W środę Aleksander Łukaszenka odniósł się do sprawy porwania samolotu. – Jak mieliśmy postąpić, kiedy płynął potok informacji o bombach z polskich adresów IP? – powiedział w środę podczas publicznego przemówienia. Dodał, że "informacja o bombie przyszła ze Szwajcarii".
Prezydent Białorusi przemawiał na zwołanym w trybie pilnym spotkaniu z przedstawicielami parlamentu i rządu. Według niego "informacja o zmuszeniu do lądowania przez myśliwiec, to absolutne kłamstwo". Jak twierdził, zadaniem myśliwca zabezpieczenie łączności i sprowadzenie samolotu do lądowania w przypadku sytuacji krytycznej.
Aleksander Łukaszenka powiedział, że inne lotniska "nie przyjęły samolotu". Dodał, że samolot przelatywał nad białoruską elektrownią atomową. – A jeśliby nagle systemy bezpieczeństwa przeszły w stan pełnej gotowości bojowej? – zapytał. Elektrownia jądrowa w Ostrowcu posiada system ochrony przeciwlotniczej.
– Działałem legalnie, chroniąc ludzi, zgodnie z wszelkimi międzynarodowymi zasadami – tłumaczy Łukaszenka. Presję Zachodu w tej sprawie nazwał wielopoziomym terrorem. – Przekroczyli granice zdrowego rozsądku i ludzkiej moralności – powiedział z trybuny w białoruskim parlamencie.
Przypomnijmy, że samolot Ryanair lecący z Aten do Wilna był zmuszony wylądować 23 maja na lotnisku w Mińsku po fałszywym alarmie o bombie na pokładzie. Samolotem podróżował białoruski opozycjonista Raman Pratasiewicz. Po wylądowaniu został on zatrzymany wraz ze swoją partnerką.