Naśladowczyni Marylin Monroe, poliglotka i multiinstrumentalistka oraz wysoka kapłanka Kościoła Szatana – Jayne Mansfield miała wiele twarzy. Odeszła zdecydowanie zbyt wcześnie, a jej tragiczną śmierć niektórzy przypisywali klątwie rzuconej przez jej bardzo specyficznego przyjaciela.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.
Napisz do mnie:
maja.mikolajczyk@natemat.pl
Jayne Mansfield uważana była za największą rywalkę Marylin Monroe.
Aktorka dostała Złotego Globa za występ w musicalu "Blondynka i ja".
Mansfield była uważana za skandalistkę – wzbudzała zainteresowanie nie tylko swoimi kształtami, ale również znajomościami. Aktorkę podejrzewano o romansowanie z założycielem Kościała Szatana Antonem LaVeyem.
Mansfield zginęła młodo, a jej śmierć niektórzy przypisywali klątwie rzuconej przez jej przyjaciela.
Narodziny gwiazdy
Jayne Mansfield przyszła na świat jako Vera Jayne Palmer 19 kwietnia 1933 roku. Chociaż urodziła się w Pensylwanii, lata swojej wczesnej młodości spędziła głównie w Teksasie. Już jako dziecko marzyła o zastaniu gwiazdą – jej idolkami były Shirley Temple, Hedy Lamarr i Jean Harlow.
Marzenia o Hollywood nie sprawiły jednak, że odpuściła sobie szkołę. Miała doskonałe oceny ze wszystkich przedmiotów, a ponadto uczyła się gry na fortepianie, skrzypcach i altówce oraz uczęszczała na lekcje tańca towarzyskiego.
Za mąż po raz pierwszy wyszła już w 1950 roku w wieku 17 lat. Jej wybrankiem był Paul Mansfield, z którym w tym samym roku doczekała się swojego pierwszego dziecka. Paul nie był ostatnim mężczyzną, któremu Jayne powiedziała sakramentalne "tak", ale to właśnie jego nazwisko zdecydowała się nosić do końca swojej tragicznie zakończonej kariery.
Rola żony i matki nie satysfakcjonowała przyszłej skandalistki, a marzenia o pracy w fabryce snów cały czas tliły się w jej głowie. Mansfield podjęła więc studia aktorskie na Southern Methodist University, a rok po urodzeniu córki przeprowadziła się do Los Angeles, by tam przez semestr kontynuować naukę na UCLA.
Po krótkim pobycie w Kalifornii, Jayne podjęła studia teatralne na Uniwersytecie Teksańskim, a następnie została uczennicą Barucha Lumeta – założyciela Dallas Institute of Performing Arts.
W trakcie studiów chwytała się różnych zajęć – pozowała do aktów, pracowała jako komiwojażerka, recepcjonistka w studiu tańca i sprzedawczyni popcornu w kinie. Brała też udział w wielu konkursach piękności, które z powodzeniem wygrywała.
Pierwsze kroki w Hollywood
Na początku jej kariery aktorskiej wspierał ją jej mentor Baruch Lumet, który bardzo wierzył w talent swojej podopiecznej. Mężczyzna pomógł jej m.in. przygotować się na przesłuchanie do studia Paramount do roli Joanny d’Arc.
Jayne nie zrobiła wrażenia na dyrektorze castingu jako Dziewica Orleańska. Zasugerował jej, że pasuje do innego typu ról, widząc w niej potencjał na seks-bombę. Mansfield usłyszała wtedy, że powinna przefarbować swoje ciemne włosy na blond.
Po niewielkich sukcesach w Hollywood (w tamtym czasie dostała jedynie małą rólkę w serialu) Jayne próbowała swoich sił także w reklamie. I tutaj spotkało ją jednak niepowodzenie – reklamodawcy uznali, że jest... zbyt seksowna. Powodem miał być jej obfity biust, odwracający uwagę od reklamowanych produktów.
Na szczęście dla Mansfield, w branży rozrywkowej właśnie pojawił się ktoś, dla kogo pełne kształty były zdecydowanym atutem. Tym kimś był Hugh Hefner, który w 1953 roku wydał pierwszy numer skandalizującego w tamtym czasie "Playboya".
Uważa się, że Jayne Mansfield obok Marylin Monroe, Anity Ekberg i Bettie Page była jedną z osób, dzięki którym pismo Hefnera odniosło sukces w tak szybkim czasie. Zdaje się też, że także kariera samej Mansfield po występach na rozkładówkach "Playboya" mocno przyspieszyła.
Z twarzą Marylin Monroe
Pierwszą rólkę filmową Jayne dostała w 1954 roku w niskobudżetowym filmie "Kobieca dżungla", nakręconym w zaledwie 10 dni. Menedżerowi gwiazdy Jamesowi Byronowi udało się wynegocjować 7-letni kontrakt z Warner Bros., jednak to nie to studio przyczyniło się do zrobienia z Mansfield gwiazdy.
Gdy wspomniana wcześniej wytwórnia zerwała kontrakt z aktorką zaledwie rok od rozpoczęcia współpracy, po Jayne upomniał się inny duży hollywoodzki gracz. 20th Century Studios zobaczyło w niej doskonałą następczynie Marylin Monroe, która już w tamtym czasie była uważana za aktorkę "problematyczną" ze względu na swoje uzależnienie od alkoholu i leków.
Chociaż Jayne upierała się, że jej podobieństwo do legendarnej MM jest jedynie względne, sama zainteresowana wiedziała, co się święci i nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy – tak przynajmniej wynika z książki Lawrence'a Quirka "The Kennedys in Hollywood".
Mansfield faktycznie miała opinię skandalistki nawet wśród hollywoodzkiej śmietanki. Słynęła przede wszystkim z bezwstydnego eksponowania swojego naprawdę imponującego biustu oraz wpraszania się na imprezy. To właśnie przy takiej okazji powstało ikoniczne zdjęcie, na którym Sophia Loren piorunuje dekolt koleżanki po fachu wzrokiem.
Pierwszą dużą rolą, jaką Jayne dostała w ramach współpracy z Foxem był musical "Blondynka i ja", za którego otrzymała nawet Złotego Globa dla najbardziej obiecującej młodej aktorki. Film ten podobno zrobił ogromne wrażenie na młodym Paulu McCartneyu, późniejszym członku zespołu The Beatles.
Rola w późniejszym "The Wayward Bus" miała pomóc jej w zerwaniu z wizerunkiem blond seks-bomby, jednak chociaż jej występ został doceniony, sam film nie odniósł spektakularnego sukcesu. Strzałem w dziesiątkę okazała się z kolei adaptacja broadwayowskiego musicalu "Will Success Spoil Rock Hunter?", w ramach premiery którego Mensfield wybrała się na tournée po Europie.
Gwiazda Jayne zaczęła jednak przygasać już zaledwie cztery lata po podpisaniu kontraktu z 20th Century Studios. Początek lat 60. przyniósł modę na zupełnie inny typ kobiecości niż ten reprezentowany przez Mansfield. Widzowie woleli zawieszać oko na aktorkach takich jak Mia Farrow czy Jane Fonda. Seks-bomby poszły w zapomnienie i nie było dla nich ról.
W związku z tym, wytwórnia nie mając dla Jayne żadnych propozycji, wysłała ją do Wielkiej Brytanii, by wystąpiła tam w dwóch niskobudżetowych produkcjach. W 1960 roku na ekranach brytyjskich kin zadebiutował film "Too Hot to Handle" ze słynną sceną, w której aktorka jest niemal naga.
Mansfield nie chciała, by o niej zapomniano, a więc wykorzystywała swoją sprawdzoną strategię – prowokowała. W 1963 roku jako pierwsza amerykańska aktorka pokazała się całkowicie nago przed kamerą w filmie "Obietnice! Obietnice!". Na chwilę faktycznie przyniosło jej to rozgłos, ale nie na tyle, by znów dostawać intratne propozycje.
Jayne, bez perspektyw na dalszą karierę w Hollywood, zaczęła występować w klubach nocnych. Nie szło jej to jednak najlepiej – jeden z lokali oskarżył ją o niedotrzymywanie kontraktu.
Upadająca gwiazda miała zapominać kostiumów na występy, a także nie stawiać się na próby, co owocowało fatalnymi występami. Na szczęście na jej drodze wkrótce miał pojawić się ktoś, dzięki komu znowu trafiła na pierwsze strony gazet.
Lalka Barbie i Książę Ciemności
Jayne Mansfield podjęła kolejną próbę zwrócenia na siebie uwagi. Na festiwalu filmowym w San Francisco (na który podobno nie była nawet zaproszona) wystąpiła w różowej kreacji bez bielizny.
Sama sukienka zapewniła jej 5 minut uwagi, jednak ważniejsze okazało się spotkanie, jakie jej menadżer zaaranżował po tym wydarzeniu. Jayne i jej ówczesny partner prawnik Sam Brody spotkali się z mężczyzną, który był na językach całej Ameryki.
Anton LaVey (właśc. Howard Stanton Levey) był założycielem Kościoła Szatana, którego siedzibą była jego pomalowana całkowicie na czarno wiktoriańska posiadłość w San Francisco.
LaVey wiedział, jak sprzedać się mediom i wytworzył wokół siebie legendę opartą na zmyślonym życiorysie. Przyciągał uwagę prasy zaproszeniami na mroczne rytuały w swojej posiadłości, ale także ekstrawaganckim ubiorem i zachowaniem. Anton miał m.in. w zwyczaju przemierzać samochodem ulice San Francisco ze swoim lwem jako pasażerem.
W dzisiejszych czasach postać nosząca na poważnie pelerynę i różki na głowie wzbudziłaby co najwyżej śmiech, ale w szalonych latach 60. LaVey przyciągał osoby zainteresowane alternatywnymi ścieżkami duchowymi. Wśród jego akolitów było sporo celebrytów (podobno należeli do nich m.in. Kim Novak i Christopher Lee), jednak on najbardziej upodobał sobie właśnie Jayne.
Historia tej relacji musiała zelektryzować media. On – książę ciemności z Czarnego Domu, ona – lalka barbie, mieszkająca w całej różowej posiadłości, znanej jako "Pink Palace". LaVey i Mansfield zdawali sobie sprawę z tego, jakie emocje wywołuje ich znajomość, dlatego chętnie fotografowali się razem w swoich domach, czego efektem były często kuriozalne zdjęcia.
Znajomość pary zacieśniała się. Gdy synek Jayne został zraniony przez lwa w zoo, Anton zadeklarował, że poprosi o jego wyzdrowienie samego Szatana. Syn aktorki podobno faktycznie po paru godzinach poczuł się lepiej. To właśnie ponoć po tym wydarzeniu aktorka – deklarująca się jako katoliczka – postanowiła zostać wyznawczynią szatana.
Znajomość Jayne z Antonem w sposób oczywisty nie podobała się jej partnerowi Samowi Brody'emu, szczególnie, że plotkowano nie tylko o tym, że Mansfield jest wysoką kapłanką Kościoła Szatana, ale również spekulowano, że jej kontakty z LaVeyem wykraczają poza przyjacielskie – te pogłoski zresztą w 1992 roku potwierdziła córka Antona.
Brody był zazdrosny o swoją partnerkę i starał się ograniczać jej spotkania z LaVeyem. Jako twardy racjonalista miał również kpiący stosunek do przyjaciela Jayne, czego nawet nie starał się ukrywać – i podobno właśnie to miało ściągnąć na niego klątwę.
Istnieją dwie wersje wydarzeń, według których sam miał ściągnąć na siebie przekleństwo najwyższego kapłana Szatana. Jedna relacja mówi o tym, że podczas pobytu w Czarnym Domu Sam zapalił świeczkę-czaszkę w rytualnej komnacie. – Ta świeca służy tylko do rzucania klątw. Nie wiem, co się teraz z tobą stanie – miał postraszyć go Anton.
Inna wersja zakłada celowe rzucenie klątwy przez LaVeya, który miał już dość zniewag partnera swojej przyjaciółki. – Samie Brody, ogłaszam, że będziesz martwy w przeciągu roku – zagrzmiał ponoć nad rywalem.
Klątwa, nie-klątwa, Sam Brody po roku faktycznie już nie żył. A razem z nim Jayne Mansfield.
Śmierć Jayne Mansfield
Od czasu tamtego domniemanego spotkania prawnik miał łącznie sześć stłuczek i wypadków samochodowych. Podczas najpoważniejszego z nich złamał sobie nogę, najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
Do siódmego wypadku doszło w nocy z 28 na 29 czerwca 1967 roku. Brody podróżował wtedy z Jayne, kierowcą Ronniem Harrisonem oraz trójką dzieci Mansfield śpiącą na tylnych siedzeniach.
Buick, którym jechali o 2:25 zderzył się z dużą prędkością z tyłem ciężarówki. Siedzący z przodu dorośli zginęli na miejscu – Jayne miała wówczas 34 lata. Śpiące z tyłu dzieci odniosły jedynie niewielkie obrażenia.
Reporterzy na miejscu zdarzenia zastali przerażający widok. Piesek Jayne leżał z odciętą głową i wszystko wskazywało na to, że aktorkę również spotkał ten los. Ostatecznie okazało się, że nie doszło do dekapitacji, a włosy na szybie były jedynie peruką Mansfield. W świat poszła jednak informacja, że gwiazda w wyniku wypadku straciła głowę.
Jak zachowywał się LaVey w tej sprawie? Oczywiście nie dementował plotek o klątwie, a wręcz przeciwnie – podsycał je, twierdząc, że przeklął Brody'ego, by chronić swoją przyjaciółką przed agresywnym partnerem.
Anton twierdził także, że w noc śmierci Jayne przeglądał swój album z wycinkami prasowymi. Zauważył, że z tyłu tego przedstawiającego Marylin Monroe jest Mansfield – odcięta dokładnie na wysokości szyi... Chwilę później miał odebrać telefon z informacją o śmierci aktorki.
Słodka idiotka czy wyrachowana graczka?
Jayne Mansfield za swojego życia była traktowana – tak jak wiele kobiet w tamtym czasie – jak słodka idiotka. Wiele faktów z jej życia wskazuje jednak na to, że mogła to być jedynie gra.
Aktorka miała doskonałe oceny zarówno w szkole, jak i na studiach. Była multiinstrumentalistką, czytała masę książek i władała pięcioma językami, a jej IQ – w zależności od źródeł – wynosiło ponoć od 149 do do 163 punktów.
Jayne była jednak boleśnie świadoma, że to nie jej umysł, a ciało, przyciąga uwagę opinii publicznej i widzów. – Bardziej interesuje ich 102-53-91 – miała powiedzieć, przytaczając wymownie wymiary swojego biustu, talii i bioder.
Za hipotezą, że słodką idiotkę jedynie odgrywała, przemawia również jej inna wypowiedź.
Prowadzący programu "The Johnny Carson show" próbował dostać się za fasadę stworzonego przez Mansfield wizerunku. Na każde jego pytanie aktorka udzielała jednak mdłej i nijakiej odpowiedzi. – Nikt z IQ 160 nie może być aż tak głupi – stwierdził zrezygnowany, gdy nie udało mu się nic z niej wyciągnąć.
Jayne tylko siedziała, uśmiechała się i udawała, że nie wie, o co mu chodzi. Czy to też był tylko element jej gry? Rozmowa z Robertem Robinsonem zdaje się to potwierdzać.
Dziennikarz zapytał ją, czy jej zainteresowanie graniem klasycznych ról było jedynie tymczasowe, nawiązując do jej castingu sprzed lat, gdy walczyła o rolę Joanny d'Arc. Mansfield zaprzeczyła i enigmatycznie stwierdziła, że przez wiele lat przygotowywała się do "wymarzonej" kariery aktorskiej w wielu szkołach, ale filmowcy mieli na nią inny pomysł.
– (...) Dyrektor castingu uznał, że marnuję swoje "oczywiste talenty", więc rozjaśnił mi włosy, zwęził sukienki i oto rezultat – powiedziała Jayne z pełnym uśmiechem na ustach, ujawniając prawdę, ale ani na chwilę nie wychodząc z roli, jaką dla niej przeznaczono.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut
Czytaj także:
Reklama.
Marylin Monroe
Cytat z książki "The Kennedys in Hollywood"
Jedyne, co ona robi, to naśladowanie mnie, które jest tak samo obraźliwe dla niej samej, jak i dla mnie. Wiem, że powinno mi to schlebiać, ale ona robi to w tak rażący i wulgarny sposób, że żałuję, że nie mam jakichś prawnych środków, by ją pozwać.
Jayne Mansfield
Częścią bycia czarującą dziewczyną jest poniekąd naiwność i bezradność wobec opinii publicznej, zwłaszcza oczu mężczyzn.