"Lepiej być pracującym spawaczem niż kiepskim politologiem bez pracy" – uważa Donald Tusk. To swoista zapowiedź zmian, które mają wyjść naprzeciw armii bezrobotnych absolwentów. – Kto chce zarobić, to i tak zarobi, niezależnie od tego, czy jest spawaczem, politologiem czy kierowcą – uważa hydraulik z Wrocławia.
W waszych komentarzach pojawiały się opinie, że to puste słowa, które na dodatek padają zbyt późno. Sytuacja młodych absolwentów na rynku pracy jest bowiem niezwykle trudna. Ci, którzy mają za sobą studia humanistyczne przyznawali, że nie widzą swojej przyszłości w kolorowych barwach.
Zanim jednak uda się wykształcić fachowców na miejsce absolwentów kierunków humanistycznych, można pomyśleć o przekwalifikowaniu. Eksperci coraz częściej namawiają do zmiany zawodu. Postanowiliśmy sprawdzić, jak naprawdę wyglądają realia pracy ludzi, którzy mają tzw. fach w rękach. O pracy w zawodach, które nie wymagają wyższego wykształcenia opowiedział nam wspomniany przez Donalda Tuska spawacz, a także właściciel zakładu krawieckiego i hydraulik.
Spawacz: Nasza praca jest sezonowa. W zimę mamy zastój, a na wiosnę zajmujemy się prostowaniem felg
O tym, że trudno jest znaleźć wolnego spawacza, przekonałem się dziś szukając rozmówcy. Wykonałem około dziesięciu telefonów do fachowców, którzy nie odbierali lub byli w trakcie rozmowy. W końcu udało się dodzwonić do Piotra Kowalskiego z Torunia, który także nie miał zbyt wiele czasu. – Proszę szybko, bo mam klienta – usłyszałem.
Według pana Piotra problem braku wykwalifikowanych pracowników jest jeszcze większy, niż twierdzi Donald Tusk. – Premier powiedział to dosyć ogólnikowo. Pracownika, który naprawdę się do czegoś nadaje, to ze świecą szukać – mówi rozgoryczony spawacz. Jak twierdzi, nieustannie potrzebuje dobrych pracowników, bo ma tyle zleceń, że nie jest w stanie zrobić wszystkiego sam. – Przewinęło się ich już mnóstwo w mojej firmie, ale nadaje się naprawdę jeden na tysiąc. Przyjdzie, zespawa coś prostego, ale brązu czy żeliwa już mi nie zrobi – żali się pan Piotr.
Jak twierdzi, problem jest nie tylko w tym, że brakuje profesjonalistów, ale także w tym, że wielu z nich wyjeżdża do pracy za granicę. – Takie mamy państwo, ludzie wyjeżdżają za pieniędzmi, za mieszkaniem. Tu nie mają na to szans. Tam spawacz ma wszystko – twierdzi Piotr Kowalski.
On sam jednak zdecydował się zostać w Polsce i radzi sobie, bo jest fachowcem i ma mnóstwo roboty. – Muszę z tego żyć, bo nie mam innych źródeł dochodu – mówi pan Piotr. Według człowieka, który zajmuje się spawaniem na co dzień, zawód ten ma jednak wiele wad. – To są roboty sezonowe. W zimę mamy zastój, a na wiosnę zajmujemy się prostowaniem felg – mówi Piotr Kowalski z Torunia.
Właściciel zakładu krawieckiego: Ze szkół wychodzą projektanci mody, ja zaś potrzebuje zwykłych szwaczek
Nie tylko spawaczy jest zbyt mało w naszym kraju. Okazuje się, że także w innych, nie do końca słusznie nazwanych przez niektórych "prostych zawodach", brakuje wykwalifikowanych pracowników. – Nie jestem w stanie wyobrazić sobie naszego kraju bez sprzątaczek, ale bez problemu wyobrażam sobie Polskę bez politologów – śmieje się Maciej Baranowski, właściciel firmy "SzwalniaMB".
Doskonale rozumie, co miał na myśli Donald Tusk. – Prowadzę zakład krawiecki, pracowałem też jako tokarz, a z wykształcenia jestem psychologiem – mówi Maciej Baranowski. – Nie mogłem się realizować w wyuczonym zawodzie, bo było ciężko.
– Zna pan ten dowcip? Co mówi pracujący absolwent psychologii do niepracującego absolwenta psychologii? Frytki z ketchupem czy bez? – opowiada rozbawiony właściciel zakładu krawieckiego.
– W Polsce panuje jednak jednak przeświadczenie jeszcze z ancien regime'u: "ucz się, bo inaczej zostaniesz sprzątaczką". W moim przekonaniu niewiele różni się praca szwaczki i politologa pod kątem użyteczności społecznej – twierdzi właściciel szwalni.
Pan Maciej przyznaje, że problem, o którym mówił Donald Tusk istnieje. – Faktem jest, że w brakuje wykwalifikowanych pracowników. Gdy słyszę, że o moich pracownikach mówi się "pracownik fizyczny", to szlag mnie trafia. Ci ludzie pracują swoim doświadczeniem i głową, a nie siłą mięśni – mówi właściciel szwalni. Jak twierdzi,w sferze tzw. prostych usług naprawdę nie jest dobrze. – Abu uszyć garnitur trzeba zapłacić za to ze dwa tysiące. Przydałoby się więcej ludzi, którzy mają konkretny fach w ręku.
Dla właściciela szwalni pomysł Donalda Tuska jest dobry, tylko trochę zbyt późny. – Ludzi nie kształci się już w tym zawodzie. Przemysł włókienniczy po prostu przestał istnieć w pewnym momencie. Kiedyś szkolenie odbywało się w przyzakładowych szkołach. Teraz ze szkół wychodzą projektanci mody, a nie fachowcy. Ja zaś potrzebuje zwykłych krawców lub szwaczki. Młodzi projektanci przychodzą co chwila, szyję im jedną kolekcję i znikają – mówi Maciej Baranowski.
Właściciel zakładu krawieckiego nie ma niestety dobrych informacji o zarobkach szwaczek. – Zarabiają zdecydowanie za mało w stosunku do wkładu pracy i umiejętności. Płaca jest sporo poniżej średniej krajowej, jakieś 1500-2500 zł. – podsumowuje Maciej Baranowski.
Hydraulik: Kto chce pracować, ten zarobi w każdym zawodzie
Wypowiedź Donalda Tuska nie spodobała się jednak wszystkim fachowcom. – Dla mnie to jest takie puste gadanie – mówi hydraulik z Wrocławia, który nie chciał wypowiadać się pod nazwiskiem. Według niego, nie jest prawdą, że fachowców brakuje. Każdy powinien robić to, co uważa za słuszne. – Kto chce zarobić, to i tak zarobi, niezależnie od tego, czy jest hydraulikiem, politologiem czy kierowcą – uważa hydraulik.
Jak przyznaje nasz rozmówca, sam zmieniał zawód, aby lepiej zarabiać. – Jak się patrzy po ogłoszeniach, dochodzi sporo ludzi do branży, nawet tacy, którzy nie mieli wcześniej pojęcia o hydraulice – zauważa wrocławski hydraulik.
Według niego, człowiek po studiach powinien zarabiać więcej niż "zwykli robole". Jak twierdzi, on w swoim zawodzie jest w stanie bez problemu zarobić miesięcznie średnią krajową. A to w przypadku absolwenta politologii jest w wielu przypadkach szczytem marzeń.