Choć początkowo przebieg protestów na Kubie wydawał się pokojowy, teraz sytuacja robi się coraz bardziej brutalna. Na ulice wkroczyło wojsko, które pałuje strajkujących. Coraz więcej jest też doniesień o paramilitarnych oddziałach, które wyciągają z domów mieszkańców. Czy protesty, jakich kraj nie widział od lat, obalą panującą tu dyktaturę?
Protesty przeciwko komunistycznemu rządowi i prezydentowi Miguelowi Diaz-Canel zostały wywołane przez pogarszającą się od lat sytuację ekonomiczną w kraju, którą pogłębiła dodatkowo pandemia Covid-19. Kubańczycy skarżyli się na brak podstawowych środków higienicznych, które umożliwiałyby walkę z wirusem oraz na brak jakichkolwiek działań rządu, który polepszyłby sytuację obywateli.
Dodatkowo nałożone przez rząd restrykcje spowodowały braki w dostawie jedzenia. Z kolei największe ogniska koronawirusa wybuchły tam, gdzie rząd nie zamknął kurortów dla przyjeżdżających turystów.
Liczba zachorowań poszybowała w górę przez ostatnie kilka tygodni, a jedyna "dostępna" szczepionka należy do wewnętrznego producenta i nie przeszła odpowiednich testów. Kubańczycy wyszli na ulice większych miast w całym kraju, w tym najliczniej w stolicy – Havanie dopominając się "Kuby dla Kubańczyków".
Jednak jak donoszą media i pojedynczy obserwatorzy na mediach społecznościowych, na Kubie robi się coraz bardziej brutalnie.
– Wojsko i oddziały paramilitarne przejmują kraj, ale do tej pory nie udało im się zatrzymać protestów. Zabijają ludzi i ich torturują, wchodzą do domów. Jak wychodzę z domu, wszędzie widzę policję i psy. Nie ma zorganizowanych protestów, wybuchają spontanicznie w różnych miejscach – pisze kubański aktywista Dawid D. Omni.
To pierwsze tak duże protesty od 1994 r. Niektórzy idą nawet o krok dalej mówią, że strajków tak dużą skalę nie widziano od lat 50. ubiegłego wieku. Wśród skandujących słychać popularne hasło "ojczyzna i życie" pozostające w kontrze do skandowanego kiedyś przez Castro "ojczyzna albo życie".
Rządy po Castro
Obecnie rząd sprawuje Miguel Diaz-Canel, który przez lata był prawą ręką Raula Castro, który władzę przejął po swoim bracie, dyktatorze Fidelu Castro. Pomimo że wielu liczyło na zmianę, ta nie nastąpiła.
Na Kubie wciąż panuje ustrój komunistyczny w najgorszym tego słowa znaczeniu –potworna bieda i złe warunki mieszkalne, a sklepy świecą pustkami. Obywatele mają też ograniczony dostęp do internetu, nie posiadają paszportów i nie mogą posługiwać się tą samą walutą, co przyjeżdżający turyści. Obecnie szalę goryczy przelała pogłębiająca się zapaść kraju.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut