Komisje eksperckie nie są niezależnymi, wolnymi od nacisków i możliwych skrzywień perspektywy ciałami. Polskie środowisko filmowe jest rozkolesiowane i przy podejmowaniu takich decyzji dużą rolę odgrywają znajomości, względy zawodowe, materialne i towarzyskie.
– Proszę pamiętać, że u nas ci, którzy mają dobre układy u prezes Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, dostają pieniądze od państwa. Wajda dostaje od Agnieszki Odorowicz pieniądze na co chce. Wszyscy za to płacimy – denerwował się kilka dni temu w rozmowie z naTemat.pl krytyk filmowy Wiesław Kot. Czy rzeczywiście jest tak, że o dysponowaniu publicznymi pieniędzmi przez PISF decydują przede wszystkim względy osobiste?
Zapytany przeze mnie o swoją wypowiedź na temat PISF Wiesław Kot podtrzymał swoje zdanie sprzed kilku dni. – Komisje eksperckie nie są niezależnymi, wolnymi od nacisków i możliwych skrzywień perspektywy ciałami. Polskie środowisko filmowe jest rozkolesiowane i przy podejmowaniu takich decyzji dużą rolę odgrywają znajomości, względy zawodowe, materialne i towarzyskie – ocenia krytyk. Dodaje, że ludzie zasiadający w PISF-ie często podejmują decyzje opierając się na "instynkcie stadnym". – To dlatego pieniądze poszły na takie produkcje, jak "Zemsta", "Katyń", czy najnowsze produkcje Zanussiego. Jeśli reżyser ma znane nazwisko, a temat jest chwytliwy, mamy niemal gwarancję, że film dostanie dofinansowanie – ocenia krytyk.
Niestety PISF to nie fabryka gwoździ i błędy czasem się zdarzają. Zawsze decydując na podstawie projektu, a nie gotowego filmu, podejmujemy pewne ryzyko i dlatego czasem nawet bardzo złe filmy dostają pieniądze.
– Wydawanie pieniędzy na słabe produkcje może irytować zwłaszcza w czasach kryzysu gospodarczego – ocenia reżyser. Podkreśla jednak, że PISF odgrywa bardzo ważną rolę w świecie polskiego kina i gdyby nie on, wielu początkujących filmowców nigdy nie miałoby szansy na realizację swoich debiutanckich, niewielkich projektów.
Mateusz Werner, jeden z członków komisji, zasłaniając się poufnością obrad nie chciał opowiedzieć mi o tym, na jakiej podstawie wydano filmowi tak wysoką ocenę. Stwierdził jednak, że zdania były podzielone i dyskusja nad ostatecznym werdyktem nie była łatwa ani krótka. Podkreślił również, że przedstawiony komisji projekt różnił się znacznie od ostatecznego rezultatu. – Atutem filmu była m.in. obsada. Króla Sobieskiego miał zagrać Harvey Keitel – stwierdził. – Niestety PISF to nie fabryka gwoździ i błędy czasem się zdarzają. Zawsze decydując na podstawie projektu, a nie gotowego filmu, podejmujemy pewne ryzyko i dlatego czasem nawet bardzo złe filmy dostają pieniądze – ocenia.
Złożony przez wnioskodawcę-producenta (Agresywna Banda-Alessandro Leone) projekt trafił do komisji ekspertów zewnętrznych PISF w składzie: Filip Bajon, Irena Strzałkowska, Mateusz Werner, Paweł Poppe, Łukasz Barczyk, którzy, po zapoznaniu się ze scenariuszem i projektem, rekomendowali dyrektor PISF decyzję o dofinansowaniu. Eksperci zwrócili m.in. uwagę na skalę projektu koprodukcyjnego, komercyjny potencjał filmu oraz potencjalne walory promocyjne - docenienie historycznej roli polskiej strony w bitwie pod Wiedniem.
Ze zdaniem Wernera zgadza się też Jeżowski, podkreślając, że producenci często są w stanie podkoloryzować projekty, a międzynarodowi partnerzy, świetna obsada i duży budżet mogły świadczyć na korzyść "Bitwy pod Wiedniem". Dodał też, że perfekcyjny "na papierze" projekt czasem bywa "położony" na planie filmu. I na to PISF nie ma już wpływu.
Czy są jakieś szanse na to, aby niewątpliwie zasłużona dla polskiego kina instytucja, jaką jest PISF, działała skuteczniej i rzetelniej dysponowała pieniędzmi podatników? Rafał Jankowski podkreśla, że za każdą decyzją o dofinansowaniu stoją zewnętrzni eksperci i to oni są odpowiedzialni za ocenę projektów, a więc zarzuty nie powinny być kierowane pod adresem Instytutu.