
Nikola Grbić w poniedziałek ogłosił swoje odejście z Grupa Azoty Zaksą Kędzierzyn-Koźle, z którą nie tak dawno wygrał Ligę Mistrzów. Serb przyznał, że chodzi o "sprawy rodzinne". Te nie przeszkodziły mu, by we wtorek podpisać kontakt z włoskim gigantem, Sir Safety Perugia. To nie pierwszy przypadek, gdy polski zespół traci trenera na rzecz większych i bogatszych.
REKLAMA
– Nigdy nie miałem i prawdopodobnie nie będę miał lepszego doświadczenia jako trener, od tego które miałem w tym miejscu. Dlaczego tak się stało? Powiem, że to z przyczyn rodzinnych – powiedział Nikola Grbić, tłumacząc decyzję o odejściu z Grupa Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle. Serb dopiero wygrał z drużyną Ligę Mistrzów, kilka miesięcy wcześniej przedłużył umowę na dwa lata i... zdecydował się rzucić wszystko, by wrócić do Włoch.
Czytaj także:Przyczyna jest jasna i od dawna spekulowano, że tak się stanie. Serbskim trenerem zainteresował się Gino Sirci, szalony bogacz i sternik włoskiej potęgi, Sir Safety Perugia. Ten wyrzucił w marcu w trakcie ligowych finałów Vitala Heynena i uparł się na zatrudnienie opiekuna kędzierzynian. A jak Sirci na coś się uprze, to mało co jest go w stanie powstrzymać.
Biznesmen gotów był nawet zapłacić, by rozwiązać kontrakt Serba i zatrudnić go w drużynie, której filarem jest Wilfredo Leon. Wygląda na to, że się udało, choć nie udało się nam skontaktować z prezesem polskiego klubu, Sebastianem Świderskim. Biorąc pod uwagę determinację Włochów i ich zasoby, nie jest wykluczone że zapłacili za rozwiązanie umowy Nikoli Grbicia. Wychodzi na to, że Serb zostawił polską ekipę na lodzie.
Taki przypadek to nie pierwszyzna w PlusLidze. W połowie grudnia 2018 roku podobny numer, choć w znacznie bardziej nieelegancki sposób, wykręcił Jastrzębskiemu Węglowi były opiekun Biało-Czerwonych. Ferdinando De Giorgi kilka dni przed ligowym meczem przekazał, że chce odejść, bo czeka na niego umowa z Cucine Lube Civitanova. Włoch postawił wszystkich pod ścianą i wymusił niemal rozwiązanie umowy. W PlusLidze nikt już nie sięgnie po jego usługi.
Czy podobnie będzie z Nikolą Grbiciem? Tego nie wiemy, ale to w jaki sposób żegna się z Kędzierzynem-Koźlem nie zostanie szybko zapomniane. Dość wspomnieć, że Serb już dzień po finale przekazał drużynie, że odchodzi. I nie krył, że czeka na niego posada w klubie, w którym pracował w 2014-2015 i do którego obiecał wrócić. Słowa, tym razem, dotrzymał.
– Ani ja, ani Perguia nie jesteśmy tacy, jak przed siedmioma laty. Przybywam jako mistrz Europy i ze świadomością, że wykonałem dobrą robotę w Kędzierzynie-Koźlu. Zawsze wiedziałem, że kiedyś tu wrócę. Perugia jest czołowym klubem świata. Jednym z najlepszych na świecie pod względem budżetu, organizacji, kibiców i wszystkich innych aspektów – mówił we wtorek podczas prezentacji Serb. Te słowa mogą zaboleć kibiców polskiej ekipy, trener nie wspominał nic o sytuacji rodzinnej i ciężkim wyborze.
Mówił sporo o budowaniu drużyny i celach sportowych. W składzie Perugia ma przecież Wilfredo Leona, wkrótce dołączą Matthew Anderson i Simone Giannelli, skład zapowiada się imponująco. – Nasze ambicje są bardzo wysokie, ale musimy się skoncentrować na ciężkiej pracy w siłowni i na boisku. Jestem tu po to, żeby wygrać swoje pierwsze mistrzostwo Włoch i pierwsze z Perugią – dodał Nikola Grbić.
W siatkówce, inaczej niż na przykład w futbolu, nie ma okienka transferowego, ale najbogatsi wzorem futbolu również grabią biedniejszych i to nie tylko zawodników. Trenerzy - dość wspomnieć przejście Juliana Nagelsmanna do Bayernu Monachium - również są w cenie i jak widać, warto za nich nawet zapłacić. Wierność barwom i zasady? Cóż, o tych lepiej już nie wspominać.
