Trwa bój o Świętokrzyski Park Narodowy. Rządowy projekt zakłada zmianę granic parku i wycięcie z jego obszaru 1,3 ha terenu, na którym znajduje się klasztor na Świętym Krzyżu.
Trwa bój o Świętokrzyski Park Narodowy. Rządowy projekt zakłada zmianę granic parku i wycięcie z jego obszaru 1,3 ha terenu, na którym znajduje się klasztor na Świętym Krzyżu. Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta

Emocje buzują od dwóch lat, bo na pomysł zmiany granic Świętokrzyskiego Parku Narodowego rządzący wpadli w 2019 roku. Jego przeciwnicy poruszyli już niebo i ziemię, ale ostatnio przelała się czara goryczy i złożyli skargę do Komisji Europejskiej. Twierdzą, że z rządem nie ma rozmowy, nikt ich nie słucha, a na zmianie granic parku mieliby skorzystać oblaci z klasztoru na Świętym Krzyżu.

REKLAMA
  • Rządowy projekt zakłada zmianę granic Świętokrzyskiego Parku Narodowego i wycięcie z jego obszaru 1,3 ha terenu na szczycie Łyśca/Świętego Krzyża.
  • Przeciwko zmianom protestuje ekologiczne Stowarzyszenie MOST, ale też m.in. politycy opozycji.
  • Według strony rządowej teren, który ma być odłączony od parku, utracił walory przyrodnicze, do parku chcą dołączyć inny, o powierzchni 62,5 ha. Ekolodzy uważają, że to absurd i mówią dlaczego.
  • Ta sprawa poruszyła środowiska naukowców i ekologów, zajęła posłów opozycji, trafiła do Najwyższej Izby Kontroli, a w ostatnich dniach do Komisji Europejskiej. Wszystko przez plany rządu, by "wyciąć" ze Świętokrzyskiego Parku Narodowego teren o powierzchni 1,3 ha na szczycie Łyśca, czyli na Łysej Górze, inaczej Świętym Krzyżu.
    Tu znajduje się klasztor, który od 1936 roku zamieszkuje Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej i według przeciwników rządowego projektu, właśnie ono miałoby na zmianie granicy parku skorzystać.
    Chodzi o pas zieleni, ale też o budynki przylegające do klasztoru, które znajdują się na działkach należących do skarbu państwa. To m.in. część Muzeum Świętokrzyskiego Parku Narodowego.
    – Ta sprawa tak naprawdę toczy się od lat 30. XX wieku. Od tamtej pory oblaci chodzą z pielgrzymkami do kolejnych ministrów środowiska, pierwszy raz byli w rządzie sanacyjnym, by wyprosić, aby ten teren został przekazany zakonnikom. Do teraz żaden z rządów przez prawie 100 lat tego nie zrobił – mówi naTemat Łukasz Misiuna, szef ekologicznego Stowarzyszenia MOST, które od dwóch lat walczy z rządem o zachowanie Świętokrzyskiego Parku Narodowego w dotychczasowych granicach.
    O terenie, który rząd chce "wyrzucić" poza teren parku, mówi, że jest absolutnie bezcenny: – Ma wagę może mniejszą niż Wawel, ale Jagiełło też tam bywał. Przed Grunwaldem pojechał na Łysiec, by pomodlić się i wyciszyć, a potem ruszył na Zakon Krzyżacki. A my dziś to miejsce, gdzie bywali polscy królowie, chcemy bezprawnie, w sposób zmanipulowany, przekazać kościołowi.

    Obrońcy Świętokrzyskiego Parku Narodowego

    Dlaczego rząd chce zmniejszyć granicę parku? "Ponieważ poprzednie rozporządzenie z 1996 r. nie uwzględnia zmian związanych z wykupami gruntów, korektami stanu posiadania, a także ze zmianami administracyjnymi – podaje Onet.pl.
    Jako argument krąży jednak informacja, że teren ten stracił swoje walory przyrodnicze i kulturowe. Początkowo mówiono o 5 ha, ale wybuchły protesty, powstała petycja internetowa.
    Do sprawy wrócono w 2020 roku, dziś mówi się, że chodzi o 1,3 ha. Jednocześnie park miałby powiększyć się o ponad 62 ha lasu w innym miejscu, w gminie Waśniów.
    – Gdy dyrektor Świętokrzyskiego Parku Narodowego powiedział w 2019 roku, że teren ten utracił swoje wartości przyrodnicze i nie jest potrzebny parkowi, to we mnie się zagotowało. Myślałem, że doszło do jakiejś katastrofy, że coś się wydarzyło, może jakieś skażenie chemiczne – mówi Łukasz Misiuna. Zaczął badać sprawę, przeglądać dokumenty. – Okazało się, że nic się nie wydarzyło. Kompletnie nic się nie zmieniło – mówi.
    Dziś MOST najbardziej jest zaangażowany w obronę Świętego Krzyża. Ale mnóstwo ludzi jest zbulwersowanych projektem rządu o zmianie granic parku.
    – Jest bardzo duże poruszenie wśród mieszkańców regionu ws. zmian w parku. A Święty Krzyż to temat szczególnie drażliwy. Zwłaszcza, że chodzi też o kwestię bycia ponad prawem przez władze kościelne. Nawet bez decyzji o ograniczeniu parku oblaci robią, co chcą na tym terenie. Zakonnicy np. sadzą rośliny, które są ekspansywne, zapraszają motocyklistów –– mówi nam kielecki radny Michał Braun.
    Michał Braun

    Z jednej strony mamy park narodowy, który powinniśmy chronić. Nasze dzieci uczymy, że w lesie zachowujemy się cicho i z szacunkiem, a jednocześnie na samą górę wpuszczamy tysiące głośnych motocykli. Jest wiele wątków, które bulwersują mieszkańców, ekologów i środowiska, które sprzeciwiają się takiej praktyce. Mieszkańcy łączą się w proteście przeciw zmianom granic parku, czy też brukowania jego części.

    Zakon oblatów na Świętym Krzyżu

    "Nie jest tajemnicą, że zmiana granic będzie tak naprawdę furtką umożliwiającą przekazanie ojcom oblatom zabudowań, o które ci starają się od lat" – pisze "Wyborcza". Taki przekaz jest od lat.
    W 2016 roku Radio Kielce donosiło: "Minister środowiska Jan Szyszko odwiedził klasztor na Świętym Krzyżu. Jego wizyta w sanktuarium ma związek ze staraniami o przejęcie przez zakon misjonarzy budynków zajmowanych obecnie przez Muzeum Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Jak przyznał minister starania o to trwają już od dłuższego czasu".
    Według doniesień medialnych, zmiana granic parku spowoduje, że straci on prawo do użytkowania wieczystego tych terenów. A wtedy zakonnicy mogliby starać się o ich wykupienie.
    Ludzie już wskazują, że na Świętym Krzyżu miałby powstać m.in. parking. A w sieci krążą różne zdjęcia, które mają pokazywać, co tam się dzieje. To poniższe jest jednak sprzed lat.
    – Ale jeszcze przed pandemią, w 2019 roku, zakonnicy planowali imprezę na kilka tysięcy aut. Na Łyścu, w parku narodowym, miał się odbyć konkurs na najgłośniejszy wydech auta tuningowanego. Można sobie wyobrazić, co tam się miało dziać. Zareagowaliśmy, wywarliśmy presję. Zakonnicy tłumaczyli, że nie mieli z tym nic wspólnego. Zaplanowana też była np. 2-dniowa pielgrzymka ok. 120 tys. osób. To też nagłośniliśmy, wycofali się. Cyklicznie odbywają się natomiast zloty motocyklistów. Pojawiają się stragany ze strzelającymi diabełkami, petardami, To jest jakiś cyrk. Mówimy na to Świętokrzyski Lunapark Narodowy – opowiada Łukasz Misiuna.
    Próbowaliśmy skontaktować się z zakonem oblatów, jednak ojciec rektor był niedostępny. Podobnie dyrektor Świętokrzyskiego Parku Narodowego.
    – Nie mają z nami lekko – przyznaje nasz rozmówca. – Myślę, że są zdumieni. Jesteśmy małą, lokalną organizacją i łatwo jest nas zamieść pod dywan. Ale jak się okazuje, ponad 2 lata powstrzymujemy to, co się dzieje. Tylko że nas są 2, 3 osoby, a przeciwko sobie mamy cały aparat państwa i Kościół katolicki.

    Politycy opozycji reagują

    W ciągu ostatnich dwóch lat również politycy opozycji zabierali w tej sprawie głos. Teraz nastąpiła silna reakcja. "Mamy do czynienia z sytuacją, w której Kościół ramię w ramię z rządzącymi niszczą Park Narodowy" – oburzał się m.in. poseł KO Bartłomiej Sienkiewicz.
    Europosłanka Róża Thun zareagowała: – Jako prawnuczka współzałożyciela Tatrzańskiego Parku Narodowego zajmuję się sprawą Świętokrzyskiego Parku Narodowego, bo precedens, jaki widzimy, może zagrozić także innym miejscom w Polsce.
    – Rząd chce ograniczyć teren parku wokół klasztoru, dając oblatom więcej terytorium. Ale jednocześnie chcą przyłączyć do parku narodowego zupełnie inny kawałek terenu, o większej powierzchni 62,5 ha. Twierdzą, że w sumie park się powiększy. Ale jak wykazują eksperci, ekolodzy, tamta nowa część nie ma nic wspólnego z obecnym terenem, ani z gatunkami, które tam występują. Sytuacja jest absurdalna. Trzeba powiedzieć wprost: działania przeciw Świętokrzyskiemu Parkowi Narodowemu to działania przeciw województwu świętokrzyskiemu – uważa Michał Braun.

    Raport MOST-u nt. warunków przyrodniczych

    Stowarzyszenie ekologów przygotowało raport o spornym terenie. Najpierw musiało zdobyć zgodę na badania. – Szybko okazało się, że teren nie utracił żadnej wartości. Już po dwóch tygodniach stwierdziliśmy kilka gatunków chronionych, o czym napisałem na naszym profilu. To spowodowało, że dyrektor parku cofnął zgodę, bo uznał, że robimy badania pod tezę – mówi Łukasz Misiuna.
    Przez kilka miesięcy starali się o kolejną, tym razem badania prowadzili przez kilka miesięcy. – Wyniki, które uzyskaliśmy dla nas samych były zadziwiające. Nikt nie spodziewał się takiej różnorodności, takich gatunków, tak rzadkich, z różnych grup systematycznych. Mówimy o ptakach, o nietoperzach, o grzybach, porostach, bezkręgowcach. To cała lista zagrożonych wymarciem, kilkudziesięciu gatunków. Jest też wiele gatunków nowych dla Gór Świętokrzyskich, jeden nowy bezkręgowca dla Polski. Nikt się tego nie spodziewał – opowiada.
    W MOST twierdzą, że występowali do przedstawicieli rządu o spotkania, o powołanie zespołu polityków, naukowców, przyrodników, którzy siądą i jeszcze raz przejrzą wszystkie argumenty za i przeciw, spróbują wypracować jakiś kompromis. – Może rząd potrafi nas przekonać, że nie ma się o co kłócić? Ale nikt na nasze prośby przez ponad 2 lata nie odpowiedział – mówi Łukasz Misiuna.

    Skarga do KE

    Dopiero teraz, 24 maja, Stowarzyszenie MOST postanowiło złożyć skargę do Komisji Europejskiej.
    – Zmiana granic parku narodowego, jest w gestii krajowych władz, a KE zajmuje się Naturą 2000. W naszym przekonaniu to, co rząd próbuje zrobić, może mieć i pewnie będzie miało negatywny wpływ na obszar Natura 2000. Dlatego chcielibyśmy, aby KE się temu przyjrzała – mówi Łukasz Misiuna.
    Dlaczego teraz, po dwóch latach? – Wydawało nam się, że po takich argumentach, jakie przekazaliśmy Ministerstwu Środowiska, czyli po raporcie z badań, jakie przeprowadziliśmy, po petycjach, listach otwartych z podpisami polityków i naukowców, po stanowisku Polskiej Akademii Nauk, każdy rozsądny człowiek zastanowi się trochę. Wróci, zrobi dwa kroki w tył. Ale ten rząd nie chce zrobić żadnego kroku do tyłu. Robi kolejne w przód – odpowiada.
    Ostatnio wręcz nastąpiło przyspieszenie. W ubiegłym miesiącu Rządowe Centrum Legislacji poinformowało, że zakończył się etap konsultacji dotyczących tego projektu. A w połowie kwietnia sekretarz stanu w ministerstwie Środowiska Małgorzata Golińska skierowała go do prac w Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Lokalnego, która go przyjęła. W komisji zasiada też wielu samorządowców opozycyjnych.
    – Minister Glińska zrobiła to też w ciekawy sposób, bo na stronie Rządowego Centrum Legislacyjnego informacja o tym fakcie została zamieszczona po 30 dniach, kiedy minął termin, gdy można było próbować reagować i np. dodzwonić się do samorządowców. To postawiło nas przed faktem dokonanym, nie mogliśmy zareagować – mówi szef MOST.
    Opowiada, że wystąpił do komisji o przekazanie protokołu z obrad, które były nagrywane: – Wymieniłem osiem maili, domagając się bezpośredniego nagrania albo przynajmniej audio, ale odmówiono. Napisano w mailu, że członkowie komisji nie wyrazili zgody na upublicznienie swojego wizerunku i tego, co powiedzieli. Ta sytuacja spowodowała, że uznaliśmy, iż na poziomie krajowym nie ma instytucji, organu i argumentu, żeby zatrzymać cały ten skandal i zwróciliśmy się do Komisji Europejskiej.
    Łukasz Misiuna

    To wyraz rozpaczy, trochę bezsilności, bo wydaje się, że sprawa zaraz będzie sfinalizowana przez rząd i ten fragment terenu zostanie usunięty z granic parku narodowego. To jest moment, w którym Rada Ministrów może przyjąć projekt rozporządzenia i sprawa będzie zamknięta.

    Siedzą teraz jak na szpilkach, czekając na decyzję? – To bardziej jak patrzenie w oczy umierającego. Umierającego systemu prawnego, obyczajowego, społecznego. To jeszcze jedna odsłona procesu anomii społecznej, w której pogrąża się Polska. Jeśli emocjonalnie tak by na to spojrzeć, to tak to przeżywam. To jest ogromna strata dla parku, dla kultury, dla przyrody, dla systemu prawnego w Polsce – odpowiada szef MOST-u.
    Dlatego przygotowuje publikacje naukowe. By, jak podkreśla, nikt kiedyś nie mógł powiedzieć, że ten teren nie ma wartości przyrodniczych.