„Nie czytam gazet, nie oglądam telewizji” to nowe credo polskich inteligentów”. Paulina Wilk w artykule „Rzeczpospolita dezinformacji”, który można znaleźć w ostatnim "Tygodniku Powszechnym" stawia mocną tezę, którą uzasadnia upadkiem polskich mediów. Czy rzeczywiście czytanie jej jest już tylko drobnomieszczańskim snobizmem?
Dziś media obiegła wiadomość o końcu drukowanego "Newsweeka". Tygodnik, który od prawie 80 lat był wydawany w Stanach, od nowego roku przenosi się do internetu. Wiadomość raczej nikogo nie zdziwiła. W końcu o zmierzchu papierowej prasy mówi się już od dłuższego czasu. Co prawda w Polsce to zjawisko nie jest jeszcze zauważalne, ale powoli trzeba z nim się oswajać. Problem polskiej prasy, to także temat artykułu Pauliny Wilk, który można znaleźć w ostatnim "Tygodniku Powszechnym". Dziennikarka porównuje polskie media do tonącego statku. „woda zalała już dolne pokłady: pierwsi ucierpieli autorzy prasy (...) na pokładzie radiowym względny spokój. W części salonowej orkiestra wciąż gra, telewizyjny światek trzyma fason, choć pantofelki już zamokły”. Na koniec gorzkiego i pełnego żalu do samych dziennikarzy tekstu, Wilk stawia mocną tezę: „Nie czytam gazet, nie oglądam telewizji” to nowe credo polskich inteligentów”. Czy można już mówić o globalnym zjawisku, czy „nie czytanie” to dopiero trend, który nabiera rozmachu?
– Nie kupuję prasy, nie czytam jej i od kilku lat nie biorę do ręki – wyznaje śmiało Radosław Filip Muniak, filozof kultury i bloger naTemat. – Mam wrażenie, że od pewnego czasu gazety są w stu procentach zależne od rynku. Znajdziemy w nich tylko to, co chce czytać większość. Intelektualiści niestety nie są większością tego kraju, więc zostaje im tylko bunt. Dziś wszystko określa się pięknym hasłem „lifestylowy” - co ono oznacza? Nie wie nikt. Na pewno jednak nie jest to nic ambitnego. Kiedyś czytałem „Przekrój” i „Wyborczą”, dziś nie znajduje w tych gazetach treści dla siebie – przyznaje z rozgoryczeniem filozof.
Do podobnych wniosków dochodzi Jacek Żakowski, który przyznaje otwarcie, że od dłuższego czasu bardziej „czyta w prasie”, niż „czyta prasę”. – Wiedzę o świecie staram się czerpać z książek albo konferencji – mówi Żakowski. – Prasa od dłuższego czasu nie pełni już funkcji informacyjnej. Nie czytam jej, bo mało mnie obchodzi kto na kogo się wyzłośliwia. Czasem czytuję periodyki, albo poszczególne artykuły, ale coraz trudniej wyłowić je z morza badziewia. Gazety na szczęście mam w pracy, więc nie muszę ich kupować. Inwestuje tylko w prasę zagraniczną, bo z polskich gazeta na próżno można szukać oglądu rzeczywistości. Co do telewizora, to trzymam go z przyzwyczajenia. Interesują mnie w nich jednak tylko żółte paski, dlatego z reguły oglądam bez dźwięku – tłumaczy publicysta.
Żakowski nie jest w odosobnieniu. Jego podejście potwierdzają badania. Z roku na rok prasy czyta się coraz mniej. Niewiele już osób przyznaje się do regularnej lektury, a jeśli ma to miejsce to często stoi za tym przyzwyczajenie, albo zawodowe obowiązki. Tak jest w przypadku Jacka Dehnela. – Regularnie kupuję tylko „Politykę”. Mam sentyment do tego pisma, bo od zawsze było u mnie w domu. Tygodnik nadal mnie interesuje, choć czasem i on ulega tabloidyzacji. Tak było chociażby w przypadku ostatniego wywiadu z Marią Peszek. Nie jestem jednak jeszcze tak radykalny, żeby z czytania zrezygnować. Choć telewizor już jakiś czas temu zamieniłem na książki – dodaje pisarz.
Czy jest jeszcze nadzieja na zmianę sytuacji? Amerykański "Newsweek" to znak, że z papierową prasą jest krucho. Jednak sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Piotr Najsztub zauważa, że prasę może jeszcze uratować dobra prowokacja. – Przywykliśmy już do prowokacji polityków i osób publicznych. Teraz nadszedł czas na prowokację mediów, która ukaże całą ich głupotę. Skrycie liczę na to, że internauci w końcu się zmobilizują i obnażą mechanizmy dziennikarstwa. Inaczej szybko wszystko się posypie – wróży Najsztub.
Czy rzeczywiście jedynym ratunkiem jest użycie własnej broni przeciwko sobie? A może problem nie leży po stronie prasy, a inteligencji, która po prostu przestała istnieć? Dawniej podziały były prostsze, tygodniki opiniotwórcze i poczytne. Dziś wszystko się rozmywa. Grupy społeczne się przenikają, prasa traci profil, trudno też czasem wyobrazić sobie jej odbiorcę. Zostały tytuły, kiedyś nośne, dziś raczej tworzące papierowe granice.