Polscy siatkarze udanie zakończyli rozgrywki grupowe na mistrzostwach Europy. Poza Serbami rywale Biało-Czerwonych nie byli jednak europejską czołówką. Czy mistrzów świata stać na złoto swojego kontynentu? Zapytaliśmy trzykrotnego srebrnego medalistę Euro, Ireneusza Kłosa.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Rozmawiamy z 337-krotnym reprezentantem Polski w siatkówce. Ireneusz Kłos zdobył w biało-czerwonych barwach trzy srebrne medale mistrzostw Europy (1979-81).
Utytułowany siatkarz, wielokrotny mistrz Polski, później trener m.in. reprezentacji Polski kobiet u boku nieodżałowanego Andrzeja Niemczyka.
Kłos bacznie obserwuje wydarzenia podczas trwających mistrzostw Europy mężczyzn. Polacy jako jeden z gospodarzy turnieju awansowali z grupy z kompletem zwycięstw. W 1/8 finału Biało-Czerwoni zmierzą się z Finlandią.
Polacy zakończyli granie w grupie na Euro. Jakie są pańskie wrażenia?
Mam mieszane odczucia. Niepokoi mnie to, jak gramy w przyjęciu. Nie mamy przecież złych przyjmujących, wręcz przeciwnie, ale nawet w meczu z Portugalią czy Grecją, rywal potrafi sprawić nam sporo problemów swoją zagrywką.
A na wysokiej piłce, okej, możemy skorzystać z Bartosza Kurka czy Wilfredo Leona, ale to jest za proste granie na rywalizacje z mocniejszymi drużynami. Jedyne czym nadrabiamy, to blokiem. Ale nie tylko my gramy średnią dla oka siatkówkę. Rosjanie też mają problemy.
Niektórzy jednak twierdzą, że Polacy z meczu na mecz grają coraz lepiej.
Ja uważam inaczej. Obecnie naszym najpewniejszym przyjmującym jest Michał Kubiak. W przypadku Leona nadal trzeba bardziej zerkać na jego pracę w przyjęciu niż ataku. Bo jakie warunki ofensywne posiada, dobrze wiemy.
Klasowy rywal poszuka Leona w przyjęciu, a nawet jeśli Wilfredo będzie miał dobry dzień, to i tak nadal wydaje się, że nie potrafimy wykorzystać naszego potencjału. Kamil Semeniuk, Olek Śliwka, Tomasz Fornal. Mają za sobą bardzo dobre sezony ligowe, po których pozostało tylko wspomnienie. W reprezentacji rok 2021 mogą spisać na straty.
Polacy zagrali też jednak mecz bardzo dobry, wygrywając z Serbami. Paradoks?
Forma i klasa przeciwnika potrafi wykrzesać z drużyny więcej. Rzeczywiście mecz z Serbią dobrze się oglądało, stał na wysokim poziomie. Nie było prostych błędów. Ale po takiej wygranej z drużyny zeszło powietrze. To naturalne, o ile nie trwa więcej niż jedno spotkanie.
A może powietrze zeszło dużo wcześniej, po powrocie z Japonii?
Możliwe. Choć do wydarzeń na igrzyskach trudno wracać. Tam uciekła nam koncentracja w najważniejszym momencie. Nie docisnęliśmy drużyny, która później zdobyła złoto, a mieliśmy ich – wydawało się – w garści. Ale sporo już na ten temat powiedziano.
Na Euro zmieniło się o tyle, że Vital Heynen wrócił do zmieniania zawodników. Do Tokio rotacja funkcjonowała, później wyjechała na urlop i teraz wróciła. Presja medalu zrobiła ślad na naszym trenerze i jego zachowaniach. Był bardziej spięty od zawodników. Mam wrażenie, że to olimpijskie wyzwanie zwyczajnie go przerosło.
Zmiana selekcjonera wydaje się być nieunikniona. Jak ocenia pan jego pracę?
Miał więcej czasu ze względu na pandemię, która utrudniła też jego działania. Do tego doszło przełożenie igrzysk, które w ostatecznym rozrachunku chyba nie wyszło nam na dobre. Chociażby ze względu na kontuzję naszego kapitana.
Tradycja zagranicznych trenerów została podtrzymana. Zaczęło się bardzo dobrze, sukcesów nie brakowało, a na koniec coś pękło i już rozglądamy się za następcą. Na zmiany trenerów można kręcić nosem, ale polska siatkówka mimo wszystko, zyskuje.
Dlaczego? Mogliśmy poznać różne style siatkarskie. Argentyna, Włochy, Francja, teraz Belgia, choć Heynen ma też sporo wspólnego z niemiecką siatkówką.
