Grzegorz Krychowiak przed meczem ze Słowacją na wiele sposobów odmieniał słowa "drużyna" i "kolektyw". Przekonywał, jak bardzo zależało mu i kolegom na dobrym występie na Euro. I tak na pewno było. Jednak to między innymi jego kluczowe błędy przesądziły o porażce w inauguracyjnym meczu w Sankt Petersburgu.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
To nie był pierwszy błąd jednego z naszych najbardziej doświadczonych zawodników, który ma za sobą świetny sezon w lidze rosyjskiej. Poza faulami zdarzało mu się ruszać samemu na dwóch przeciwników, mimo że tytanem techniki nigdy nie był, a gra na odpowiedzialnej pozycji. Poza tym Grzegorz Krychowiak robił sporo kiksów w obronie.
Ewidentnie nie radził sobie ze środkowym pomocnikiem Słowaków Jakubem Hromadą ze Slavii Praga. Po raz pierwszy gracz Lokomotiwu Moskwa sfaulował go po kontrze w 22. minucie gry i już wtedy powinien bardzo uważać.
Tymczasem po przerwie Polska była w "gazie". Wyrównaliśmy tuż po rozpoczęciu drugiej połowy i byliśmy na dobrej drodze do strzelenia drugiej bramki.
Wtedy Krychowiak zanotował nieodpowiedzialne wejście, na które sędzia Ovidiu Hategan nie mógł zareagować inaczej niż drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką dla naszego pomocnika.
Kilka minut później podłamani Polacy znów pozwolili Słowakom wyjść na prowadzenie i mimo desperackiej walki do końca – dwie dobre sytuacje w doliczonym czasie gry – nie byliśmy już w stanie zmienić fatalnego dla nas wyniku meczu.