Na niedzielnej prounijnej manifestacji przemawiały uczestniczki Powstania Warszawskiego Wanda Traczyk-Stawska i Anna Przedpełska-Trzeciakowska. To właśnie pierwsza z nich nazwała Roberta Bąkiewicza "głupim chłopem". W "Faktach po Faktach" tłumaczą, że – wbrew temu, co twierdzi narodowiec – uczestniczki powstania nie są wykorzystywane.
Wanda Traczyk-Stawska komentuje swój udział w mainifestacji
Jak informowaliśmy w naTemat, podczas prounijnej manifestacji, która miała miejsce w niedzielę na placu Zamkowym w Warszawie, doszło do zakłócenia przez grupę narodowców wystąpienia Wandy Traczyk-Stawskiej i Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej. Przemawiająca Traczyk-Stawska wykrzyczała wówczas do prezesa stowarzyszenia Marsz Niepodległości Roberta Bąkiewicza: "milcz, głupi chłopie, chamie skończony".
"Bardzo chętnie spotkam się z panią Wandą Traczyk-Stawską i z nią porozmawiam. Inna sprawa, że PO wykorzystuje weteranów do promowania idei, które są sprzeczne z ideami, o które ta pani walczyła w Powstaniu Warszawskim" – napisał później narodowiec na Twitterze.
W programie TVN24 uczestniczki Powstania Warszawskiego stanowczo podkreśliły, że pojawiły się na manifestacji z własnej woli, ze względu na ideały, w które wierzą.
– Jakby mnie nie wpuścili, to bym też przyszła, pewnie przez jakiś płot i przyszła, bo mam coś do powiedzenia. Mam do powiedzenia całej Polsce wiadomość, że musimy w tej chwili być czujni, bo nie możemy dać się wyprowadzić z Unii w żadnym razie – oświadczyła Traczyk-Stawska.
Z kolei Przedpełska-Trzeciakowska stwierdziła, że "została zmuszona" do udziału w manifestacji jedynie poprzez "wewnętrzny głos", który mówił: na litość boską, ludzie, ratujmy się, przecież stoimy nad przepaścią. – Wyjście z Unii to jest przepaść. Jako osoba, które ma 94 lata i trochę przeżyła, ma prawo to twierdzić na podstawie swoich własnych życiowych doświadczeń – podkreśliła.
Traczyk-Stawska odniosła się również do zaproszenia, które skierował do niej Bąkiewicz. Przyznała, że zdenerwowała się kiedy grupa narodowców zakłóciła jej wystąpienie. Stwierdziła, że patriotyzm środowisk narodowych "jest wypaczony, nie ma racji bytu, ponieważ patriotyzm polega nie na tym, że się gada i że się pokazuje, że ma się bicepsy".
– Ja to bardzo byłam zmartwiona, że przedobrzyłam, że się tak zezłościłam – powiedziała Traczyk-Stawska. – Nie miałam zgody na takie wystąpienie, bo z nikim nie uzgadniałam, nic nikomu nie mówiłam o tym, co powiem, bo sama nie przewidywałam, że będę miała do czynienia z takim chamstwem – dodała.
Mimo wszystko zgodziłaby się porozmawiać z Bąkiewiczem. – Ja bym mu powiedziała tak: że owszem, czemu nie, z każdym mogę rozmawiać, kto czuje się patriotą. On się też czuje. Tylko zapytałabym go po pierwsze, jaką ma armię, ile ma wojska, jak wyposażoną – odpowiedziała.
Oceniła, że jeżeli narodowcy "uważają, że mają prawo nosić nasze wszystkie symbole, to niechże się zachowują tak jak my, a jak nie, to precz, to oddać nam to". – Nikt nie ma prawa (nosić symboli Polski Walczącej - red.), póki nie umie się zachować tak jak moi koledzy i moje koleżanki – podkreśliła weteranka.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut