Fot. Bellona

Ile w tej książce jest prawdy, a ile fikcji? Kafir, były oficer WSI, a potem SKW, odmawia odpowiedzi na tak postawione pytanie. Rzuca tylko hasztagiem #KMWTW, czyli "Kto Ma Wiedzieć, Ten Wie". Ale któż lepiej od niego wie, jak praca w wojskowych służbach specjalnych wygląda naprawdę.

REKLAMA

Nowa książka byłego oficera WSI i SKW

Bagdad, Kabul, Nowy Jork, Warszawa czy nieduża wieś pod Zamościem. W książce "Zawieszeni" sygnowanej pseudonimem Kafir raz po raz odwiedzamy coraz to nowe miejsca. I wcale nie musi być tak, że w małej miejscowości na Lubelszczyźnie jest mniej ciekawie niż w metropolii za oceanem. Ba, w tej książce non stop dzieje się tyle, że spokojnie można ją połknąć w jeden wieczór.
Choć oprócz wartkiej akcji jest i miejsce na refleksję. Ale taką, na którą stać twardziela z doświadczeniem w wojskowych służbach specjalnych.

Potrzebuję dociec, dlaczego z potężnego europejskiego mocarstwa trzęsącego połową kontynentu staliśmy się gównostanem z dużym ego i małymi możliwościami. Ruchanym przez wszystkich, od Watykanu począwszy, przez Niemców i Ruskich, a na Jankesach skończywszy.

Fragment książki "Zawieszeni", Wydawnictwo Bellona
Tak w mocnych słowach odpowiada pułkownik Radosław Sztylc pytany przez swego byłego podwładnego chorążego Jacka Rusinka o to, dlaczego sięga po literaturę historyczną. Kto już wcześniej czytał choćby "Weryfikację" czy "Hajlajf", czyli wcześniejsze książki o perypetiach Radka, ten wie, że to nie jest lektura dla grzecznych dziewczynek i chłopców. Dosadne słownictwo jest tu na porządku dziennym.
Bo jak inaczej wyrazić emocje targające co chwilę bohaterami? Tu najczęściej nie ma nawet sensu poszukiwać łagodniejszych określeń, bo one tylko zakłamywałyby brutalną rzeczywistość. W życiu ludzi związanych ze służbami specjalnymi nie ma chwili na spokój. Notorycznie podwyższony poziom adrenaliny to jest ich zwyczajny stan. Choćby już nawet mieli tego dość i marzyli o porzuceniu służby.

Rzeczywistość w wojskowych służbach specjalnych

Tak jak oficer kontrwywiadu, major Winiarski, służący w Iraku w polskiej ambasadzie. Gdy w 2005 roku nastąpiła polityczna zmiana, zlikwidowano Wojskowe Służby Informacyjne. W ich miejsce powstała Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Wielu oficerów musiało odejść. Tych, którzy pozostali w służbie, traktowano często z rezerwą. To dlatego Winiarski liczył, że pozostanie w Bagdadzie jeszcze pół roku, a potem spokojnie odejdzie.
"Kiedy sytuacja w Polsce zaczęła z marnej zmieniać się w złą, WSI poszły w drzazgi, a nowa służba traktowała go jak coś, co przykleiło się do podeszwy buta, uznał, że pierdoli to wszystko w czapkę, i postanowił odsłużyć jeszcze jedną turę. Chciał doczekać do jej końca, wrócić do kraju i iść spokojnie na emeryturę. Tym bardziej że po prostu zżył się z ludźmi, których miał chronić, a w domu, w Polsce, nie czekało na niego nic szczególnie skłaniającego do przyśpieszonego powrotu" – marzył major. Ale oczywiście spokoju nie dane mu było zaznać.
Opis krwawego zamachu, z którego Winiarskiemu udaje się wyjść cało, to jeden z najbardziej sugestywnych obrazów z tej książki. Został nakreślony z taką precyzją, że łatwo sobie wyobrazić i pojąć, co widzą i przeżywają osoby zaatakowane przez terrorystów. Tu później szok jest tym większy, że okazuje się, że za krwawym atakiem wcale nie stoją terroryści, lecz... Okej, tu chyba się zatrzymam, żeby jednak za wiele nie zdradzić.

Polskie misje na Bliskim Wschodzie

Cała fabuła osadzona jest wokół środowiska żołnierzy zlikwidowanej WSI. Dla nowej władzy byli oni nikim. Uważano ich za zdrajców i przestępców - wystarczy sięgnąć do gazet sprzed kilkunastu lat, by przypomnieć sobie, że państwo uznało tę służbę wręcz za organizację przestępczą.
Ale sami żołnierze, ich umiejętności, wobec sytuacji na Bliskim Wschodzie okazali się jeszcze poprzedni. Dlatego wojskowym postawiono ultimatum: albo jadą na wojnę, albo żegnają się z armią. Wśród tych, którzy musieli wybierać, znalazł się główny bohater książek z tej serii, czyli wspomniany pułkownik Radosław Sztylc.
"Zawieszeni" są pełni zaskakujących zwrotów. To, co początkowo wydaje się oczywiste, za moment staje w zupełnie innym świetle. I oficer służb specjalnych na wszystkie te zaskakujące ruchy powinien być przygotowany. Nota bene - to ucieszy pewnie wszystkich tych, których nurtują tajemnice tajnych służb - w książce pojawia się emocjonujący opis tego, jak wygląda rekrutacja do "Firmy".

Kim jest Kafir?

A kto jak kto, ale autor - wolący pozostać anonimowy były oficer WSI, a SKW - najlepiej wie, jak się do takiej służby trafia. Kafir ma za sobą m.in. pobyt w Afganistanie, więc też doskonale wie, co tam się działo i potrafi to w dobitny i przekonujący sposób przekazać czytelnikowi.
Wie też jak nikt, jakie bezwzględne gry prowadzą służby innych państw. Jaki los może spotkać kogoś, kto nadepnie im na odcisk lub nie wywiąże się ze zobowiązań ("Austriak umarł w boleściach, a lekarze nie byli w stanie mu pomóc"). I że ci ze wschodu nigdy nie stracili zainteresowania Polską.

Jak działają służby specjalne?

Trzeba przyznać, że niektóre wypowiedzi bohaterów - przedstawicieli wschodnich służb specjalnych brzmią tak, że aż idzie w pięty. Szczególnie, jeśli ktoś bacznie obserwuje aktualną sytuację polityczną na świecie. I gdy pułkownik Uliew mówi, że "osłabienie tej pieprzonej Unii i NATO od środka" to teraz jest najważniejsze zadanie, a do jego realizacji ma też swoich ludzi w Warszawie, to od razu na myśl przychodzą pewne nazwiska.

Podzielona Europa to wbrew pozorom całkiem dobry scenariusz i dla nas, i dla miejscowych. – Uliew przerwał na chwilę, odpalając papierosa i robiąc gest w stronę okna. Zaciągnął się i kontynuował:
– Tak zachowujemy status quo, są Amerykanie, Rosjanie i Chiny. A podzielona Unia Europejska nie jest w stanie nam zagrozić. Ponadto nie możemy dopuścić, by pod bokiem Rosji wyrósł rywal, który będzie mocniejszy od niej.

Fragment książki "Zawieszeni", Wydawnictwo Bellona
Ale żeby problem był tylko ze służbami obcymi. Gorzej, gdy się okazuje, że bezwzględna gra toczy się także wśród swoich, wewnątrz służby. I jak łatwo umoczyć kogoś choćby w aferę z malwersacją pieniędzy czy też zarzuty związane z handlem narkotykami (vide - oburzająca rozmowa Sztylca z pułkownikiem Biedą i jego "przydupasem").
Oczywiście, stuprocentowo na serio tego wszystkiego brać nie należy. W końcu sam autor zastrzega, że nie powie, ile w tym wszystkim prawdy, a ile fikcji. Ale też wyjątkowo trafnych spostrzeżeń i diagnoz, jakie padają w "Zawieszonych", ignorować nie należy.

Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Bellona.