W Polskim Ładzie "bogaci będą płacić więcej". Ale czy 10 tys. zł to polska granica bogactwa?
Żaneta Gotowalska
19 maja 2021, 06:07·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 maja 2021, 06:07
Po sobotnich ogłoszeniach dotyczących Polskiego Ładu wśród wielu osób dobrze zarabiających pojawiła się opinia, że to oni mają finansować plany rządu oraz że politycy, określając różne zmiany, niejako postawili granicę polskiego bogactwa na 10 tysiącach złotych. Czy to właśnie tam przebiega ta magiczna granica? I co na to ci, którzy są nieco pod i nieco nad kreską?
Reklama.
Granica polskiego bogactwa
Według badania Quality Watch dla BIG InfoMonitor, pieniądze są jednym z najczęstszych powodów kłótni w związkach Polaków. Kłótnie o finanse zdarzają się regularnie w 17 proc. polskich rodzin. 24 proc. badanych twierdzi, że sprzeczki o pieniądze są w ich domach sporadyczne
Dyskusja o pieniądzach zawsze rozgrzewa. Szczególnie, kiedy mówimy o tych, którzy zarabiają więcej od nas, kiedy zastanawiamy się nad tym, czemu inni są bogaci, a my nie.
Co widzicie, kiedy zamykacie na chwilę oczy i wyobrażacie sobie osobę bogatą? Złote klamki w willi za miastem, pod którą stoi najnowszy samochód prosto z salonu? Miesięczne wakacje na Malediwach i tak trzy razy w roku?
W badaniu CBOS najwięcej ankietowanych, jako dochód, który uprawnia do nazwania się osobą naprawdę bogatą, wskazywało próg 10 tys. zł miesięcznie netto w przeliczeniu na osobę w rodzinie.
Jak dużo osób w Polsce zarabia 10 tysięcy złotych miesięcznie? Szczegółowe informacje o wynagrodzeniach publikuje się raz na dwa lata, dlatego obecnie mamy dostęp do danych z października 2018 roku, opublikowanych w marcu bieżącego roku. Zgodnie ze statystykami na stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego, zarobki powyżej 10 tysięcy złotych osiągało wtedy około 6-8 proc. Polaków.
Dlaczego w ogóle mówimy o kwocie 10 tysięcy? To właśnie mniej więcej taką kwotę, jako pewnego rodzaju granicę bogactwa, wskazało Prawo i Sprawiedliwość w Polskim Ładzie. Reforma ma być neutralna dla osób z dochodami między 6 tys. a 10,5 tys. zł brutto.
Do tego próg podatkowy z obecnie obowiązujących 85.528 zł zostanie zwiększony do kwoty 120 tys. złotych. "To oznacza, że z każdej złotówki od kwoty 120 tys. zł podatek będzie wynosił 32 grosze, a od tej powyżej 85 tys. do 120 tys. – 17 groszy zamiast wcześniejszych 32” – podkreślono w trakcie konferencji.
Brutto czy netto?
W tym miejscu warto zaznaczyć, że Polacy to finansowi analfabeci. Tak wynika z badania przeprowadzonego przez Bankier.pl przed kilkoma laty. Aż 70 proc. badanych nie umiałoby obliczyć kwoty netto swojej pensji na podstawie wiedzy o stanie własnych zarobków brutto.
Jak podkreślono w badaniu duża część obywateli naszego kraju nie odróżnia również umowy o pracę od umowy o dzieło, czy nie wie jakie przysługują im ulgi podatkowe. Nie potrafi także obliczyć raty kredytu czy ubezpieczyć się. Nie wiemy też jaka jest różnica pomiędzy wzrostem o 5 proc. a o 5 punktów procentowych.
Różnego rodzaju wyszukiwania dotyczące obliczania kwoty netto i brutto (m.in. kalkulator wynagrodzeń, brutto netto, kalkulator brutto netto, ale i te bardziej szczegółowe) to w wyszukiwarkach ponad 2 mln wyszukiwań miesięcznie (dane z Senuto).
10 tysięcy złotych? Nie w Warszawie
Kiedy pytam Piotra, pracownika jednej z warszawskich firm, czy 10 tysięcy złotych to dla niego granica bogactwa, odpowiada mi pytaniem: brutto czy netto? – 10 tysięcy, nawet netto, to jest kwota bez szału – mówi i dodaje, że wszystko zależy od tego, gdzie się żyje. Gdyby mieszkał w małej miejscowości, pewnie stanowiłoby to dla niego przekroczenie pewnej bariery. Ale mieszkając w dużym mieście uważa, że to nie jest magiczna granica.
Gdyby miał wskazać kwotę netto, która w jego ocenie świadczy, że ktoś już jest bogaty, podaje 20 tysięcy złotych.
Malwina, pracująca w innej firmie, mówi, że dla niej 10 tysięcy netto to już pewnego rodzaju bogactwo, ale w Warszawie jako takiej taka kwota nie robi wrażenia. – W stolicy granica bogactwa to w mojej ocenie 20-30 tysięcy złotych netto. Jak masz taką kwotę na rękę, możesz myśleć o domu, dużej rodzinie, dzieciach, psie, wakacjach, dobrych sprzętach – starcza na luzie. A jak masz taką kwotę żyjąc samodzielnie to już w ogóle zahacza o bycie krezusem – zaznacza.
– Nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi, co rząd kombinuje. Wydaje mi się, że to po prostu ruchy dla suwerena, ich wyborców – mówi mi Sebastian, którego planowane zmiany miałyby dotknąć. – Nie uważam, żeby zarabiając ponad 10 tysięcy na rękę były to jakieś kokosy – mówi.
I zaznacza, że uczciwie zarabia, ciężko pracuje, chce normalnie żyć. - A teraz wychodzi na to, że będę musiał jeszcze płacić na plany rządu, żeby tylko komuś było lepiej. Jestem przekonany, że wszędzie, gdzie się da, ludzie będą kombinować z pracą "na czarno", żeby ominąć prawo – podkreśla.
"W Polsce najbogatsi to bardzo wąska grupa"
– Rozumiem, że bogaci mają więcej wrzucać do wspólnego worka, ale co to znaczy bogaty? To ten kto zarabia milion złotych rocznie czy bogaty to inżynier, informatyk, elektronik, których dzisiaj potrzebujemy, a zarabia kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie? – mówi w rozmowie z naTemat ekonomista Marek Zuber.
Zuber podkreśla, że jest za tym, by zwiększyć obciążenia dla lepiej zarabiających. – To wielka dyskusja, która toczy się w USA. Na ten temat wypowiadają się nawet ci najlepiej zarabiający jak np. Warren Buffett. Ale jeśli dzisiaj Joe Biden chce wyraźnie podnieść podatki to dotyczy to podatków od zysków kapitałowych, ale od kwot miliona dolarów rocznie. I to jest podstawowy problem – mówi
I dodaje, że np. "Szwedzi mają pełną świadomość, że mają państwo opiekuńcze, ale mają bardzo wysokie podatki". – Nie ma innego kierunku? Pełna zgoda. Tylko pytanie, czy jedynymi obciążonymi zwiększonymi kosztami finansowania mają być ci, którzy zarabiają nieco więcej. Nie patrzę na badania tylko na realia. Inżynierowie, lekarze, pielęgniarki – to zawody, których przedstawiciele mogą się spakować i wyjechać np. do Norwegii – wylicza.
Po ogłoszeniach dotyczących Polskiego Ładu pojawiają się głosy, że na teraz nie można za wiele powiedzieć czy wyliczyć, bo wszystko jest na ten moment kwestią planu. Jedno jest pewne - dyskusja społeczna rozgorzała i - jak to bywa w przypadku rozmowy o pieniądzach - nie zapowiada się, by szybko została zakończona.
Jak powiedział mi ekonomista Marek Zuber, problem polega na tym, że "Polacy chcieliby, żeby państwo im wszystko dawało, ale podatki mają nie rosnąć albo być niższe”, a tak się nie da. I to, niezależnie od wprowadzenia (lub nie) zmian się nie zmieni.
Z partnerką mamy ok. 10 tysięcy łącznie i nie biedujemy, ale nie ma też przesadnego luksusu. Nawet nie jest to taka granica, żeby pojechać na świetne wakacje i równocześnie budować dom.
Marek Zuber, ekonomista
W Polsce najbogatsi to bardzo wąska grupa. Nie ma możliwości finansowania programu mieszkaniowego z dodatkowych podatków płaconych przez tych, którzy zarabiają powyżej miliona złotych rocznie. W związku z tym pytanie, czy te wszystkie pomysły nie są za ambitne, delikatnie mówiąc.