
Reklama.
"Samsara" to nowy dokument Rona Fricke, twórcy głośnego przed laty obrazu "Baraka". Oficjalna premiera zapowiedziana jest na piątek, lecz film można było zobaczyć na Warszawskim Festiwalu Filmowym w Multikinie. Ron Fricke długo kazał czekać na następcę "Baraki", gdyż od ich premiery minęło 20 lat. Sama "Samsara" powstawała przez 5 lat, kręcono ją w 25 różnych krajach.
Film zapowiadany był z wielką pompą. Miał być prawdziwą ucztą dla oka. Obiecywano, że obraz będzie lepszy, bardziej dokładny, a doznania widza intensywniejsze. Wszystko dzięki zastosowaniu podczas produkcji taśmy negatywowej o szerokości 70 milimetrów, czyli dwukrotnie większej niż ta zazwyczaj stosowana przy filmach. Jednak z uczty dla oka nici. Ci, którzy "Samsarę" już widzieli, opowiadają, że w kwestii jakości obrazu niczym specjalnym się nie wyróżniał. Dlaczego?
Odgrzewana technologia
– "Samsara" została nagrana na taśmie o szerokości 70 milimetrów. Lecz Multikino nie dysponowało sprzętem, który umożliwiłby odtworzenie tego dokumentu w tym formacie. Film został przekopiowany i odtwarzany w wersji cyfrowej – mówi Anna Śliwińska z biura prasowego Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
Odgrzewana technologia
– "Samsara" została nagrana na taśmie o szerokości 70 milimetrów. Lecz Multikino nie dysponowało sprzętem, który umożliwiłby odtworzenie tego dokumentu w tym formacie. Film został przekopiowany i odtwarzany w wersji cyfrowej – mówi Anna Śliwińska z biura prasowego Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
Okazuje się, że ciężko winić za to kino. – Strategia przyjęta przez Rona Fricke to klasyczny sposób zapisu obrazu na negatywowej taśmie światłoczułej – mówi Piotr Wojtowicz, autor obrazu filmowego i wykładowca w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. – Dziś to trochę historycznie odgrzewana technologia. Lecz w latach 50. XX wieku to był swoisty początek "technovision" – mówi Piotr Wojtowicz. Zaznacza jednak, że później ta metoda nie upowszechniła się.
Zobacz też: Filmowe klapy finansowane z publicznych pieniędzy. Dlaczego PISF dał na "Bitwę pod Wiedniem" 2 mln zł?
Zarówno taśma, jak i kamery są bardzo drogie. Te ostatnie w dodatku mają spory rozmiar i są ciężkie. Nie jest tak, że lepsze zawsze wygrywa. Zwycięży ten tańszy sposób produkcji.
Ekspert zaznacza, że najprawdopodobniej nie ma już w Polsce kin, które potrafiłyby odtworzyć taki format filmu. – Pamiętam, że krakowskie Kino Kijów miało taki projektor lata temu. Można było obejrzeć tam m.in superprodukcję "Spartacusa". Dodatkowo kina IMAX powinny poradzić sobie z tego rodzaju formatem – dodaje.
Optymalizacja kosztów przede wszystkim
Piotr Wojtowicz dodaje, że doznania widza oglądającego zapis z 70 milimetrowej taśmy są bogatsze niż te płynące z klasycznej, 35 milimetrowej taśmy. – Autorzy obrazu filmowego, potocznie nazywani operatorami kamery, potrafią tę różnicę dostrzec i nazwać. Ale kreując obraz pracujemy nie tylko na świadomy, ale i podświadomy odbiór widza. Rzeczywiście obraz z taśmy 70 milimetrowej jest lepszy – mówi. Dodaje, że podczas nagrywania, autor obrazu musi uwzględnić szereg czynników: głębię ostrości, dynamikę kolorów, kontrast. – Nagrywając film autor kreuje przestrzeń, by jak najwięcej przekazać widzowi. Operując taśmą o szerokości 70 milimetrów mamy więcej miejsca, żeby uwzględnić najważniejsze doznania, jakich ma doznać widz – mówi.
Piotr Wojtowicz dodaje, że doznania widza oglądającego zapis z 70 milimetrowej taśmy są bogatsze niż te płynące z klasycznej, 35 milimetrowej taśmy. – Autorzy obrazu filmowego, potocznie nazywani operatorami kamery, potrafią tę różnicę dostrzec i nazwać. Ale kreując obraz pracujemy nie tylko na świadomy, ale i podświadomy odbiór widza. Rzeczywiście obraz z taśmy 70 milimetrowej jest lepszy – mówi. Dodaje, że podczas nagrywania, autor obrazu musi uwzględnić szereg czynników: głębię ostrości, dynamikę kolorów, kontrast. – Nagrywając film autor kreuje przestrzeń, by jak najwięcej przekazać widzowi. Operując taśmą o szerokości 70 milimetrów mamy więcej miejsca, żeby uwzględnić najważniejsze doznania, jakich ma doznać widz – mówi.
Piotr Wojtowicz tłumaczy, że ta forma nagrywania filmów się nie przyjęła, gdyż jest szalenie kosztowna. – Zarówno taśma, jak i kamery są bardzo drogie. Te ostatnie w dodatku mają spory rozmiar i są ciężkie. Nie jest tak, że lepsze zawsze wygrywa. Zwycięży ten tańszy sposób produkcji – mówi. Tłumaczy, że rosną wymagania widzów, ale koszty powstania filmu trzeba zoptymalizować.
Technologia pomieści w sobie wiele informacji, ale oko i mózg ludzki mają swoje ograniczenia.
Cyfrowy terror
Ekspert dodaje, że najprawdopodobniej technologia 70 milimetrowej taśmy nie wróci do łask. – Wchodzimy w okres cyfrowy. Wielcy producenci negatywów kolorowych jak Kodak czy Fuji przestały je produkować – mówi Piotr Wojtowicz. – Przed negatywem nie ma przyszłości. Przyznaję to z wielkim żalem. Ucząc studentów używamy jeszcze kamer negatywowych, lecz tylko po to, by nauczyć ich dyscypliny myślenia podczas kreacji obrazu. Oni już nie będą pracować na tego rodzaju kamerach – dodaje.
Ekspert dodaje, że najprawdopodobniej technologia 70 milimetrowej taśmy nie wróci do łask. – Wchodzimy w okres cyfrowy. Wielcy producenci negatywów kolorowych jak Kodak czy Fuji przestały je produkować – mówi Piotr Wojtowicz. – Przed negatywem nie ma przyszłości. Przyznaję to z wielkim żalem. Ucząc studentów używamy jeszcze kamer negatywowych, lecz tylko po to, by nauczyć ich dyscypliny myślenia podczas kreacji obrazu. Oni już nie będą pracować na tego rodzaju kamerach – dodaje.
Przeczytaj też: Rosati powiedziała prawdę o zarobkach polskich gwiazd na Zachodzie. Są tanią siłą roboczą
Piotr Wojtowicz mówi, że jeszcze przed dwoma laty znawcy zarzekali się, że technologia cyfrowa nie prześcignie zwykłych taśm negatywowych o szerokości 35 milimetrów. – Teraz w wielu aspektach metoda cyfrowa doścignęła lub wręcz prześcignęła negatywową – mówi. Dodaje, że póki co filmy w kinach wyświetla się w rozdzielczości 2K (w tys. pikseli). – Zapewniam, że niedługo będzie to rozdzielczość 4K – tłumaczy. Zaznacza, że technologia wciąż się rozwija. Lecz są pewne granice, których nie powinno się przekraczać. – Technologia pomieści w sobie wiele informacji, ale oko i mózg ludzki mają swoje ograniczenia – kwituje Piotr Wojtowicz.