– Byłyśmy przekonane, że samolot spada – mówiła w Polsat News Ewa Sidorek, wykładowczyni Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Suwałkach, pasażerka samolotu zatrzymanego w Mińsku.
Na pokładzie samolotu linii Ryanair, który został zmuszony do lądowania w Mińsku były cztery Polki – wykładowczynie oraz rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. prof. Edwarda F. Szczepanika w Suwałkach.
– Starałyśmy się zachować spokój. Samolot zaczął wykonywać bardzo gwałtowne ruchy, a obsługa pokładu zachowywała się bardzo nerwowo – relacjonowała w Polsat News Ewa Sidorek, wykładowczyni z suwalskiej szkoły.
Jak podkreślała, w czasie lotu towarzyszyła im myśl o tym, że samolot spada. – Po chwili usłyszeliśmy komunikat, że mamy usiąść, zająć miejsca i że za 15 minut lądujemy w Mińsku – opowiadała.
Lądowanie samolotu w Mińsku
Sidorek podkreśliła, że na płycie lotniska było widać straż pożarną i uzbrojony kordon wojskowy. – Dodatkowo różni przedstawiciele służb i psy tropiące. Ten obraz też nie napawał optymizmem. Jeżeli człowiek jest zdezorientowany i nie wie, co się dzieje, to po prostu się boi. To uczucie nam towarzyszyło – wspominała.
Kobieta nie ukrywała, że cała procedura na lotnisku trwała bardzo długo. Pasażerowie byli przeszukiwani, sprawdzano ich dokumenty. – Była toaleta. Jedzenia po chwili zabrakło, wodę można było kupić. W takich sytuacjach ekstremalnych człowiek nie czuje głodu. Dzisiaj te emocje odpuszczają – dodawała.
Sidorek widziała, jak zatrzymano Ramana Pratasiewicza, którego następnie odeskortowało czterech żołnierzy.
Przypomnijmy, że maszyna lecąca z Aten do Wilna była zmuszona wylądować 23 maja na lotnisku w Mińsku po fałszywym alarmie o bombie na pokładzie. Decyzję o lądowaniu podjął sam Alaksandr Łukaszenka. Samolotem podróżował białoruski opozycjonista Roman Protasiewicz. Po wylądowaniu został on zatrzymany wraz ze swoją partnerką.