To wszystko składa się na duży wachlarz możliwości co do doboru składu. Aktualnie mamy w kim wybierać. Właściwie to stworzyć dwie drużyny, które byłyby solidnymi reprezentacjami. Drużyny, nie szóstki.
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego było tak źle?
To dobre pytanie, ale nie znam na nie odpowiedzi.
Gdybym miał postawić na nowego selekcjonera, wybrałbym kierunek, którego w Polsce jeszcze nie było. Stany Zjednoczone.
A Polak?
Nie widzę kandydata, który mógłby się teraz tego podjąć. Choć na pewno argumentem za polskim trenerem byłaby znajomość środowiska i sprawy związane z funkcjonowaniem drużyny na co dzień. Co w przypadku reprezentacji jest szczególnie trudne.
Wróćmy do mistrzostw Europy. Na co możemy liczyć w fazie pucharowej?
Przekonaliśmy się w fazie grupowej, że nie można lekceważyć reprezentacji, które mają mniejszy potencjał sportowy. Bo to się może źle skończyć. Z Finlandią nie przewiduję jednak kłopotów. Jeśli później przyjdzie grać z Rosją, tu mogą zacząć się schody.
Chociaż Rosjanie są w podobnej, poolimpijskiej formie, jak my. Tyle tylko, że zdobyli srebrny medal w Tokio. Jeśli mamy ich pokonać, to właśnie teraz. O ile sami będziemy mieć dobry dzień.
W kim widzi pan lidera drużyny na trwającym Euro?
To trochę zaskakujące, ale muszę postawić na środkowych. Mateusz Bieniek, Kuba Kochanowski, Piotrek Nowakowski – oni nie spuszczają z tonu. Zarówno w bloku i ataku, jeśli tylko mają taką możliwość, ciągną drużynę za uszy.
Ale środkowymi turnieju wygrać się nie da.
Dlatego wspominałem o przyjmujących. Ich gra mocno faluje. Dobrze, że na skrzydle równo poziom trzyma Bartosz Kurek. Różnie bywało z tym siatkarzem po nieudanych turniejach, dobrze, że się dźwignął i nadal jest ważnym punktem drużyny. Chce brać na siebie odpowiedzialność w trudnych momentach.
A Łukasz Kaczmarek?
Jak dla mnie facet gra równiej od Kurka. Solidna zagrywka, może nie strzela bezpośrednio asów, ale potrafi odrzucić rywala od siatki. Potrafi też coś podbić w obronie, a do tego dokłada duże wyczucie w grze blokiem. Pełnowartościowy zmiennik.
Dziwię się Heynenowi, że tak rzadko korzysta z Kaczmarka. Zwłaszcza w momentach, w których Kurek potrafi złapać trochę gorszy okres gry. A zmiany najczęściej i tak nie ma.
Jako wieloletni rozgrywający, jeden z najlepszych w swoich czasach, jak ocenia pan grę Fabiana Drzyzgi? Sporo się dostaje po głowie temu siatkarzowi. Słusznie?
Fabian ma mentalność jak ojciec. Rywalizowaliśmy o miejsce na boisku z Wojtkiem za czasów trenera Wagnera. Oni kiedy są "jedynkami" po prostu czują się niezastąpieni. Nie mówię tego złośliwie, znamy się z Wojtkiem wiele lat.
W takich sytuacjach potrzeba konkurencji. Jeśli nie ma naciskania, mocnej walki, robi się problem. Znowu możemy wrócić do igrzysk, gdzie był Grzegorz Łomacz?
Podobno w Japonii.
Podobno. Teraz dostaje szanse na Euro od Heynena, ale wiemy dobrze, jaka impreza siatkarska była naszą docelową. To potwierdza o czym mówiłem wcześniej, turniej olimpijski niestety przerósł naszego selekcjonera.
Dojedziemy do Katowic na Euro? Będzie medal dla Polaków?
Bardzo im tego życzę. Krążek mistrzostw Europy choć trochę zmazałby plamę z Tokio. Najważniejsze, żeby do tych Katowic dojechać. Jeśli awansujemy, Spodek może mocno pomóc naszym siatkarzom. Polscy kibice to nieodzowny element naszych sukcesów.
A obserwując mistrzostwa Europy, gra której reprezentacji najbardziej się panu podobała w rozgrywkach grupowych?
Niemcy zrobili na mnie dobre wrażenie. Solidni są też Włosi, którzy przeżywają zmianę pokoleniową, ale wynikowo się zgadza. Sądzę, że zamieszane w walce o medale znowu będą te same europejskie reprezentacje. Serbowie, Francuzi, może Słoweńcy. Będzie z kim rywalizować.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut