Nie, nie chcę robić inby. Tak, nawet pisząc pierwsze słowa tego felietonu wiem, że odpowiedzią będzie hejt, choć naprawdę nie mam nic przeciwko rowerzystom. Trudno. Piszę z perspektywy osób pieszych, które nie są bezpieczne nawet na chodniku. A wszystko przez piratów rowerowych.
Nie pamiętam dokładnie roku, ale to był przełom lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Pamiętam natomiast, że moja nastoletnia przyjaciółka stała na chodniku, a konkretnie na przystanku. Nagle – łup! – wjechał w nią pirat rowerowy.
Skończyło się upadkiem, posiniaczoną nogą oraz awanturą, którą zrobił... pirat rowerowy. Potem po prostu uciekł z miejsca wypadku, który spowodował. Bezczelny, bezkarny i anonimowy.
Znajoma mojej koleżanki nie miała tyle szczęścia. Kilka lat temu potrącił ją rowerzysta, również na chodniku. Uderzyło w nią rozpędzone kilkadziesiąt kilogramów – pirat rowerowy i jego pojazd. Trafiła do szpitala ze złamaniami.
– Wyglądała tak, jakby ją czołg przejechał. Była cała posiniaczona – opisuje znajoma. Tu też sprawca wypadku uciekł z miejsca zdarzenia. Szukaj wiatru w polu.
Rowerzyści i "rowerzyści"
Sytuacji w najbliższym otoczeniu, gdy było o włos od potrącenia przez pirata rowerowego, nie jestem w stanie wyliczyć. Na przykład takich, gdy jako osoba piesza o obecności rozpędzonego pirata dowiadujesz się, gdy tuż przy uchu rozlega się przerażająco nagły świst przecinanego powietrza.
Jasne, normalni rowerzyści tego nie robią. Pewnie, nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Piraci rowerowi to mniejszość. Zgoda. Ale to nie zmienia faktu, że piesi nie wiedzą, na kogo trafią. I niestety trafiają na – a raczej są trafiani przez – piratów. Piesi nie są bezpieczni nawet na chodniku, a to jest jakiś ponury żart.
Wszyscy jesteśmy pieszymi
Od 1 czerwca piesi mają pierwszeństwo już zbliżając się do pasów. Nareszcie europejski standard, o którego wprowadzenie od lat starali się aktywiści, stał się rzeczywistością. To dobra okazja by zadbać o prawa pieszych na chodniku, (jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, skoro chodnik jest przeznaczony właśnie dla nich).
Zgodnie z prawem rowerzyści mają wstęp na chodnik tylko w kilku wyjątkowych sytuacjach:
gdy mają pod opieką dziecko do lat 10, które jedzie rowerem;
gdy szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której samochody mogą jechać szybciej niż 50 km/h (warunek 1), wynosi co najmniej 2 metry (warunek 2) i brakuje ścieżki/drogi rowerowej (warunek 3);
gdy pogoda sprawia, że rowerzyści nie są bezpieczni na drodze (gęsta mgła, silny wiatr, śnieg etc.).
W praktyce rowerzyści wjeżdżają między pieszych nawet na wąski chodnik w każdych okolicznościach przyrody.
Niektórzy rowerzyści przyznają, że jadą chodnikiem, bo boją się piratów drogowych. To zrozumiałe (choć nadal niezgodne z prawem). Warto jednak również zrozumieć, że tym, czym dla rowerzystów na drodze są piraci samochodowi, tym dla pieszych na chodniku są piraci rowerowi.
Problem i rozwiązania
Jest problem, więc potrzebne jest rozwiązanie, a nie rytualna wymiana wyzwisk między "amebami" (piesi), "pedalarzami" (rowerzyści) i "blachosmrodziarzami" (kierowcy samochodów). Swoją drogą wyjątkowo absurdalny, plemienny podział, bo przecież te zbiory nie są rozłączne.
Jedną z możliwości jest wprowadzenie tablic rejestracyjnych dla rowerów – rozważają to obecnie władze Nowego Jorku. Dzięki tablicom rejestracyjnym sprawcom wypadków na chodnikach trudniej byłoby uciec przed odpowiedzialnością. A mogą to zrobić – i niestety robią – z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. Koszty wypadku ponosi ofiara.
Rowerowa tradycja
W tym kontekście ta drobna niedogodność, jaką jest uzyskanie tablic rowerowych, jest dla normalnego rowerzysty właśnie tym – drobną niedogodnością. Kierowcy samochodów dają radę, to i cykliści sobie poradzą, a piesi będą bardziej chronieni.
Alternatywą byłby całkowity zakaz jazdy chodnikiem dla rowerzystów (z wyjątkiem dzieci). Czy są jakieś inne? Nie, apelowanie o zdrowy rozsądek się nie liczy, bo piraci tylko się z tego pośmieją, ewentualnie stwierdzą, że przecież oni jeżdżą szybko, ale bezpiecznie (brzmi znajomo?).
Co ciekawe tablice rowerowe to wcale nie jest nowy pomysł. Zostały wprowadzone już w II RP, a konkretnie, jeśli wierzyć Wikipedii, w 1920 roku.
W zależności od regionu różniły się kształtem i sposobem numeracji. Obowiązek ich posiadania zniesiono w roku 1954. Może czasami warto wrócić do przeszłości? Normalnym, odpowiedzialnym rowerzystom brak anonimowości przeszkadzać nie powinien. Z pewnością będzie za to przeszkodą dla piratów.