W regulaminowym czasie gry był remis. Zarządzono dogrywkę. W niej jego kopnięcie zapewniło drużynie zwycięstwo. W meczu, który śledziły miliony ludzi. Nie, nie chodzi o Roberta Lewandowskiego i o piłkę nożną. Spotkanie Oakland Raiders z Jacksonville Jaguars odbywało się w Stanach. To był mecz futbolu, ale amerykańskiego. Tym bohaterem został Polak - Sebastian Janikowski. Człowiek, który w USA jest gwiazdą, a u nas raz na jakiś czas media coś tam o nim napomkną.
Przeglądam w poniedziałek rano polskie serwisy. Jestem ciekawy, czy ktoś napisał o wyczynie polskiego kopacza. Artykuły są, ale pochowane głęboko. Bardzo głęboko. Zaintrygowany tym, jak to się dzieje, dzwonię do Jacka Śledzińskiego. To generalny menedżer Warsaw Eagles - stołecznej drużyny futbolu amerykańskiego. - Niestety, ale wciąż jest tak, że podczas gdy futbol amerykański w USA od lat jest sportem numer jeden, w Polsce jest stosunkowo nowy. Pomalutku, kroczek po kroczku, popularność zdobywa mniej więcej od sześciu lat. Notujemy w tej chwili dopiero siódmy sezon ligowy - mówi Śledziński. Dodaje, że w Stanach czołowi zawodnicy są gwiazdami, celebrytami. Takimi jak w Europie Leo Messi albo Cristiano Ronaldo.
Siedzisz, koncentrujesz się, kopiesz
Gwiazdą zostajesz, zwłaszcza jeśli jesteś quarterbackiem (rozgrywającym) albo skrzydłowym. Janikowski to placekicker. Kopacz. To specyficzna pozycja. Z jednej strony większość meczu spędzasz na ławce, koncentrując się na zagraniu, które będzie trzeba wykonać. Z drugiej - twoje zagranie ma wielką wagę, możesz rozstrzygnąć nim losy meczu. Bierzesz rozbieg, kopiesz, i czekasz. To tak zwany field goal. Jak trafisz, cały zespół ma dodawane trzy punkty. Tak jak w dogrywce ostatniego spotkania.
Jako młody chłopak miał zostać piłkarzem. Gdy jeszcze trenował w rodzinnym Wałbrzychu, zainteresował się nim trener reprezentacji do lat 17. Ale w kadrze nie zagrał. Później, już w Stanach, dostrzeżono, że ma świetny strzał lewą nogą. Kopał tak, że bramkarz, mimo rękawic, cierpiał z bólu, broniąc jego uderzeń. - Słuchaj Sebastian, może byś spróbował swoich sił w futbolu amerykańskim? - usłyszał. Spróbował. I nie żałuje. Dziś jest największą gwiazdą przeciętnego Oakland Raiders. Jednym z najlepszych kopaczy w całej lidze.
Kopie w ułamku sekundy
Pytam Śledzińskiego, jak można by opisać status Janikowskiego w Stanach. - Sebastian jest gwiazdą ligi na swojej pozycji, to żadna przesada. Dodatkowo jest współrekordzistą ligi w długości kopnięcia, udało mu się trafić z 63 jardów, co jest nie lada sztuką. Z tego co wiem, jest też najlepiej zarabiającym kopaczem w całej NFL - tłumaczy mój rozmówca.
Tu znajdziesz to niesamowite kopnięcie:
Do jego słów dodać można, że Sebastian wykonuje swoje kopnięcie w 1,1 sekundy, podczas gdy inni kickerzy robią to najczęściej 0,2 sekundy dłużej. Niby szczegół, ale jakże istotny. Takie zagranie drużynie przeciwnej zdecydowanie trudniej jest zablokować.
Z Sebastianem i futbolem jest trochę jak z koszykówką, gdzie też najlepszy polski zawodnik, zarabiający miliony, gra za Oceanem. Tyle że Marcin Gortat regularnie angażuje się we wszelakie akcje, organizuje między innymi obozy dla młodych adeptów kosza. Może więc coś podobnego przydałoby się zrobić z Janikowskim? By spopularyzować rozgrywki w Polsce? Był już przecież na Narodowym finał rodzimych rozgrywek, był też mecz pomiędzy Europą a Ameryką. - I właśnie pierwszego września, przy tej drugiej okazji, chcieliśmy Sebastiana do Warszawy zaprosić - opowiada Śledziński.
- Nie chciał? - pytam.
- Nie mógł. Mieliśmy pecha, to był fatalny termin. Tydzień później w USA zaczynała się liga.
Dostał lepszą umowę
Śmiało można zaryzykować twierdzenie, że Sebastian to najbardziej wartościowy zawodnik Raiders. Tyle, że sam zespół jest bardzo przeciętny. Dlatego Polak nie ma w gablocie trofeów za wygranie ligi, nie ma też w swojej amerykańskiej karierze jakichś wybitnych osiągnięć. Raz grał w bijącym rekordy oglądalności Superbowl (finał rozgrywek), raz - w tym roku - wystąpił w Meczu Gwiazd.
Fragment tekstu o Janikowskim
źródło - www.rp.pl:
Angielskiego uczył się od podstaw, głównie z telewizji. Może dlatego zamiast rozmawiać z kolegami, na początku głównie się z nimi bił. W końcu trafił do drużyny soccera, strzelił 15 bramek i pomógł awansować do finału rozgrywek. Zaczął grać w klubie Orlando Lions, skąd trener Angelo Rossi wyciągnął go do liceum Seabreeze w Daytona Beach. Tam zaczęła się jego przygoda z futbolem amerykańskim. Piłkarze, którzy mocno potrafią kopnąć piłkę, są cenieni przez trenerów futbolu. Tony Meola, bramkarz reprezentacji USA, na początku lat 90. próbował swoich sił w drużynie NFL New York Jets. A Janikowski był lepszy niż Meola. Gdy jako nastolatek grał w Polsce w piłkę, uderzył tak mocno, że złamał bramkarzowi rękę.
Pytam Śledzińskiego, dlaczego zatem nie odejdzie do lepszego klubu. - W futbolu amerykańskim to wygląda trochę inaczej. Tu się nie przeprowadza spektakularnych transferów. Gdy kończy ci się kontrakt, albo twój klub proponuje ci nową, lepszą umowę, albo pojawia się jakaś oferta z innego zespołu - tłumaczy Śledziński. Cóż, w przypadku Sebastiana zdarzyło się to pierwsze.
Hubert Jerzy Wagner, legendarny trener siatkarzy, zwykł kiedyś mawiać, że w sporcie być drugim to znaczy przegrać. W Stanach mentalność sportowców jest dosyć podobna. Liczy się tylko szczyt. Wygrana, złoto. O główne trofeum w rozgrywkach NFL rywalizują 32 drużyny. Zwycięzca będzie tylko jeden. I tylko on przejdzie do historii, to jego nazwa pozostanie na zawsze w annałach. Wygrać trofeum jest zatem bardzo trudno, a wszyscy, którzy odpadają po drodze, traktują to jako porażkę.
Łapówka, narkotyki, alkohol
I właśnie to, zdaniem Śledzińskiego, trzyma Janikowskiego w Oakland. Podobnie jak rodzina. Ożenił się, na początku listopada spodziewa się dzieci. Mają być bliźniaczki. Ustatkował się i problemy z przeszłości, jak twierdzi, pozostawił za sobą. Kiedyś po jednej z awantur jego kolega został zatrzymany i siedział w radiowozie. Janikowski, nie znając amerykańskich realiów, zaproponował funkcjonariuszom łapówkę. Wykręcił się, miał szczęście. Innym razem został zatrzymany za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu. Jeszcze innym razem zatrzymano go wraz z kolegami za posiadanie narkotyku GHB. W obu przypadkach nic poważnego go nie spotkało.
Filmik o Janikowskim:
Gdyby. to słowo-klucz dla wielu karier sportowych. Także i dla tej. Gdyby któryś z powyższych wybryków miał poważniejsze konsekwencje, Janikowskiego nie byłoby tu gdzie jest. Nie nosiłby przydomków "Lightning Feet" czy "Polish Hammer", tłumaczonych odpowiednio na "Błyskawicowa Stopa" i "Polski Młot". Wreszcie, gdyby jego ojciec nie wyleciał do Stanów i nie ożenił się tam z Amerykanką, Sebastian nie mógłby legalnie znaleźć się za Oceanem. Pewnie zostałby w Polsce.
Tu, jako piłkarz, nawet gdyby zrobiłby międzynarodową karierę, nie zarabiałby tylu pieniędzy. W Oakland podpisał czteroletni kontrakt wart, bagatela, 16 milionów dolarów. Zapytany przez dziennikarza SuperExpressu o auta, które posiada, powiedział: "Niech sobie przypomnę… Ferrari 599, Lincoln Navigator, Mercedes, dwa Land Rovery. Więc myślę, że moje dziewczynki do któregoś się zmieszczą. A jeśli nie, to się kupi nowe auto".
Kupi się… Bo i jaki to problem, kiedy w Stanach gra się w futbol amerykański.