Tak długiego konkursu jedenastek, jak w gdańskim finale Ligi Europy, nie widzieliśmy już dawno. Mecz rozstrzygnęło dopiero pudło bramkarza Manchesteru United, Davida De Gei. Wcześniej Hiszpan nie zatrzymał żadnego z jedenastu strzałów. Wygląda na to, że nie chodziło o pecha czy gorszy dzień – De Gea nie obronił rzutu karnego od 2016 roku.
Po 90 minutach gdańskiego finału Ligi Europy na tablicy świetlnej widniał wynik 1:1. W dogrywce ani Manchester United, ani Villarreal nie były w stanie trafić do siatki rywali. Zwycięzcę wyłonił dopiero konkurs rzutów karnych, w którym obejrzeliśmy aż 22 strzały. Doszło do tego, że uderzać musieli bramkarze. W końcu pomylił się jeden z nich – David De Gea.
O to ciężko mieć do niego pretensje, bo przecież golkiperzy nie ćwiczą na co dzień strzałów, a ktoś w końcu musiał przestrzelić. Statystycy zwracają jednak uwagę na inną rzecz. Bronienie rzutów karnych od dawna jest słabym punktem De Gei.
Okazuje się, że Hiszpan obronił żadnej jedenastki od ponad pięciu lat. Po raz ostatnim ta sztuka udała mu się 23 kwietnia 2016 roku. Wtedy w meczu półfinałowym FA Cup zatrzymał strzał Romelu Lukaku, ówczesnego zawodnika Evertonu.
W międzyczasie De Gea przepuścił aż 36 uderzeń z jedenastego metra (wliczając w to karne ze środowego finału). W Gdańsku przy kilku strzałach wyczuł intencję graczy Villarreal, ale ani razu nie był tak blisko odbicia piłki jak bramkarz rywali, Geronimo Rulli, przy uderzeniu Luke'a Shawa, które mogło zakończyć konkurs jedenastek nieco wcześniej.
Kolejną okazję na przerwanie koszmarnej serii De Gea będzie miał podczas Euro 2020 i meczów towarzyskich przed turniejem. Zawodnik Manchesteru jest podstawowym bramkarzem reprezentacji Hiszpanii i nie mogło zabraknąć go w kadrze na mistrzostwa.