
Gwiazdą zostajesz, zwłaszcza jeśli jesteś quarterbackiem (rozgrywającym) albo skrzydłowym. Janikowski to placekicker. Kopacz. To specyficzna pozycja. Z jednej strony większość meczu spędzasz na ławce, koncentrując się na zagraniu, które będzie trzeba wykonać. Z drugiej - twoje zagranie ma wielką wagę, możesz rozstrzygnąć nim losy meczu. Bierzesz rozbieg, kopiesz, i czekasz. To tak zwany field goal. Jak trafisz, cały zespół ma dodawane trzy punkty. Tak jak w dogrywce ostatniego spotkania.
Pytam Śledzińskiego, jak można by opisać status Janikowskiego w Stanach. - Sebastian jest gwiazdą ligi na swojej pozycji, to żadna przesada. Dodatkowo jest współrekordzistą ligi w długości kopnięcia, udało mu się trafić z 63 jardów, co jest nie lada sztuką. Z tego co wiem, jest też najlepiej zarabiającym kopaczem w całej NFL - tłumaczy mój rozmówca.
Do jego słów dodać można, że Sebastian wykonuje swoje kopnięcie w 1,1 sekundy, podczas gdy inni kickerzy robią to najczęściej 0,2 sekundy dłużej. Niby szczegół, ale jakże istotny. Takie zagranie drużynie przeciwnej zdecydowanie trudniej jest zablokować.
Śmiało można zaryzykować twierdzenie, że Sebastian to najbardziej wartościowy zawodnik Raiders. Tyle, że sam zespół jest bardzo przeciętny. Dlatego Polak nie ma w gablocie trofeów za wygranie ligi, nie ma też w swojej amerykańskiej karierze jakichś wybitnych osiągnięć. Raz grał w bijącym rekordy oglądalności Superbowl (finał rozgrywek), raz - w tym roku - wystąpił w Meczu Gwiazd.
Angielskiego uczył się od podstaw, głównie z telewizji. Może dlatego zamiast rozmawiać z kolegami, na początku głównie się z nimi bił. W końcu trafił do drużyny soccera, strzelił 15 bramek i pomógł awansować do finału rozgrywek. Zaczął grać w klubie Orlando Lions, skąd trener Angelo Rossi wyciągnął go do liceum Seabreeze w Daytona Beach. Tam zaczęła się jego przygoda z futbolem amerykańskim. Piłkarze, którzy mocno potrafią kopnąć piłkę, są cenieni przez trenerów futbolu. Tony Meola, bramkarz reprezentacji USA, na początku lat 90. próbował swoich sił w drużynie NFL New York Jets. A Janikowski był lepszy niż Meola. Gdy jako nastolatek grał w Polsce w piłkę, uderzył tak mocno, że złamał bramkarzowi rękę.
Pytam Śledzińskiego, dlaczego zatem nie odejdzie do lepszego klubu. - W futbolu amerykańskim to wygląda trochę inaczej. Tu się nie przeprowadza spektakularnych transferów. Gdy kończy ci się kontrakt, albo twój klub proponuje ci nową, lepszą umowę, albo pojawia się jakaś oferta z innego zespołu - tłumaczy Śledziński. Cóż, w przypadku Sebastiana zdarzyło się to pierwsze.
I właśnie to, zdaniem Śledzińskiego, trzyma Janikowskiego w Oakland. Podobnie jak rodzina. Ożenił się, na początku listopada spodziewa się dzieci. Mają być bliźniaczki. Ustatkował się i problemy z przeszłości, jak twierdzi, pozostawił za sobą. Kiedyś po jednej z awantur jego kolega został zatrzymany i siedział w radiowozie. Janikowski, nie znając amerykańskich realiów, zaproponował funkcjonariuszom łapówkę. Wykręcił się, miał szczęście. Innym razem został zatrzymany za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu. Jeszcze innym razem zatrzymano go wraz z kolegami za posiadanie narkotyku GHB. W obu przypadkach nic poważnego go nie spotkało.
Gdyby. to słowo-klucz dla wielu karier sportowych. Także i dla tej. Gdyby któryś z powyższych wybryków miał poważniejsze konsekwencje, Janikowskiego nie byłoby tu gdzie jest. Nie nosiłby przydomków "Lightning Feet" czy "Polish Hammer", tłumaczonych odpowiednio na "Błyskawicowa Stopa" i "Polski Młot". Wreszcie, gdyby jego ojciec nie wyleciał do Stanów i nie ożenił się tam z Amerykanką, Sebastian nie mógłby legalnie znaleźć się za Oceanem. Pewnie zostałby w Polsce.