Koniec szesnastoletnich rządów Angeli Merkel, socjaldemokratyczna SPD znowu najsilniejszą partią i przymiarki do pierwszej w historii RFN koalicji złożonej z trzech różnych sił to nie wszystkie nowości po tegorocznych wyborach w Niemczech. Jak się okazuje, do Bundestagu po prawie 70 latach wraca mniejszość duńska.
Jak przypominała w naTemat.pl Katarzyna Zuchowicz, w tegorocznych wyborach parlamentarnych w Niemczech startowało aż 47 partii. Jakkolwiek w walce o władzę liczyło się jednak tylko sześć ugrupowań, a ostateczne wyniki pokazały, że stawka skurczyła się do czterech. Grubo poniżej oczekiwań wypadła bowiem radykalnie lewicowa Die Linke (4,9 proc.), a populistyczna AfD z wynikiem 10,3 proc. może pozostać otoczona "kordonem sanitarnym", uniemożliwiającym udział w tworzeniu większości rządowej.
Koalicję najprawdopodobniej utworzą zwycięscy socjaldemokracji z SPD wraz z zielonymi z Die Grünen oraz liberałami z FDP. Wciąż możliwy jest jednak scenariusz, o którym tuż przed wyborami wspominał nam Martin Walther z FDP. Jeśli negocjacje koalicyjne nie pójdą po myśli Olafa Scholza, nowy rząd może sformować reprezentujący CDU/CSU Armin Laschet pod rękę z liberałami i zielonymi.
Teoretycznie wyniki pozwalają także na utrzymanie status quo, czyli kontynuowanie tzw. Wielkiej Koalicji. Zmieniłoby się tyle, że teraz nazywałaby się ona SPD-CDU/CSU, a Merkel zastąpił dotychczasowy wicekanclerz. Jednak po latach współrządzenia partie te ewidentnie mają siebie dosyć.
Duńska mniejszość w niemieckim parlamencie
W cieniu tych wszystkich wydarzeń doszło do wydarzenia, które niemieckie wybory parlamentarne w 2021 roku czyni jeszcze bardziej nietypowymi. Otóż po podliczeniu głosów oddanych we Flensburgu okazało się, iż miejsce w Bundestagu powinno przypaść przedstawicielowi mniejszości duńskiej z Südschleswigsche Wählerverband (pol. Związek Wyborców Południowego Szlezwiku).
A dokładnie Stefanowi Seidlerowi, który w wyborach otrzymał 55 330 głosów, gdy miejsce w izbie niższej niemieckiego parlamentu gwarantowało uzyskanie poparcia 40 tys. wyborców.
Seidler w Bundestagu zasiądzie jako poseł niezrzeszony, a jest to możliwe głównie ze względu na fakt, iż jego SWW nie obowiązuje 5-proc. próg wyborczy.
Tam formacja polityczna powstała w 1948 roku z rozkazu brytyjskich sił okupacyjnych, które chciały zadbać o interesy mniejszości duńskiej i fryzyjskiej w dopiero tworzącej się Republice Federalnej Niemiec. Gdy w 1950 roku w RFN wprowadzono 5-proc. próg wyborczy, dotyczył on również Südschleswigsche Wählerverband, ale kilka lat później tę kwestię zmieniono na mocy umowy zawartej z rządem w Kopenhadze.
Mniejszość duńska zasiadająca w lokalnych władzach graniczącego z Danią landu Szlezwik-Holsztyn nie jest niczym zaskakującym. Ich sukces w wyborach federalnych to już jednak spora niespodzianka. Ostatni raz formacja ta swojego posła w Bundestagu miała bowiem w kadencji przypadającej na lata... 1949-1953!
Dowiedz się więcej o wyborach parlamentarnych w Niemczech: