
Po tym występie udzieliłam jednego z pierwszych wywiadów na żywo. Powiedziałam, że mnie można kochać albo nienawidzić. Przez lata ta fraza się za mną ciągnie. I chcę żeby tak było. Na płycie "Dekalog Spolsky" śpiewam "bo najgorzej to jak odbiór jednolity". Sztuka ma zachwycić, ale i czasem wkurzyć. Nawet moja interpretacja "Skowronków" Skaldów w Opolu nie każdemu przypadła do gustu. Niektórym podpadła. Była wywrotowa.
To było moje marzenie, żeby zadebiutować właśnie tam. W mojej głowie scena opolska i kult tego festiwalu jest mocny. Mój tata wiele lat grał tam w orkiestrze.
To dla mnie bardzo ważna dedykacja. Mam ją w jednej z bardzo starych książek, która leży na półce przy łóżku, gdzie stoją pozycje, które mają poprawiać mi humor. Jest tam książka Katarzyny Nosowskiej, biografia zespołu Republika i stara książka z dedykacją naskrobaną przez moich rodziców. Uznałam, że musi być ona też na mojej książce, bo za każdym razem, kiedy miałam zły dzień, odczuwałam brak wiary w siebie czy projekt, w który się angażuję, zaglądałam do tej książki, żeby usłyszeć głos mojej mamy. Jest on zaklęty w tych słowach.
To zbiór krótkich form. Od dziecka zawsze chciałam pisać. Tuż przed pandemią postanowiłam sprawdzić się literacko. Książka to tak naprawdę historia Marysi. To postać, która jest trochę mną i dzieli się swoimi przemyśleniami na temat samoakceptacji, relacji z rodzicami, z chłopakami, o tęsknocie za mamą. Pisze o tym, że Marysia czasem się sama nienawidzi, jest kapryśna, ma humory. To cechy, których kompletnie nie widać po Mery Spolsky.
Czasem tak bardzo odczuwa się brak bliskości utraconych osób, że ma się potrzebę dołączenia do nich. Stąd tytuł książki - "Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj". Ten, kto zna moją twórczość, będzie wiedział, że to jest pisane przez pryzmat krzywego zwierciadła – z humorem, grą słów. Mrok jest ukryty pod płaszczem literackich dziwactw.
Absolutnie nie jest to obśmiewanie, a po prostu podpisanie się pod czarnymi myślami, pokazanie, że ja też tak czasem mam. Chciałabym zainspirować osoby, które mają takie myśli, by na nowo spojrzały na swoje życie. Ale nie jest to książka coachingowa, poradnik.
Ja to nazywam pamiętnikiem 26-latki, czyli miejscem, gdzie jak ci się zachce to piszesz opowiadanie. Jak masz ochotę to powstaje wiersz, a przy innej okazji zapis jakichś wydarzeń, które są zdarte z metafory i literackiej formy. To wszystko to też bardzo osobiste myśli. Ktoś, kto to czyta, może wejść w głowę postaci, którą stworzyłam.
Luźna forma to stuprocentowo to, na co można sobie pozwolić w pamiętniku. Gdzieś po lewej stronie bazgroły, gdzieś wyrwana kartka i na nowo sklejona. Twórcą oprawy graficznej jest wspaniały artysta – Tomek Kuczma, z którym siedzieliśmy wiele miesięcy i rozmawialiśmy o tekstach. Do każdego stworzyliśmy nową graficzną historię. To dla mnie ważne, żeby odbierać tę książkę wielowymiarowo, jako wizualne przeżycie.
Czułam to od dłuższego czasu. Już przy pierwszej płycie było dużo melorecytacji, mało miejsca na śpiewanie. Czułam, że mnie to uciska. Nagle forma, gdzie możesz odjechać w długie wersy, okazała się dla mnie wyswobadzająca. Nie trzyma mnie nic, żaden bit. Po prostu kartka i potok słów. Postać Marysi jest tak wylewna, że pozwala sobie na zbyt długie zdania, skomplikowane formy. Z pełną świadomością, że trzeba w ten strumień wejść. To elementy żywo wycięte z myśli i przeniesione na papier.
Piszesz o "zniekształconym życiu zamkniętym w kwadratach", co jest bezpośrednim nawiązaniem do Instagrama. Pokazujesz inną stronę siebie, poprzez bohaterkę, którą stworzyłaś. Dotychczas ludzie mogli odbierać cię właśnie przez to, co widać w social mediach, a teraz mają niejako wejście za kulisy.
Postrzegano mnie jako bardzo wesołą osobę i ja taka jestem, bo w duchu mam raczej pozytywne nastawienie. Jednak w słodkim Instagramie i propagandzie sukcesu, jaką wielu krzewi w social mediach (w tym ja), nie widać innych przemyśleń. Przez pandemiczny rok, kiedy pisałam książkę, zaczęło tych przemyśleń przybywać więcej.
Świat jest pełen kontrastów i ta książka też jest pełna kontrastów. Z jednej strony świat emocji z Netflixa, który zostaje zmieciony w jednej chwili przez jedno wspomnienie jakim jest np. tęsknota do mamy. Cały kolorowy świat się burzy.
Z jednej strony lubię pokazywać swoje ciało i wie to każdy, kto jest na moich koncertach czy ogląda moje klipy. Ale Marysia też czasem płacze przed lustrem i nienawidzi swojej fałdy na brzuchu. Nie można tego wyczytać na Instagramie, bo kto by pisał: "hej, ludzie, nienawidzę czasami swojego brzucha”.
Ta książka odpowiada na to pytanie bardzo indywidualnie. Niektórzy powiedzą: co ta Marysia ze sobą robi, jak można być dla siebie tak okropnym, jak można się tak nie lubić. A inni zobaczą wesołą refleksję i otuchę, że nie są z tym sami. To moja codzienna walka wewnętrzna, czy jestem dobra dla siebie, czy się doceniam. Codziennie rano trzeba to sobie powtarzać.
Nie, raczej nie. W social mediach jest dużo skrajnych emocji. Jestem bardzo wdzięczna, że ludzie, których spotykam np. na koncertach, to tak ciepli ludzie. Nazywam ich Ludźmi Spolsky. Mamy bliski kontakt i wiem, że co by się nie działo, to mam ich pełne wsparcie. Są dobrzy dla mnie. Nie odczuwam hejtu z tej strony. To mocny budulec.
Już przy pierwszej płycie szokujące było to, że dostawałam wiele listów, gdzie ktoś się zwierzał z problemów sercowych. Nawet kiedyś ktoś spytał, czy nie mogłabym przyjechać do innego miasta na kawę, by namówić dziewczynę, żeby wróciła do chłopaka. To są szalone, ale miłe prośby. Ciekawe relacje się z tego tworzą.
Nie pojechałam. Stwierdziłam, że to byłoby dziwne. Bo co jeśli ta dziewczyna nie chciała już być z tym chłopakiem? Wyszłabym na osobę, która się wtrąca. Ale bywały sytuacje, kiedy ktoś poprosił mnie o filmik ze słowami wsparcia, żeby przekonać drugą osobę do związku i dostawałam później wiadomości, że się udało. Wątpię, żebym była łącznikiem. Po prostu się dogadali, a ja byłam sanitariuszką spolsky.
Od czasu, kiedy zaczęłam prowadzić swoją audycję radiową w Newonce, poznałam wiele dziewczyn z branży. Poczułam bardzo duże siostrzeństwo w muzycznym świecie. Nawet w kontekście protestów, na które chodziłyśmy razem. Kiedy się dzieją takie sytuacje, gdy ktoś chce odebrać nam wolność, mamy w sobie siłę, by się zjednoczyć, wkurzyć i postawić znak stop. Wtedy niesnaski i różności odchodzą. Pojawia się siostrzeństwo i ja to odczułam. Dziewczyny, Boginie, bardzo się cieszę, że jestem jedną z was. Czuję kobiecą siłę. Brakowało mi tego.
To na pewno przedłużenie tego, co tworzę. Jeśli ktoś zna piosenki, to skuma mój język. A jeśli ktoś nie zna moich piosenek i sięgnie po książkę, mam nadzieję, że wejdzie w świat moich długich zdań. Zdaję sobie sprawę, że to dopiero mój debiut. Nie wiem, co będzie dalej. Mam nadzieję, że napiszę kolejną książkę. Nie oznacza to, że się wypisuję z muzyki. Pisanie to spełnienie marzeń, pomaga i jest cudowne. Zawsze będę pisać! Choćby miało być to jedynie do szuflady.