
Znakiem rozpoznawczym dziennikarki jest szczególny sposób, w jaki siedzi w studiu, a także wyjątkowy głos. “Nogi Elżbiety Jaworowicz” doczekały się nawet fanpage’a na Facebooku. Podobno ten wyjątkowy sposób ułożenia nóg wywodzi się ze szkoleń dla młodych prezenterek, które wiele lat temu prowadziła Irena Dziedzic. – Czasem się z tego podśmiewamy, ale to jak Elżbieta siedzi w studiu, sprawia, że jest nie do podrobienia. Nie powinna tego zmieniać – ocenia Pawłowska.
Jaworowicz jest wszechwładna. Przyciąga uwagę, zajmuje centralne miejsce i rozdaje karty. Otwiera i ucina dyskusję, rozdaje i odbiera prawo do głosu. Potrafi “utemperować” jakiegoś samorządowca i powiedzieć mu otwarcie, że po prostu nie ma racji. Jest niczym wszechwładny Bóg ponad obiema stronami sporu.
Formuła programu od lat jest taka sama – najpierw Jaworowicz występuje “w terenie”, gdzie angażuje się w trudne sprawy lokalnych społeczności i osobiste dramaty pojedynczych ludzi. Często w roli “czarnych charakterów” w jej reportażach występują różnego szczebla urzędnicy i przedstawiciele władz. “Ratujmy Kornelkę”, “Ofiara damskiego boksera”, “To nie było samobójstwo!” – to przykładowe tytuły odcinków. W drugiej części programów Jaworowicz zaprasza do studia pokrzywdzonych bohaterów swoich reportaży oraz ekspertów.
W studiu jest elegancką damą, ale w terenie potrafi w kufajce i kaloszach rozmawiać z ludźmi o ich problemach. Niektórzy mówią, że robi to “jak przekupa”, ale to jej siła.
Wszechwładna i elegancka
– Jest wszechwładna. Przyciąga uwagę, zajmuje centralne miejsce i rozdaje karty. Otwiera i ucina dyskusję, rozdaje i odbiera prawo do głosu. Potrafi “utemperować” jakiegoś samorządowca i powiedzieć mu otwarcie, że po prostu nie ma racji. Jest niczym wszechwładny Bóg ponad obiema stronami sporu – ocenia medioznawca, prof. Wiesław Godzic. – Jest ostra, potrafi przerwać rozmówcy i zmienić temat, ale to dobrze. Dzięki temu jest skuteczna. Ale poza anteną jest ciepłą, sympatyczną osobą, traci tę “władczość”, którą widzimy w telewizji – mówi o Jaworowicz pisarka i publicystka Krystyna Kofta, która często gości w “Sprawie dla reportera”. Z kolei Barbara Pawłowska dodaje, że Jaworowicz jest świetną współpracowniczką i dobrą przyjaciółką. – Ma silną osobowość, ale nie jest władcza. Uważnie słucha uwag i komentarzy, czasem nawet podpytuje mnie, czy za bardzo “nie pojechała po bandzie” – mówi.
Ale nie wszyscy są takimi entuzjastami działań reporterki. “Newsweek” opisał jakiś czas temu stowarzyszenie osób, które czuły się poszkodowane przez jej wyraziste sądy, szybkie ferowanie wyroków, czy brak obiektywizmu.
Każdy ma własną krzywdę i inną pretensję. Olga Chobot o to, że musi na własny koszt przepraszać za swoje wystąpienie u Jaworowicz, Janusz Rawczuk o to, że w programie zrobili z niego sutenera, Ryszard Kazimierczak, bo go ogłosili gwałcicielem, Krystyna Mrozowska o to, że została na lodzie – redaktor Jaworowicz najpierw rzeczywiście broniła jej sprawy, ale w kolejnym programie wszystko odkręciła, na koniec zostawiła wszystko tak, jak było, tylko z nowym rachunkiem wzajemnych krzywd. CZYTAJ WIĘCEJ
Tymczasem TVP poinformowała, że od listopada Jaworowicz poprowadzi drugi program – „Elżbieta Jaworowicz. Tak było - tak jest”. Jego bohaterami będą ludzie, którym “Sprawa dla reportera” pomogła przed laty. – Trudno odmówić jej skuteczności, ale do wielu jej sukcesów podchodziłbym ostrożnie – komentuje prof. Godzic. Medioznawca podkreśla, że dziennikarka uprawia swoisty rodzaj “dziennikarstwa janosikowego”, w którym stara się wyręczać państwo w jego funkcjach i rozwiązywać ludzkie problemu z pominięciem drogi prawnej.