Publikacja "Rzeczpospolitej" o znalezieniu śladów trotylu na wraku tupolewa wywołała burzę. Politycy nie potrafili ukryć swoich emocji, co spowodowało lawinę mocnych komentarzy. Jak donosi "Gazeta Wyborcza", plan PiS-u był inny. Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego miało być spokojne i rzeczowe. Prezesa poniosły jednak emocje.
Między politykami PiS-u już na dzień przed publikacją krążyły sms-y, aby rano przeczytać "Rzepę" . Z jednej strony była ekscytacja nowymi faktami, z drugiej nastawiano się na spokojne podejście do rewelacji gazety, aby nie dać się sprowokować.
Wtorkowa publikacja została przyjęta ze spokojem. Strategia opracowana o poranku była taka, aby nie dać się ponieść emocjom i zaczekać na konferencję prokuratury. Stało się jednak inaczej. Na konferencji prasowej Jarosław Kaczyński poszedł za ciosem i powiedział wreszcie, co naprawdę uważa o katastrofie smoleńskiej.
Jak twierdzi anonimowy polityk PiS wypowiadający się dla "Gazety Wyborczej", prezes nie wytrzymał atmosfery, bo ogromnie wierzy w zamach. Poza tym jest to kwestią odporności psychicznej Kaczyńskiego. Oliwy do ognia dolał też Antoni Macierewicz, który miał namówić prezesa, aby ten domagał się odwołania rządu po informacji o trotylu na pokładzie tupolewa.
Wielu komentatorów uważa, że PiS dał się podpuścić. Politycy PiS nie wycofują się jednak z twierdzenia, że na pokładzie samolotu był trotyl. Adam Hofman zapewnia, że partia ma własne źródła, które to potwierdzają. "Rzeczpospolita" przyznała się jednak do pomyłki.