– Mam nadzieję, że nie skończy się to tym, że ta rodzina się spakuje i wyemigruje, bo to byłoby straszne – mówi w rozmowie z naTemat.pl Artur Tusiński, burmistrz Podkowy Leśnej. To właśnie w tam mieszka 10-letnie transpłciowe dziecko, o którym Krystyna Pawłowicz napisała na Twitterze.
W swoim wpisie, który błyskawicznie zyskał popularność, stwierdził pan: "Nie ma naszej zgody na cyniczne wykorzystywanie dzieci do politycznych rozgrywek". Tym właśnie było zachowanie Krystyny Pawłowicz?
Według mnie tak. Proszę zwrócić uwagę, że cała retoryka kampanii wyborczej 2015 roku, kiedy PiS doszedł do władzy, była oparta na strachu przed obcym i nieznanym. Wtedy mówiliśmy o rasizmie, dziś o homofobii czy transfobii.
To właśnie jest polityka obozu rządzącego, opierająca się na tego typu prymitywnych instynktach. Niestety, biorąc pod uwagę działania m.in. pana Czarnka, można powiedzieć, że im zależy na jak najniższym poziomie edukacji, żeby utrwalać stereotypy. Mamy się kierować pierwotnymi atawizmami, wtedy łatwiej jest grać emocjami.
Przyzwyczailiśmy się, niestety, do codziennych, wzajemnych ataków politycznych oponentów, ale tutaj chodzi o dziecko. Zachowanie dorosłej kobiety de facto mogło skrzywdzić dziecko, a właściwie taki jest jego efekt.
Jeżeli coś takiego robią ludzie dorośli, zajmujący eksponowane stanowiska, i są w polityce długo, nie są naturszczykami, to nie można powiedzieć, że zrobili to przypadkiem. Poza tym, kiedy ktoś robi coś przypadkiem, to z reguły za to przeprasza.
Pani Pawłowicz – z tego, co wiem – musiała odejść z jednej z uczelni za podobne teksty. (Przyp. red. Była wykładowczynią w Wyższej Szkole Administracji i Prawa w Ostrołęce. Poniosła konsekwencje za wpis o 14-letnim Kacprze, prześladowanym za orientację seksualną. 14-latek popełnił samobójstwo), czyli nie ma efektu refleksji, żalu za swoje postepowanie.
W tej sprawie budujące jest jednak to, że pod moim postem, gdzie pojawiło się kilka tysięcy wpisów, musiałem usunąć może maksymalnie 20, ale takich skrajnie hejtujących, w tym także panią Pawłowicz.
Uważam, że jeśli chcemy zaakcentować to, że nie ma naszej zgody na takie zachowanie, to konsekwentnie możemy zrobić to w bardzo stanowczy sposób, ale niekoniecznie wchodząc w retorykę nienawiści, hejtu. Język jest ważny.
Ale ignorować też nie możemy.
Ignorowanie na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem. Czy nie reagowanie sprawiło, że ktoś z hejterów kiedyś przestał sam z siebie? Hejt to przemoc, a przemocy trzeba się przeciwstawiać. W skrajnych przypadkach, także sądownie.
Mam to szczęście, że mam zbuntowaną córkę po studiach psychologicznych, która działa w ruchach feministycznych i tak naprawdę sporo rzeczy wiem od niej. Moje pokolenie w wielu sytuacjach zachowuje się szablonowo przez pryzmat środowiska, w którym się wychowało.
Dzisiaj rażą rzeczy, które kiedyś uchodziły za normę. Nie można więc powiedzieć, że nie ma zmian na lepsze. Nasze zachowania ewoluują, społeczeństwo jest coraz lepiej wyedukowane, dlatego takie wpisy osób na eksponowanych stanowiskach cofają nas o dekady. To przykre.
Moim zdaniem PiS zaskoczył wszystkie intelektualne elity w kraju tym swoim – nie chciał bym tego tak nazywać, ale jednak – buraczano-przaśnym stylem, na który normalny człowiek, posiadający jakąś wrażliwość i jest skłonny do refleksji, reaguje wycofaniem.
Wszystkim tym, którzy twierdzą, że mój wpis był nie na miejscu, chciałem powiedzieć, że jest różnica między wchodzeniem w retorykę pani Pawłowicz a postawieniem bariery.
Hejt jest wszechobecny odkąd mamy dostęp do internetu. Twitter jest zupełnie inną platformą niż jeszcze kilka lat temu. To samo widać pod artykułami publikowanymi na poważnych portalach, nie trzeba podawać swojej tożsamości, a moderatorzy na forach sobie nie radzą.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że nawet jeśli ktoś codziennie deprecjonuje kogoś – nawet nie tak ordynarnie – i sączy negatywny przekaz, to nie reagujemy. Zobojętnieliśmy. I wszystko jedno, czy dotyczy to zwykłej anonimowej osoby czy osób z pierwszych stron gazet.
Na to się nakłada druga strona, prokuratura, która sama z siebie wszczyna śledztwo przeciwko pisarzowi, bo powiedział o prezydencie "debil". Mamy takie rozmycie, którego konsekwencją jest to, że wiele osób nie radzi sobie z takim oczywistym odróżnieniem krytyki od hejtu.
Ale jest na to zgoda. Rzecznik Praw Dziecka też nie reagował...
Wiem od dyrekcji szkoły, że dzwonił jeden z dyrektorów z biura RPD i była to bardzo dobra rozmowa, choć szczegółów nie znam. Nie wiem, czy on to zrobił oficjalnie za zgodą swojego szefa, czy może była to jego osobista inicjatywa. Jednak zrobił to, co powinno było zrobić kuratorium, a nie zrobiło.
Kuratorium powinno wyciągnąć telefon, zadzwonić i zapytać: "Pani dyrektor, czy podjęliście uchwałę? Nie? To dziękujemy". A nie zapowiadać kontrolę itd. Poza tym my mówimy o odruchach administracji wobec innej administracji, a gdzie jest w tym dziecko?
Właśnie, gdzie jest w całej tej dyskusji dziecko?
W całym tym sporze tracimy z horyzontu najważniejsze rzeczy, bo się zacietrzewiamy. Nawet jeżeli żyjemy w małej społeczności, takiej jak Podkowa Leśna, i zdarzy się, że kilka osób codziennie będzie sączyło negatywny przekaz, to ileś kolejnych osób, do tej pory nie interesujących się takimi kwestiami, obudzi się w rzeczywistości, w której ten przekaz będzie wszechobecny, więc uznają to za normę.
To jest tragedia dzisiejszych czasów, jak z tym walczyć? Gdzie postawić tamę? Tym bardziej, że politycy wiodą w takiej narracji prym, bo cała kampania oparta jest na polaryzacji i negatywnym przekazie.
Jak wyglądała kontrola szkoły przez kuratorium?
O skandalicznym tweecie pani Pawłowicz dowiedziałem się od dyrektor szkoły, a ona z kolei od dziennikarza, który wysłał do niej mail z pytaniem. Następnie zadzwoniło kuratorium i poinformowało o kontroli. Połączenie faktów nie było problemem, bo padło takie zdanie, że kontrola jest przykazem z góry.
Zaznaczał pan, że ze względu na dobro dziecka starali się państwo uniknąć rozgłosu, jak wiadomo przez tweet pani Pawłowicz się to nie udało. Co dzieje się na lokalnych forach?
Mniej więcej domyślam się, kto wyniósł ze szkoły tę informację. Jesteśmy małą społecznością, tu praktycznie każdego można zidentyfikować, nawet po anonimowym wpisie na FB.
Mówił pan o kryzysie uchodźczym, czyli nie są to pierwsze takie hejterskie historie w Podkowie Leśnej?
Nie są pierwsze, ale obserwuje fora mieszkańców różnych miejscowości. Tam, gdzie moderator jest konsekwentny i ucina nienawistne wpisy, tam kultura dyskusji jest zupełnie inna. Niestety u nas poszło to w złą stronę. Administratorzy nie reagują na wpisy, ale jedyną metodą ucieczki od tego jest zablokowanie 5-6 osób, które piszą takie posty. Natomiast nie jest to też metoda, bo nie rozwiązuje problemu.
W trakcie kryzysu uchodźczego ujawniło się kilka takich fobii. Na spotkaniu padały okrzyki "sprowadzacie morderców, którzy będą gwałcili nasze dzieci". Są osoby, które nie radzą sobie z odmiennością innych i tym co nieznane. Widzę tu analogię.
To idzie po linii politycznej. Elity obecnej władzy wyciągnęły z ludzi to, co najgorsze. I to, co najgorsze, potrafiło odciąć ich od człowieczeństwa. To jest fenomen tej partii.
Dla rodziców i dla dziecka cała ta historia musi być niezwykle trudna.
Sytuacja tego dziecka nie jest znana od wczoraj. Szkoła, i cała jej społeczność, radziła sobie z tym bez rozgłosu. Jeżeli organ prowadzący wie o wszystkim od dyrekcji, a nie ze skarg, to znaczy, że wszystko toczy się prawidłowo. Żadna interwencja nie była wymagana, nikt nie żądał od nas wyjaśnień. Cała ta historia z Panią Pawłowicz była niepotrzebna.
Mam nadzieję, że nie skończy się to tym, że ta rodzina się spakuje i wyemigruje, bo to byłoby straszne. Na pewno rodzina może liczyć na wsparcie lokalnej społeczności. Rozmawiałem dziś z dyrekcją i pytałem, czy coś złego się dzieje, jak odbierają cały ten medialny szum. Usłyszałem, że jest dobrze, jeśli w tym kontekście w ogóle można mówić, że jest dobrze. Proszę jednak zauważyć, że nawet prawicowe periodyki zachowały w tej sprawie pewną powściągliwość.