Piotr Jacoń w rozmowie na łamach magazynu "Replika" przeznaczonego dla społeczności LGBT opowiedział o transpłciowej córce Wiktorii. Była to pierwsza rozmowa dwumiesięcznika z ojcem transpłciowej dziewczyny. Piotr Jacoń wyjaśnił, dlaczego ojcowie transpłciowych dziewczyn rzadko decydują się mówić o tym publicznie.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– Bo funkcjonuje ta straszna, patriarchalna gradacja. Ojciec myślał, że miał syna. Rozumie pan: s y n a. Ach, jak to brzmi! S y n – duma. Aż tu nagle ten syn mówi, że jest dziewczyną, czyli – jak podpowiada nam patriarchat – kimś jakby gorszym – powiedział dziennikarz magazynowi "Replika".
– Transmężczyzna to jest w pewnych kategoriach "awans", transkobieta – "degradacja"! Jeśli syn okazuje się córką, to ojciec we własnych oczach staje się kimś innym. Syna nie ma, więc ojca tego syna też jakby trochę nie ma. To wszystko brzmi dość absurdalnie, ale tak to, niestety, działa – dodał dziennikarz TVN24.
Piotr Jacoń opisał, jak dokładnie wyglądał coming out jego córki. Na początku jego dziecko nie wyjaśniło dokładnie, o co chodzi. "Przebąkiwało" jedynie, że "robi jakieś badania" i "o czymś musi powiedzieć". Gdy jednak z żoną dopytywali, o co chodzi, usłyszeli, że jest na to jeszcze za wcześnie.
– Mieszkamy w Gdyni, Wiktoria studiuje w Warszawie, więc ta kluczowa rozmowa odbyła się przez telefon, na głośnomówiącym. Nie pamiętam dokładnie jej słów, ale musiała powiedzieć, że od dawna źle czuje się w swoim ciele – opowiedział.
– Musiała powiedzieć, że jest kobietą i używa imienia "Wiktoria". Wspominała o terapii hormonalnej. Niemal automatycznie oboje z żoną od razu weszliśmy w tryb "pełna akceptacja". Zapewniliśmy nasze dziecko o miłości i wsparciu. To była spokojna rozmowa. Gdy się skończyła, oboje się rozpłakaliśmy – dodał prezenter TVN24.
Piotr Jacoń odpowiedział też, co sądzi o wpisie Krystyny Pawłowicz, która na Twitterze wyjawiła imię transpłciowego dziecka i potępiła dyrektorkę szkoły za decyzję, by do dziecka zwracać się preferowanym przez nie imieniem.
– Takich osób w przestrzeni publicznej nie powinno być. Ich obecność jest niesamowicie szkodliwa! Uwalnia to, co w społeczeństwie najgorsze. A w tym przypadku jeszcze - w glorii profesorskiego tytułu, sędziowskiej funkcji?! – ocenił jednoznacznie Jacoń.