– W tym momencie nie chcę być politykiem, chcę być tylko człowiekiem. Zastanawiam się gdzie jesteśmy i co się z nami stało, że pozwalamy na to, aby takie małe dzieci wywozić do lasu i je tam zostawiać. Nie przypuszczałem, że dożyję, w wolnej Polsce, czegoś takiego – mówi naTemat poseł Artur Łącki.
W naTemat pracuję od kwietnia 2021 roku jako dziennikarka newsowa i reporterka. W swoich tekstach poruszam tematy społeczne, polityczne, ekonomiczne, ale też związane z ekologią czy podróżami. Zawsze staram się moim rozmówcom dawać poczucie bezpieczeństwa i zaopiekowania się, a czytelnikom treści wysokiej jakości. Pasja do dziennikarstwa narodziła się we mnie z zamiłowania do pisania… i ludzi. Jestem absolwentką dziennikarstwa i medioznawstwa oraz politologii na Uniwersytecie Warszawskim.
Poseł Koalicji Obywatelskiej Artur Łącki wszedł na mównicę sejmową ze zdjęciem dziecka uchodźców z Michałowic, którego obecny los jest nieznany. Poseł zwrócił się do rządzących i prezydenta Andrzeja Dudy.
– Dlaczego pozwalacie szczuć psami na te dzieci? Ale was nie ma o co pytać, bo to jest wołanie na puszczy. Pytam się pana prezydenta: niech nam pan powie, gdzie jest to dziecko? Co się z nim stało? Oczekujemy odpowiedzi od pana prezydenta – pytał Artur Łącki.
Następnie poseł zszedł z mównicy i skierował się w stronę szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Pawła Solocha i rzucił przed niego zdjęcie dziecka. Szef BBN szybkim ruchem strącił je na ziemię. Wtedy poseł Łącki ponownie położył zdjęcie na ławę sejmową Pawła Solocha. A ten po raz kolejny wyrzucił zdjęcie.
Artur Łącki o zachowaniu Solocha
Zachowanie Pawła Solocha jest szeroko komentowane w mediach, dla wielu było ono niedopuszczalne. Zapytaliśmy posła Łąckiego, co sądzi o zachowaniu szefa BBN.
– Gdybym był prezydentem, natychmiast bym zwolnił tego pana. To nie jest człowiek, który powinien reprezentować głowę państwa. Wydawało mi się, że te najważniejsze stanowiska w państwie piastują ludzie, którzy coś sobą reprezentują, ten człowiek nic sobą nie reprezentuje. Tylko totalne chamstwo – powiedział w rozmowie z naTemat.
Nie przypuszczałem, że dożyję czegoś takiego
Poseł Artur Łącki przyznaje, że nie może przejść obojętnie wobec losu ludzi, którzy próbują przekroczyć granicę i są wypychani przez Straż Graniczną. Nie może pogodzić się, że cierpią bezbronne dzieci.
– Podczas wczorajszego posiedzenia Sejmu towarzyszyły mi wielkie emocje. Jak rozmawiałem wcześniej z jedną dziennikarką to, wstyd powiedzieć, aż się prawie popłakałem. Mam prawie 60 lat i mam wnuka w tym samym wieku, co to dziecko ze zdjęcia. Jest to dla mnie przerażające i nieludzkie – mówi nam poseł Łącki.
Poseł Łącki zgadza się, że granic Polski trzeba bronić, ale nie ma jego zgody na takie metody.
– Każdy kraj musi bronić swoich granic. Ale czy my, 40-milionowy naród, po takich przejściach boimy się dzieci, które musimy wypychać do lasu, szczuć psami i strzelać pod nogi? – pyta.
Rozwiązanie kryzysu na granicy
Zapytaliśmy posła, czy widzi rozwiązanie tej sytuacji. Jak połączyć kwestie polityki zagranicznej i zwykłą ludzką przyzwoitość?
– O ilu osobach mówimy? Tysiącu? Dziesięciu tysięcach? Kraje południa Europy od czterech lat radzą sobie z imigrantami, a są ich setki tysięcy. A my nie jesteśmy w stanie poradzić sobie z kilkoma tysiącami imigrantów.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut
W tym momencie nie chcę być politykiem, chcę być tylko człowiekiem. Zastanawiam się gdzie jesteśmy i co się z nami stało, że pozwalamy na to, aby takie małe dzieci wywozić do lasu i je tam zostawiać. Nie przypuszczałem, że dożyję, w wolnej Polsce, czegoś takiego.
Artur Łącki
Koalicja Obywatelska
W tej chwili, gdyby mi powiedzieli, Łącki rzuć mandat, a to dziecko wróci, to bym to zrobił.
Przedwczoraj szedłem przez Warszawę i widziałem wielu ludzi, którzy nie są Polakami. I co, coś złego się dzieje w naszym kraju? Przecież oni też tworzą polskie PKB. My się boimy kilku tysięcy emigrantów. To jest granie pod publikę. PiS wie, że jego twardy elektorat chce takich działań i spełnia jego oczekiwania.