Meczu Polska – Anglia pewnie nie będzie. – Po co ten dach, skoro go nie zasunęli jak leje deszcz? – zastanawiają się wszyscy Polacy. I słusznie. Z dachem podobno jest problem, bo można go tylko zasunąć, gdy jest ładna pogoda. Propozycja zasunięcia już dzisiaj padła. Nie zgodzili się ani Polacy ani Anglicy. Ale problemem jest nie tylko dach. Ale też trawa, która miała wytrzymać każdą ulewę.
Stadion Narodowy jest supernowoczesny, ma równie supernowoczesny dach. Tak go reklamowano, z tego kpią teraz zagraniczne media. Tyle, że tego dachu nie zasunięto, gdy przed meczem Polska-Anglia rozpętała się totalna ulewa. Efekt? Mecz jest zagrożony, możliwe, że w ogóle się nie odbędzie.
Podobno w południe padła propozycja, by dach zasunąć, nie zgodziły się obie ekipy. Istnieje przepis, że jak trening jest przy otwartym niebie, to tak samo z meczem. Zasunięcie w czasie ulewy, jak możemy przeczytać, jest niebezpieczne.
- Decyzję o niezamykaniu dachu podjął delegat w porozumieniu z dwoma drużynami - powiedziała w TVP Agnieszka Olejkowska. Dodała, że ostateczna decyzja zapadnie o 21.45. Zasugerowała, że najlepiej byłoby gdyby mecz jednak odbył się dzisiaj.
Problem polega na tym, że na Narodowym miało się odbyć tylko jedno spotkanie. Właśnie ten mecz z Anglią. Dlatego położono trawę, która miał znieść 90 minut meczu i trzy sesje treningowe. Ale nasz wcześniejszy mecz, ten z RPA, przeniesiono z Bydgoszczy. Mecze miały się odbyć dwa i aż sześć treningów. Człowiek odpowiedzialny za trawę przekonywał jeszcze przed meczem na sport.pl, że wszystko będzie w porządku. Powiedział nawet, że murawa jest lepsza niż na Euro 2012.
Kpina. Z Euro 2012 pamiętam stadion w Doniecku, nie posiadający murawy, na którym rozpętała się potworna, jeszcze gorsza ulewa przed meczem Ukraina – Francja. Tamten mecz rozegrano. Czekano kilkadziesiąt minut. Dało się grać.
Oczywiście nowo położona trawa oznacza gorsze warunki do gry niż trawa, która na obiekcie jest już od dawna. Ale to nie tłumaczy ludzi za to odpowiedzialnych.
A teraz, jak relacjonują na Twitterze, angielscy dziennikarze, nasi rywale z przerażeniem patrzą na sędziego z Włoch, który chce zrobić wszystko, by mecz jednak rozegrać. Trener Waldemar Fornalik też był na boisku. Minę miał nietęgą. Lepiej nie myśleć, do czego doprowadziłoby odwołanie spotkania. Wściekli będą mogli być wszyscy. Kibice, którzy już skandują przyśpiewkę o związku, media, sami piłkarze, ich kluby. Długa ta wyliczanka.
Kompromitacja – nie da się nazwać inaczej tego, co stało się dziś w Warszawie. Zgodnie z przepisami mecz, jeśli nie dziś, miałby się odbyć jutro w południe. Ale dach nie zostanie zasunięty, bo w tej chwili w Warszawie wieje, osiadła na nim woda i grozi to katastrofą.
A co starszym fanom przypomina się pewnie rok 1974 i półfinał mundialu w Niemczech. Mecz, który mógł nam otworzyć drogę do wielkiego finału. A może i do zwycięstwa. Ale nie otworzył, bo z Niemcami graliśmy na wodzie. Wielu twierdzi, że byliśmy wtedy lepsi i w normalnych warunkach nie przegralibyśmy 0:1.
Ale to nie drużyny powinny decydować czy dach zamykać czy nie, ale ORGANIZATOR meczu. On ma prognozy etc.
Oliver Holt, szef sportu Daily Mirror
Spotkałem w tunelu Roya Hodgsona. Powiedział, że kopnął dość mocno piłkę wszerz boiska, a ta po kilku metrach się zatrzymała. Boisko kompletnie nie nadaje się do gry.
Samiec Alfa
Podobno w TVP juz wiedzą, który evergreen puszczą po przerwaniu transmisji meczu. O 21 wjeżdża "Potop".
Rio Ferdinand
obrońca Manchesteru United, nie ma go w kadrze
Właśnie się dowiedziałem, że ten stadion ma dach. Haha. Robi się coraz gorzej.
Przemysław Rudzki
Chciałem być naocznym świadkiem historii, ale nie takiej...