Wróciłem właśnie z wypadu do miejsca, o którym tak naprawdę wiemy i wszystko, i… nic. Choć co roku odwiedza je kilkanaście milionów turystów (włączając w to dziesiątki tysięcy Polaków), zdecydowana większość z nich ogranicza się do atrakcji, które oferuje miasto Dubaj i jego okolice.
Redaktor Centrum Produkcyjnego Grupy na:Temat, który lubi tworzyć wywiady z naprawdę ciekawymi postaciami, a także zagłębiać się w rozmaite zagadnienia związane z (pop)kulturą, lifestyle'em, motoryzacją i najogólniej pojętymi nowoczesnymi technologiami.
A to wielki błąd, ponieważ – co sprawdziłem empirycznie – zdecydowanie warto wychylić nos odrobinę śmielej i przekonać się, jakie atrakcje można znaleźć nieco ponad sto kilometrów od tej metropolii.
Gwarancja słonecznej pogody, multum "wypasionych" atrakcji, możliwość liźnięcia luksusu na absolutnie najwyższym poziomie, świetnie rozbudowana baza noclegowa oraz – last but not least – odpowiedzialne, choć nieprzesadnie restrykcyjne, podejście do obostrzeń covidowych na granicy.
To zaledwie część atutów Dubaju, które przyczyniły się do tego, że stał się wielkim przebojem turystycznym. Również dla wczasowiczów znad Wisły, od pewnego czasu odwiedzających to miejsce chętniej, niż wszelakie Egipty, Zanzibary, tudzież inne Tajlandie i Grecje. Czy w tym szaleństwie jest metoda?
Sprawdźmy to! Melduję się na stołecznym Lotnisku Chopina, gdzie okazuję negatywny wynik testu RT PCR (ważne: musi być przetłumaczony na język angielski i wykonany nie wcześniej, niż 72 godziny przed lądowaniem w porcie docelowym), po czym mogę rozsiąść się w fotelu Boeinga 777-200ER w barwach linii Emirates.
O 21:40 maszyna odrywa koła od pasa startowego, a pięć godzin i czterdzieści pięć minut później jestem już na dubajskiej ziemi. Tam czeka mnie kolejne (nieodpłatne) badanie genetyczne na COVID-19, po którym przemieszczam się do hotelu. Po niecałych trzech godzinach od wykonania testu na ekranie smarftona pojawia się informacja, że jestem "negatywny" i… już. Mogę do woli eksplorować jeden z siedmiu emiratów tworzących ZEA.
Lato w mieście jest fajne, ale…
Myślisz "Dubaj", mówisz "atrakcje miejskie plus wycieczka fakultatywna na pustynię"? To błąd popełniany przez wielu turystów odwiedzających owo miejsce. Owszem, warto rozejrzeć się po okolicy zarówno z 555-metrowej perspektywy, czyli z najwyższego na świecie tarasu widokowego w słynnym wieżowcu Burdż Khalifa, jak i z tarasu The View (choć znajduje się na wysokości "zaledwie" 240 metrów, to zapewnia oszałamiające widoki m. in. na Wyspy Palmowe i Burdż al-Arab).
Tak, warto zobaczyć Dubai Mall, czyli największe na świecie centrum handlowe, w którym znajdziesz nie tylko ponad 1200 sklepów, lecz i ogromne akwarium oraz lodowisko.
Warto odwiedzić całoroczny stok narciarski i snowpark, działające w galerii Mall of Emirates. Warto także przepłynąć się łodzią po zatoce Dubai Creek i zrobić zakupy w urokliwej Deirze, czyli tutejszym starym mieście.
Warto zjeść kolację w Dubai Marinie, czyli w położonym nad Zatoką Perską "zagłębiu luksusu". No i zdecydowanie warto poszwendać się po The Green Planet – szklanym budynku, w którym odtworzono las tropikalny z ponad trzema tysiącami gatunków roślin i zwierząt.
PAWILON POLSKI NA EXPO 2020
W trakcie tego wyjazdu odwiedziłem również 438-hektarowy teren, na którym w październiku rozpocznie się wystawa światowa (dodajmy: po raz pierwszy organizowana na Bliskim Wschodzie i zarazem największa w historii). Przy okazji chwyciłem za kilof, aby pomóc w budowie naszego pawilonu, no i – w towarzystwie Moneera Faoura, dyrektora obiektu – zwiedziłem wszystkie zakamarki tego mierzącego niemal 2000 metrów kwadratowych budynku, który ma pokazać polską naturę i krajobrazy, a także kreatywność i sukcesy ludzi zamieszkujących kraj nad Wisłą.
Wycieczka na pustynię? Zaliczyłem bezkrwawe safari na terenie Dubai Desert Conservation Reserve, czyli piaszczystego – oddalonego od centrum miasta o niecałą godzinę jazdy samochodem – rezerwatu przyrody.
Sączyłem tam kawę i podgryzałem daktyle, podziwiając wschód słońca, będąc jednocześnie podglądanym przez tabuny oryksów arabskich (mogło być znacznie gorzej: mój przewodnik twierdził, że przed laty to miejsce zamieszkiwały również tabuny lwów, eksportowanych do Rzymu, gdzie pożerały chrześcijan na arenie Koloseum).
To zaledwie ułamek rozmaitych – miejskich i podmiejskich – atrakcji z kategorii "warto", które czekają na nas w Dubaju. Niezależnie od tego, czy przybędziesz tutaj na parę dni, czy na dłuższy urlop, nie będziesz narzekać na nudę. A w momencie wyjazdu przez twoją głowę będą przetaczać się myśli w stylu: "kurczę, to już?! Przecież mam jeszcze tyle rzeczy do odfajkowania".
Jednak tym, co zdecydowanie polecam, jest spojrzenie na to miejsce z szerszej, znacznie mniej oczywistej, perspektywy. Bo jego turystyczny powab naprawdę nie ogranicza się do tego, co oferuje największe miasto w Zjednoczonych Emiratach Arabskich oraz jego okolice. A przekonałem się o tym, ruszając w trwającą zaledwie ok. 1,5 godziny trasę.
RESTAURACJA LANA LUSA
Idealnie przyrządzone sardinhas marinadas, salada de polvo i bacalhau com natas. Do tego powalające na kolana bolo de bolacha i delicia da casa (oraz inne słodkości). Słowem: specjały kuchni portugalskiej, które przyrządzono na Bliskim Wschodzie w sposób godzien najlepszych lokali działających w Lizbonie, Porto albo Portimão. Ta restauracja jest idealnym przykładem na to, w jaki sposób Dubaj importuje wynalazki (wszelakie, nie tylko gastronomiczne) z różnych stron świata – ma być po prostu perfekcyjnie, bez chodzenia na jakiekolwiek kompromisy.
Górska Hatta
Po około 120 kilometrach (licząc od lotniska DXB) jazdy gładkimi jak stół autostradami trafiam w miejsce, które nic a nic nie przypomina okolic Zatoki Perskiej. Tuż obok: granica z Omanem. Wokół: niezbyt wysokie, lecz naprawdę malownicze szczyty.
Oto Hatta, czyli położona w górach Al-Hadżar esklawa Dubaju; ulubiony cel wycieczek tamtejszych mieszczuchów spragnionych nieco łagodniejszego klimatu i kontaktu z dziką naturą; no i marzących o pokontemplowaniu widoków innych, niż płaska pustynia.
Zajmuje powierzchnię 140 kilometrów kwadratowych, czyli – zaokrąglając – jest 2,5 raza większa od San Marino i nieco mniejsza niż Opole. Nie za dużo, nie za mało. Ot, w sam raz, aby pomieścić multum rozmaitych atrakcji, które jednocześnie nie są od siebie zbytnio oddalone.
Pisząc multum, mam na myśli istny wysyp propozycji ze wspomnianej wcześniej kategorii "warto". Hatta jest bowiem miejscem, w którym można zarówno liznąć emirackiej historii (np. odwiedzając najstarszy z tutejszych budynków, czyli zbudowany w 1780 r. meczet Dżuma, bądź też skansen pokazujący, jak niegdyś wyglądały tradycyjne arabskie wsie), jak i przekonać się, jak wygląda wypoczynek bardzo, ale to bardzo aktywny.
Lista tutejszych atrakcji na świeżym powietrzu jest naprawdę imponująca. Kochasz hiking? Proszę bardzo: eksklawa Hatta oferuje dziesiątki kilometrów górskich – słowo, niesamowicie malowniczych – szlaków turystycznych (uwaga praktyczna: pamiętaj, że to tereny przygraniczne, tak więc paszport w plecaku jest pozycją więcej, niż obowiązkową).
RESTAURACJA TANOOR
Miejsce, w którym można uzupełnić spalone kalorie i poznać lokalną kuchnię w jej autentycznej (a nie "turystycznej") odsłonie – począwszy od idealnie przyprawionych warzyw i najlepszego hummusu, jaki kiedykolwiek jadłem, a skończywszy na rewelacyjnym drobiu i jagnięcinie (opcją dla odważnych jest mięso wielbłąda). Lokal znajduje się tuż obok meczetu, tak więc jeżeli wizyta odbywa się w czasie, w którym muezzin wzywa wiernych do modlitwy, zdecydowanie warto usiąść przy stoliku na zewnątrz i nadstawić uszu.
Na brak emocji nie będą narzekać również miłośnicy wspinaczki górskiej, paralotniarstwa i kolarstwa (zwłaszcza ci, dla których największą frajdą jest pokonywanie wyboistych tras na fat bike'ach), a także dosiadania gokartów i quadów.
Do tego dochodzą m. in. parki linowe, zjazdy tyrolkami, zorbing oraz paintball (dodajmy: w jego najmniej bolesnej odmianie, zwanej gel ballem), tudzież miejsca, w których można potrenować rzut toporem i łucznictwo.
Uprzedzając pytanie: tak, organizuje się tutaj również przejażdżki na wielbłądach, choć sam postawiłem na coś innego: przeeksplorowałem okolicę, przemieszczając się na końskim grzbiecie (z tego miejsca serdecznie pozdrawiam przeuroczą klacz Sandy, choć nie jestem pewien, czy zagląda na stronę naTemat.pl). Nie żałuję, zdecydowanie polecam.
Jeśli wolisz atrakcje wodne, skieruj się w stronę sztucznego jeziora Hatta. Najpierw czeka cię przejazd malowniczymi serpentynami oraz podziwianie majestatycznej zapory Hatta Dam (z gigantycznym freskiem przedstawiającym szejków Zayeda bin Sultana Al Nahyana oraz Rashida bin Saeeda Al Maktouma, ojców założycieli ZEA), a następnie wielki wybór kajaków, łódek, tudzież innych rowerów wodnych.
Co można zrobić pod koniec dnia? Na przykład rozsiąść się na tarasie urokliwego hotelu JA Hatta Fort i – wpatrując się napis "Hatta", umieszczony niczym w Hollywood na jednym z pobliskich wzgórz – spróbować nieco ochłonąć; ułożyć w głowie wszystko, co emirat Dubaj może zaproponować turyście spragnionemu naprawdę odlotowego wywczasu.
Mamy tutaj do czynienia z klęską urodzaju, a więc każdy, kto odwiedzi to miejsce (idealnie, jeżeli nastąpi to pomiędzy wrześniem a kwietniem), będzie musiał stworzyć własną "listę aktywności". Jednak, drogi czytelniku, apeluję z tego miejsca: nie ograniczaj się do najpopularniejszych – najczęściej pokazywanych w przewodnikach turystycznych i na Instagramie – atrakcji. Bo emirat Dubaj oferuje znacznie więcej, niż wieżowce, plaże i pustynie.