"Ludzie z Narodowego Centrum Sportu boją się wszystkiego. Że przyjdzie NIK i ich skontroluje. Że prezesa wezwie Tusk na dywanik, a jak zrobią coś nie tak, to przegrają w sądach" – mówi "Newsweekowi" jeden z menedżerów sportowych. Kiedy ze Stadionem coś dzieje się nie tak, to w tej instytucji lecą głowy. Problem polega na tym, że formalnie nie ma ona z Narodowym już nic wspólnego. W takich warunkach na arenie nie tylko nie da się zarobić, ale nawet porządnie rozegrać meczu.
Robert Wojtaś ma pecha – ocenia "Newsweek". To on, jako szef Narodowego Centrum Sportu odpowiada za problemy z murawą i dachem podczas ostatniego meczu na "Basenie Narodowym". Problem polega na tym, że – tak, jak dwaj poprzedni dyrektorzy, Wojtaś kieruje instytucją centralnie sterowaną. Choć po zakończeniu budowy Stadionu NCS miał zostać jego faktycznym operatorem, umowa z Ministerstwem Sportu do dziś leży na biurku któregoś z urzędników i czeka na podpisy.
Co z tego wynika? Jak ocenia dla "Newsweeka" Bartosz Zbroja, spec od marketingu sportowego, NCS działa w "warunkach braku wolności gospodarczej". Musi więc organizować przetargi na nawet najdrobniejsze sprawy, powoływać komisje, rozpatrywać odwołania. A na koniec wszystkie pieniądze zarobione przez Stadion trafiają i tak wprost do kasy Ministerstwa Finansów.
Jeden z menedżerów sportowych
wypowiedź dla "Newsweeka"
Wiecie, na czym polega problem Narodowego? Tam wszystko jest robione od d... strony! W Ministerstwie Sportu, które nadzoruje NCS, po prostu brak zdrowego rozsądku. Ten system – ministerstwo i NCS – hula na wariackich papierach.
Znany menedżer przekonuje w rozmowie z "Newsweekiem": "Ludzie z NCS boją się wszystkiego. Że przyjdzie NIK i ich skontroluje. Że prezesa wezwie Tusk na dywanik, a jak zrobią coś nie tak, to przegrają w sądach". Albo wylecą, tak jak Michał Borowski w 2008 i Rafał Kapler w ubiegłym roku.
Ale Ministerstwo Sportu to niejedyny problem NCS. Zdaniem rozmówców "Newsweeka" za tragedią stadionową stoi też brak komunikacji między tą instytucją, a PZPN, który nie tylko nie zadziałał prawidłowo w sprawie dachu, ale też wpływał m.in. na to, że przed drugim podejściem do meczu z Anglią, w pół dnia, wymieniono na Stadionie całą obługę medyczną. (Czytaj w naTemat: Przed drugim meczem z Anglią wymieniono lekarzy na Stadionie Narodowym. Skąd nagła zmiana?)
Jeden z menedżerów sportowych
wypowiedź dla "Newsweeka"
PZPN i Sportfive, które odpowiada za prawa do transmisji, mają podejście monopolistyczne. Jak UEFA. Oni przejmują stadion i oni na nim rządzą. Pracownicy NCS mają siedzieć cicho, a najlepiej się wynieść do biura. Uważam, że to arogancja PZPN była grzechem pierworodnym tej sytuacji.