Robert Kubica był o krok od zwycięstwa w legendarnym wyścigu Le Mans.
Robert Kubica był o krok od zwycięstwa w legendarnym wyścigu Le Mans. Fot. IPA/Sipa USA/East News

Robert Kubica i jego koledzy z zespołu mieli ogromnego pecha podczas niedawnego wyścigu Le Mans. Bolid teamu WRT z numerem 41 prowadził na kilka minut przed metą w klasie LMP2, ale doszło do awarii. Nie był to brak paliwa, jak pierwotnie zakładano, a... "krótkie spięcie".

REKLAMA
Robert Kubica po raz pierwszy wystartował w legendarnym wyścigu Le Mans. Polak razem ze Szwajcarem Louisem Deletrazem i Chińczykiem Yifei Ye stoczyli bratobójczy pojedynek z pierwszą załogą tego samego teamu - belgijskiego WRT.
Niestety, tuż przed metą bolid prowadzącej załogi... stanął. I już nie ruszył w drogę, którą po ponad 23. godzinach można zdecydowanie nazwać - ostatnią prostą.
Niespełna tydzień potem zespół WRT wydał oświadczenie dotyczące zaskakującej awarii.
– Silnik był w perfekcyjnej kondycji, podobnie jak system paliwowy, w którym znajdowało się jeszcze około 20 litrów paliwa [...] Krótkie spięcie ECU (Elektronicznej Jednostki Sterującej), wywołało czasową usterkę – pisze WRT.
To właśnie chwilowa awaria sprawiła, że przepadła wielka szansa na zwycięstwo.
Z kolei następnego dnia silnik odpalił natychmiastowo. Praktycznie po pierwszym naciśnięciu przycisku. Na pohybel niedzielnym wydarzeniom w wyścigu Le Mans.
Co więcej, tzw. podzespoły bolidu były w świetnym stanie, a w zbiorniku było jeszcze 20 litrów paliwa.
I jak tu nie mówić o pechu Kubicy?
Czytaj także:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut