"Wanna Narodowa", czyli jak cały świat śmiał się z nas kilka miesięcy po Euro 2012
Krzysztof Gaweł
08 września 2021, 17:52·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 września 2021, 17:52
W 2012 roku po raz ostatni zagraliśmy z Anglią w Warszawie. Ale zanim zagraliśmy, to w zasadzie nie zagraliśmy, bo w terminie meczu Stadion Narodowy został dosłownie zalany przez ulewny deszcz. Dlaczego? Bo nie zamknięto dachu, choć prognozy zapowiadały opady. I w ten sposób kilka miesięcy po finałach Euro 2012 cały świat śmiał się z Polski i obrazków, które zapamiętamy na długo.
Reklama.
– Dlaczego nie chcecie grać? Przecież pogoda jest idealna do gry w piłkę. U nas taka jest cały czas – śmieją się pijani Anglicy w wagonie metra, który mknie w stronę centrum Warszawy 16 października 2012 roku. Mają mnóstwo powodów do radości, bo choć nie odbył się mecz Polska - Anglia, to obejrzeli przedni spektakl na Stadionie Narodowym. I nie mogą się nadziwić, jak przez opady deszczu można przełożyć mecz.
Kompromitacja Polaków tuż po finałach Euro 2012
My też nie możemy, bo przecież mamy nowoczesne stadiony, jesteśmy krótko po Euro 2012, które okazało się ogromnym sukcesem. Dzięki piłce nożnej o Polsce mówiło się na świecie dużo i bardzo ciepło. A tu taki klops, kilka miesięcy po wspaniałym turnieju – jeśli oczywiście nie liczyć występu naszej reprezentacji.
Niestety, okazało się, że zawiedli organizatorzy, co może tuż po skomplikowanych finałach ME tylko dziwić. A może po prostu zabrakło im wyobraźni? Cóż, prognozy na dzień meczowy nie były najlepsze, zapowiadały się spore opady nad Warszawą. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że... nie zasunięto dachu Stadionu Narodowego, przez co stadion został po prostu zalany. Określenia "Basen Narodowy" czy "Wanna Narodowa" nie wzięły się znikąd.
Dość wspomnieć, że lało przez całe popołudnie. Spotkanie, zaplanowane na wieczór, można było uratować zasuwając dach stadionu i osuszając murawę. Wszak obiekt ma specjalny system drenażu murawy. Tego też nie zrobiono. Dlaczego? Cóż, za kulisami mówiło się, że narzekali na zamknięty dach członkowie drużyn i ich sztabów. Zapamiętali Stadion Narodowy z upalnych finałów Euro 2012, gdy pod zamkniętym dachem był ukrop.
"Dach? Nikt nie chciał takiego rozwiązania"
Ten nie miał się jednak prawa zdarzyć w połowie października. No i się nie zdarzył, bo jako się rzekło, dachu nie zamknięto. A w Warszawie lało jak z cebra. Dość wspomnieć, że idąc z pobliskiego autobusu czy tramwaju, do bram stadionu docierało się przemokniętym do suchej nitki. A przecież dach nie chronił wszystkich zgromadzonych na trybunach, gdzie dodatkowo mocno wiało.
Kibice, co dość nietypowe, w barach z przekąskami sięgali po gorącą herbatę, a nie jak zawsze piwo. I czekali, bo organizatorzy cały czas utrzymywali, że mecz dojdzie do skutku. Cóż, wszystkich – łącznie z piłkarzami – trzymano ponad godzinę w niepewności. Wreszcie sędziowie ruszyli sprawdzić stan murawy. Rzucali piłkę, a ta... co rusz zatrzymywała się w bajorach wody. Kręcił głową selekcjoner Waldemar Fornalik, kręcili głowami piłkarze, nawet przemoknięta Natalia Siwiec wyglądała na zdziwioną.
Popis kibiców i wodny berek na Narodowym
Tymczasem na trybunach atmosfera zaczęła gęstnieć, kibice byli wściekli, zdziwieni i zawiedzeni. Mecz miał być opóźniony, więc czekali na grę. Gdy wydawało się, że nic nas już nie zaskoczy, trzech fanów urwało się ochronie i ruszyło w rajd po zalanej murawie. Cóż to były za zwody, cóż za wywijasy, jaka zabawa. Kibice pękali ze śmiechu, patrząc jak stewardzi starają się złapać umykających fanów. A gdy im się udało, ochrona została wybuczana.
Zaczęły się też przyśpiewki na temat PZPN-u i tego, co nasi fani życzą federacji. Wreszcie gruchnęła wiadomość, że gry nie będzie. Spotkanie przełożono na kolejny dzień na godzinę 17:00. I jeszcze długo w tramwajach, autobusach, samochodach, hotelach i domach wszyscy zadawali sobie pytanie: "Dlaczego k***a nie zamknięto tego dachu?". No właśnie, dlaczego?
– Zamknięcie i otwarcie dachu trwa kwadrans, ale nie może się odbywać w temperaturze poniżej zera stopni, przy silnym wietrze lub lejącym deszczu. Zamykanie go w trakcie ulewy mogłoby być niebezpieczne, bo woda spadłaby na ludzi na trybunach – oświadczyła już po fakcie zasmucona rzeczniczka Stadionu Narodowego, a w zasadzie Narodowego Centrum Sportu, Daria Kulińska.
Świat się śmieje z Polski, Anglikom do śmiechu nie było
Obrazek z Warszawy obiegł światowe media, wstyd ciągnął się za nami jeszcze kilka tygodni. Zaczęło się poszukiwanie winnych, ale okazało się koniec końców, że winna była... pogoda. A co z meczem? Polacy zagrali z Anglikami dzień później, 17 października 2012 roku udało się nam zremisować z Trzema Lwami 1:1. Bramki, jak później żartowano, zdobyli Glik (Kamil Glik) i Anglik (Wayne Rooney). Dach nocą zamknięto, murawa tym razem nadawała się do gry.
W środę zmierzymy się z Anglikami w Warszawie po raz pierwszy od pamiętnego "Basenu Narodowego", tym razem ryzyka opadów nie ma, bo w stolicy jest piękna pogoda. Powyżej 20 st. Celsjusza, słonko i brak opadów w prognozie. Anglicy do Warszawy dotarli jako wicemistrzowie Europy, Polacy z kolei mają sobie i kibicom coś do udowodnienia. Wynik sprzed dziewięciu lat dziś uznano by za sukces, ale cóż. Boisko wszystko zweryfikuje.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut