Chińczycy mówią, że czegoś takiego nie pamiętają. Przerwy w dostawach prądu w kilku prowincjach były bez precedensu i nikt się ich nie spodziewał, a tym bardziej nie w takiej skali. Odczuły je miliony domów, a wiele fabryk musiało wstrzymać produkcję. Pytanie, czy kryzys energetyczny w Chinach może odczuć też przeciętny Polak. Ekspert ds. Chin nie ma złudzeń.
Kryzys najbardziej dał się we znaki w trzech zamieszkanych przez ok. 100 milionów ludzi północno-wschodnich prowincjach: Jilin, Heilongjiang i Liaoning. To stąd pochodzą opowieści o tym, że nie działała sygnalizacja świetlna, zgasły latarnie, stanęły windy, a centra handlowe i inne instytucje, musiały się wcześniej zamykać.
Według publicznej telewizji CCTV fabryka w Liaoning musiała przewieźć 23 pracowników do szpitala, bo zatruli się tlenkiem węgla, gdy nagle przestały działać wentylatory. "Przerwy w dostawie prądu osiem razy dziennie, cztery dni z rzędu. Brak mi słów" – napisał jeden z mieszkańców w chińskim serwisie Weibo.
"Nigdy nie mieliśmy takich przerw w dostawie energii" – mówiła z kolei azjatyckiej reporterce "Los Angeles Times" mieszkanka miasta Shenyang w północno-wschodnich Chinach. Twierdziła, że godzinę czy dwie bez prądu dało się przeżyć, ale tym razem całe dzielnice przez całe dnie były bez prądu.
"Kobieta najbardziej obawiała się o swoich starszych rodziców, którzy mieszkają w 33-piętrowym apartamentowcu. Gdy wyłączono prąd, nie było też wody, nie działały windy, zamilkły telefony. Powiedziała, że w dzisiejszych czasach ludzie nie powinni tak żyć. I rząd przynajmniej powinien ich ostrzec, że coś takiego będzie miało miejsce" – relacjonowała Alice Su.
"Należy liczyć się ze wzrostem cen"
Rząd nie ostrzegł, ludzi ogarnęła wściekłość. Ale na całym świecie sytuacja wzbudziła też obawy o potencjalne konsekwencje. Kryzys trwa od końca września i rzutuje na życie wszystkich. W ubiegłym tygodniu zaczęto racjonować prąd. Wiele fabryk musiało z tego powodu wstrzymać lub zmniejszyć produkcję.
– Chiny mają zbyt duży udział w produkcji światowej, w związku z tym wszelkie zakłócenia w Chinach spowodowane ich uzależnieniem od energii, odbijają się rykoszetem na konsumentach całego świata. W tym również w Polsce – zauważa w rozmowie z naTemat prof. dr hab. Edward Haliżak, znawca Chin, były dyrektor Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW.
W związku z chińskim kryzysem raczej nie prognozuje dobrych wiadomości dla konsumentów w Polsce.
– Zbliżają się święta, kiedy ma miejsce wzmożona akcja zakupowa i należy liczyć się ze znaczącym wzrostem cen. A to jeszcze pół biedy. Wręcz z przerwami dostaw. Mamy zatem do czynienia z sytuacją, której nikt nie był w stanie przewidzieć. Ona ujawniła się w sposób nieoczekiwany, nagły, z dużą intensywnością. To są bardzo niepokojące wydarzenia, bo scenariusz nie jest łatwy do przewidzenia – podkreśla ekspert.
Fabryki wstrzymują produkcję
"Ponad 100 firm, poczynając od producentów komponentów elektronicznych po kopalnie złota, powiadomiło giełdy o zawieszeniu produkcji" – informowała 30 września agencja Reuters. Część już produkcję przywróciła.
Wśród fabryk, które odczuły kryzys energetyczny, wymienia się m.in. te, które produkują części dla takich firm jak Apple czy Tesla.
"Fabrykom w najbardziej produkcyjnych prowincjach Chin nakazano wstrzymanie produkcji nawet na tydzień. To budzi obawy, że światowe dostawy smartfonów i innych towarów mogą zostać zakłócone" – donosiły w ostatnich dniach zagraniczne media.
Również w Polsce podchwycono te obawy. "Obiecałeś żonie na gwiazdkę nową pralkę? Kup lepiej już teraz, bo może się okazać, że jakaś część, bez której pralka niczego nie wypierze, nie dojedzie z Chin i producent pralek będzie musiał przestawić swoje linie na tary, a w najlepszym wypadku – na "franie". Dzieciak, jak to dzieciak, marzy o najnowszym smartfonie? Kup mu lepiej stary, bo na te najnowsze mogą nawet nie zajrzeć do pudełek" – pisze w Interii dziennikarz finansowy Jacek Ramotowski.
Co może czekać Kowalskiego
– Dlaczego Chiny są tak konkurencyjne w masowej produkcji towarów konsumpcyjnych i przemysłowych? Ze względu na niskie koszty pracy, w porównaniu do Europy czy Ameryki. Szereg firm europejskich czy amerykańskich zleca firmom chińskim produkcję swoich towarów, które są produkowane w Chinach i sprowadzane stamtąd jako import. Konsumenci mieli dotąd z tego korzyść, bo mogli kupować towary chińskie w tej chwili już przyzwoitej jakości, płacąc za nie mniej. Ale teraz, gdy Chiny staną w obliczu niedoboru energii pochodzącej z importu, muszą ograniczyć także produkcję. I produkcję na eksport, która uderzy w importerów oraz konsumentów zachodnioeuropejskich. Także polskich – zwraca uwagę prof. Haliżak.
– Ten brak dostaw z Chin będzie miał bardzo złe zakończenie, ponieważ wzrosną ceny produktów, które są niezbędne do życia codziennego. Nie są to artykuły żywnościowe, bo Chiny nie eksportują żywności, ale są eksporterem towarów konsumpcyjnych masowego użytku. Chodzi o wszystkie towary masowego użytku produkowane przez Chiny – prognozuje.
Na przykład wspomniany wcześniej przykładowy smartfon. Należy liczyć się z tym, że możemy mieć problem z zakupem telefonu bezpośrednio nie tylko w Chinach, ale też w Polsce?
– Zdecydowanie tak. Jeśli chodzi o rynek smartfonów, to myślę, że on jest szczególnie podatny na oddziaływanie czynnika energetycznego, ponieważ w jego produkcji zużywa się bardzo dużo energii związanej z ogrzewaniem hal, oświetleniem, uruchomieniem maszyn automatycznych itd. Producenci masowego sprzętu telekomunikacyjnego w Chinach zostaną na pewno poszkodowani przez ten wzrost cen – przewiduje nasz rozmówca.
Co jeszcze może odczuć przeciętny Kowalski? – To cały przemysł zabawkarski, odzieżowy, liczne części np. elektroniki, panele słoneczne, części samochodowe. Należy się liczyć z ograniczeniem podaży takich produktów ze strony Chin – zaznacza ekspert.
Uważa, że mając na uwadze święta, lepiej dokonać wyborów już teraz: – Bo w grudniu – jeśli warunki pogodowe pogorszą się na całym świecie i również w Chinach – będziemy mieli do czynienia z realnym ograniczeniem podaży energii, ograniczeniem produkcji, importu u nas, czy eksportu ze strony Chin.
Ceny węgla w górę
Przyczyną problemów jest – mówiąc w skrócie – wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną i wzrost cen.
– Chiny są importerem nośników energetycznych. Importują przede wszystkim gaz i ropę naftową, które są podstawą ich produkcji przemysłowej – na potrzeby Chin i dla całego świata. A gaz, ropa i węgiel drożeją ze względu na rosnący popyt ze strony przemysłu, który odradza się po pandemii. To największe źródło popytu i przyrostu cen i ma to charakter ogólnoświatowy. Podaż jest w tej chwili niewystarczająca, dlatego że ograniczono wydobycie gazu, ropy naftowej oraz kopalni węgla – wyjaśnia prof. Haliżak.
W Chinach trwa teraz dyskusja na temat węgla i planów dotyczących zwiększenia jego wydobycia lub importu. Wezwał do tego m.in. gubernator prowincji Jilin.
Pekin boi się wzrostu inflacji, co – jak punktuje "Guardian" – może obniżyć standard życia i wywołać niepokoje społeczne. Pojawiły się informacje, że Chiny mają w planach budowę 43 nowych kopani węgla, co – jak zwraca z kolei uwagę "Times" – pod znakiem zapytania może postawić obietnice Chin dotyczące emisji dwutlenku węgla.
Konsekwencje tego ogólnoświatowego trendu również możemy odczuć w Polsce. – Przyspieszy to wzrost cen pozostałych towarów oraz na przykład w Europie wzrost cen związany z ogrzewaniem mieszkań. Jeśli przyjdzie ostra zima, to rachunki za ogrzewanie wzrosną. Najgorszy scenariusz jest taki, że należy liczyć się z przerwami w dostawach gazu, ropy naftowej, czy węgla – przewiduje nasz rozmówca.
Ta nierównowaga skutkuje gwałtownym wzrostem cen. Węgiel nadal jest ważnym źródłem energii w licznych elektrowniach, w związku z tym ogromnie rośnie popyt na węgiel. Ceny węgla osiągają rekordowe poziomy.