w epoce Jagiellonów.
– Na Słowacji? – powątpiewa syn.
Wzruszyłem ramionami, czasami Młodemu wszystko należało tłumaczyć łopatologicznie.
– To nie była jeszcze Słowacja – zacząłem.
– Tak, wiem – przerwał mi. – Wysoki kraj, czyli część
Węgier. A dwie węgierskie stolice leżały na Słowacji.
Westchnąłem.
Gryś miał świetną pamięć i doskonale pamięta naszą wizytę w Koszycach. Wtedy długo mu tłumaczyłem skomplikowane dzieje naszego południowego sąsiada.
– Słowacja nigdy nie była niepodległym krajem – zacząłem.
– Przez prawie tysiąc lat była częścią Węgier. I właśnie w Lewoczy odbyło się wiosną 1494 roku ważne spotkanie władców jagiellońskich. Omawiali sprawy wspólnej polityki.
– Niedawno ze sobą walczyli, a teraz wzięli się za dyskusję – zauważył syn. – Czyli wszystko pozostał w rodzinie.
– Polityka zawsze jest polityką – odparłem. – Toczyli wojny, ale teraz przyszedł czas na narady w sprawach, które interesowały wszystkich. Natomiast miasto jest bardzo ładne, zobaczysz, że spodoba ci się.
Faktycznie, rezydencja polskich władców w Piotrkowie
bardziej przypomina wieżę obronną niż zamek czy pałac.
Gmach miał jednak pełnić funkcje użytkowe i reprezentacyjne, a w jego pobliżu powstały budynki na obrady posłów i senatorów. To zapewne wyjaśnia decyzję wyboru formy architektonicznej dla piotrkowskiej rezydencji.
Wieża górowała nad okolicą, podkreślając nadrzędną rolę władcy.
Uprawnienia króla mogły być mocno ograniczone, ale nikt
nie odmawiał mu splendoru. Niebawem zresztą uznano, że polski parlament składa się z trzech stanów: króla, senatorów i posłów, czyli władca traktowany był jako oddzielny, jednoosobowy stan sejmujący.
Nie, jestem historykiem i niech tak pozostanie. Chcę tylko pisać ciekawe książki, a handlują nimi inni.(śmiech)
To konsekwencja dwóch wcześniejszych pozycji z tego cyklu: "Piastów. Wędrówek po Polsce pierwszej dynastii" i "Jagiellonów. Schyłku średniowiecza". Kiedyś sporo podróżowałem po Polsce śladami naszej historii z synem i zapis tych podróży przelewam na papier. Oczywiście jest to odpowiednio przetworzone, ale dialogi pozostają niemal w oryginale. I wszystkie miejsca, jakie odwiedziliśmy.
Skoro byli Piastowie, to musieli być też Jagiellonowie. A chociaż byli litewskiego pochodzenia, to dobrze zasłużyli się dla Polski. Nie bez powodu Władysław Jagiełło uważany jest przez Litwinów za zdrajcę sprawy narodowej.
W każdej dynastii byli ludzie wybitni, ale też miernoty. U Piastów miernot było więcej, ale oni na polskim tronie zasiadali znacznie dłużej. A na Mazowszu i Śląsku panowali odpowiednio do 1526 i 1675 roku. Jednak tamtejsze książątka raczej na banknoty nie trafią i bardzo dobrze.
Taka polityka dynastyczna. Dobrze, że najmniej rozgarniętym synem, Władysławem Jagiellończykiem obdarzył Czechów i Węgrów. To był wyjątkowo marny władca i nie bez powodu nazywano go rex – bene, czyli król – dobrze.
Aleksander Jagiellończyk być może orłem umysłowym nie był, ale za to znakomicie dobierał sobie doradców. A to świadczy o klasie monarchy. Brytyjska królowa Wiktoria też nie był mistrzynią intelektu, ale premierami za jej rządów byli Palmerston i Disraeli. I uczynili z Wielkiej Brytanii największą potęgę ówczesnego świata.
Hmm, dobre pytanie. Osobiście uważam, że obie i najchętniej widziałbym banknot z obiema władczyniami. Jedna na awers, druga na rewers. Ale to niemożliwe, zatem pewnie będzie Jadwiga. Jako święta ma większe szanse, a Bona nigdy nie miała u nas dobrej prasy. Zapewne dlatego, że umysłowo przerastała otaczających ją mężczyzn.
Czasami mieli problemy na własne życzenie. Nikt nie kazał Janowi Olbrachtowi zarazić się syfilisem, który zmiótł go z tego świata w wieku lat 41. Gdyby natomiast Bona będąc w ciąży, nie brała udziału w polowaniu w Niepołomicach, to Zygmunt August miałby młodszego brata i zapewne dynastia by nie wygasła.
Zawsze ceniłem dobrą kuchnię, a mój syn również. Najwyraźniej wrażliwe podniebienie odziedziczył po mnie. (śmiech)Dlaczego zatem nie dzielić się swoimi opiniami z czytelnikami? Zresztą najlepsze dyskusje prowadziliśmy przy stole w kolejnych restauracjach. Jak wiadomo, należy zaspokoić głód, a dopiero potem rozmawiać o historii lub kontemplować zabytki.
Uwielbiam i chyba nieźle mi to wychodzi. Ale nie lubię szablonowych przepisów i wolę dodawać coś od siebie. Np. sos tzatziki zrobiony wg mojego prywatnego pomysłu jest podobno znakomity (opinie otoczenia), chociaż zapewne zawodowy kucharz zemdlałby na widok jego składu.
Za rok w tym cyklu powinna pojawić się książka o nielubianych przeze mnie Wazach. Ale zacznę od Stefana Batorego, którego akurat uwielbiam. Dużo będziemy podróżować po Inflantach, czyli terenach dzisiejszej Łotwy i Estonii. Tam kiedyś też była Rzeczpospolita.
Materiał zrealizowany we współpracy z wydawnictwem Bellona.
