W Wielkiej Brytanii Polka rodzi prawie dwa razy więcej dzieci niż w kraju. Jakiej magii potrzeba, że "skupione na karierze egoistki", po drugiej stronie kanału La Manche zamieniają się w przykładne "matki Polki"?
W ciągu pierwszych sześciu lat od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, w Wielkiej Brytanii urodziło się ok. 65 tys. polskich dzieci, dziś może być ich nawet 100 tys. Według badań demograficznych, na jedną Polkę przypada na Wyspach 2,5 dziecka. W Polsce ten współczynnik wynosi jedynie 1,3.
Dlaczego wystarczy, że Polka przekroczy kanał La Manche i z "zapatrzonej w siebie hedonistki", która całe życie poświęca karierze, zmienia się w przykładną matkę kilkorga dzieci?
Rodzą, bo są młode?
Jedną z najprostszych odpowiedzi o dzietność Polaków w Wielkiej Brytanii wydają się dawać dane demograficzne. Wynika z nich, że na Wyspy emigrują przede wszystkim osoby pomiędzy 20. a 39. rokiem życia, czyli po prostu ci ludzie, którzy także w polskich warunkach pewnie decydowaliby się na dziecko. Prof. Krystyna Iglicka-Okólska, rektor Uczelni Łazarskiego, która zajmowała się badaniami emigracji, przekonuje, że sprawa nie jest jednak taka prosta.
– Jeśli spojrzeć na tę samą grupę wiekową w Polsce okaże się, że nasi rodacy na Wyspach mają dużo więcej dzieci. To paradoksalne, bo mogło by się przecież wydawać, że emigranci nie mają poczucia stabilności, mniej zarabiają, skupiają się na tym, by za wszelką cenę utrzymać się na powierzchni – mówi. – Okazuje się jednak, że nawet te trudne warunki są bardziej sprzyjające niż sytuacja, z którą młodzi ludzie muszą mierzyć się w Polsce. Choć często żyją bardzo skromnie, lekko ponad granicą opłacalności, to zupełnie im wystarcza. Dowodzi, że żeby zdecydować się na dziecko nie trzeba kokosów – ocenia ekspert.
Prof. Iglicka-Okólska dodaje, że prawdziwy baby-boom na Wyspach zaczął się jednak, kiedy dla Polski minął okres przejściowy związany z wejściem do Unii Europejskiej. – Polacy weszli w system pomocy socjalnej. To daje dodatkowe poczucie bezpieczeństwa. Utrata pracy przez jednego z rodziców nie wiąże się już z katastrofą – mówi.
Zasiłek na dziecko
Faktycznie, po tym, jak okazało się, w Wielkiej Brytanii jest już około 100 tys. polskich dzieci, w prasie ukazało się wiele tekstów, których bohaterowie wychwalali systemy dopłat i zasiłków, na jakie mogą liczyć rodzice na Wyspach.
Pozornie system wydaje się wymarzony: jeszcze w czasie ciąży można ubiegać się o zapomogę dla przyszłych mam (można wykorzystać ją od 25 tygodnia ciąży). Po porodzie natomiast o becikowe, które wypłacane jest jednorazowo i wynosi 500 funtów. Po urodzeniu dziecka można aplikować też o jeden z dwóch wariantów zasiłku macierzyńskiego, a także o zasiłek lub urlop ojcowski i zasiłek na dziecko. Później także o dodatek szkolny.
Wymogi, by je otrzymać są jednak w większości przypadków bardzo restrykcyjne i związane z zarobkami, posiadanymi oszczędnościami, tym czy rodzic jest w stałym związku i czy ma pracę. Forumowicze skupieni wokół strony mojawyspa.co.uk przyznają w dyskusjach, że tak zbudowany system kształtuje całą klasę "łowców benefitów", czyli tych, którzy odpowiednio kombinując są w stanie wyciągnąć z systemu pomocy społecznej przyzwoitą pensję.
Kiedy pytam o to jedną z forumowiczek, Ewelinę, która w Wielkiej Brytanii mieszka od 9 lat, mówi wprost: – Państwo sprzyja leniom, którzy nie pracują.
Wykluczone z rynku pracy
Ewelina, tak jak wiele innych Polek, na dziecko zdecydowała się już na Wyspach, ale bynajmniej nie uważa, żeby były one dla polskiego rodzica krainą mlekiem i miodem płynącą.
– Pracuję zawodowo na pełny etat, od 8 do 17. Opieka nad dzieckiem jest najdroższa w całej Europie, pochłania ponad połowę moich zarobków, a i tak jestem szczęśliwa, bo znalazłam tanią opiekunkę – mówi. – Ci, którzy pracują zawodowo nie dostają żadnej pomocy. Nie ma dni wolnych na opiekę nad dzieckiem, jeśli dziecko jest chore trzeba brać urlop – dodaje.
Podobnego zdania jest Joanna Rokicka, która w Wielkiej Brytanii wychowywała 7-letniego syna i była w ciąży z kolejnym dzieckiem. – Jest gigantyczny problem z placówkami dla dzieci poniżej czterech lat. Posłanie do nich dziecka kosztuje nawet 1,5 tys. funtów miesięcznie, dlatego wiele kobiet decyduje się pozostać w domu dopóki dziecko nie podrośnie. To wyklucza je na długo z rynku pracy – mówi.
Na ciążę i choroby - ten sam lekarz
Joanna Rokicka z Wielkiej Brytanii wróciła przed urodzeniem drugiego dziecka. Uznała, że w Polsce będzie miała większą możliwość pogodzenia pracy zawodowej z wychowaniem.
– Odstraszyła nas między innymi opieka medyczna. Choć na początku moja ciąża była zagrożona, nie zrobiono mi żadnego badania. Przez cały czas byłam pod opieką lekarza ogólnego i położnej, która badała mi wyłącznie mocz. Nawet przy infekcjach waginalnych nie było interwencji ginekologa. USG robiłam w Wielkiej Brytanii dwa razy, niechętnie podano mi nawet płeć dziecka – wylicza i dodaje, że choć Brytyjczycy są do takiego systemu przyzwyczajeni, dla Polaka to szokujące.
Matka dwóch synów przyznaje, że problemem dla niej było także życie towarzyskie, które dla rodziców z dziećmi niemal nie jest dostępne. – Zdarzyło się, że kiedy umówiliśmy się na obiad w restauracji, wyproszono nas stamtąd o godz. 17, bo był z nami syn. Podobnie, gdy próbowaliśmy umówić się ze znajomymi na kolację. Tamtejsze lokale po prostu nie są dla dzieci – wspomina.
Jest nadzieja, więc zostają
Skoro nie jest tak różowo, dlaczego Polacy na Wyspach decydują się na potomstwo?
Forumowicze z mojawyspa.co.uk w rozmowach dziwią się takiemu pytaniu. Wielu z nich przyznało, że wyjechali z Polski na stałe, więc posiadanie dzieci jest dla nich naturalne.
Joanna Rokicka uważa z kolei, że dzieci na Wyspach to dobry pomysł dla tych rodziców, którzy są gotowi zostać przez pierwszych kilka lat w domu.
Prof. Krystyna Iglicka-Okólska uważa, że Polacy na Wyspach nie mają dużo lepiej niż w kraju, ale już to "niewiele" wystarczy. – Są w stanie coś odłożyć, wyjechać na jakieś wakacje. Jestem pewna, że gdyby nie opłacało się mieć dzieci na Wyspach, to po prostu Polacy by ich nie mieli – przekonuje.
Słowa potwierdził jeden z komentatorów naTemat, wieloletni mieszkaniec Wysp i ojciec kilkunastomiesięcznej córki. "Jakiś oddech finansowy jednak jest. Tutaj bardziej 'stać' ludzi na dziecko".