Białoruś tłumaczy się ze strzałów na granicy.
Białoruś tłumaczy się ze strzałów na granicy. Fot. Laski Diffusion/Laski Diffusion/East News

To, że białoruskie władze całkowicie zaprzeczają doniesieniom polskich służb dotyczących wydarzeń na granicy, jest pewne. Niestety media w Polsce nie są w stanie zweryfikować, które z nich są kłamstwem, a które prawdą ze względu na stan wyjątkowy. Tym razem Białorusini tłumaczą się ze strzałów na granicy i twierdzą, że... strzelali Polacy.

REKLAMA
  • 8 października patrol białoruski oddał kilka strzałów w kierunku polskich żołnierzy
  • Białorusini zaprzeczają i twierdzą, że nie było strzałów
  • Teraz Państwowy Komitet Graniczny Białorusi uważa, że strzały były, ale strzelali Polacy
  • Propaganda Białorusi w akcji

    "Oprócz praktykowanych metod przymusowego dostarczania uchodźców do granicy białoruskiej, strzelanie staje się normą dla polskich sił bezpieczeństwa. Bezkarność i brak reakcji polskich władz na takie incydenty skłaniają przedstawicieli polskiej Straży Granicznej do wykazywania coraz większej agresji wobec migrantów" – podał Państwowy Komitet Graniczny Białorusi.
    Białoruscy pogranicznicy całą winą za kryzys migracyjny przerzucają na Polaków i ani słowem nie wspominają o tym, że uchodźcy są ściągani do ich kraju i ciężarówkami służ Białorusi zwożeni na granicę.
    Krytykują za to technikę push-back, którą stosują polscy pogranicznicy.
    "Niewykluczone, że tym razem polska Straż Graniczna będzie próbowała oskarżyć białoruską stronę o strzelaninę na granicy, aby ukryć przed opinią publiczną kolejny fakt oddawania strzałów przez polskie siły bezpieczeństwa" – twierdzi Komitet.

    Strzały na granicy

    Przypomnijmy, że w piątek, 8 października rzeczniczka Straży Granicznej ppor. Anna Michalska poinformowała, że patrol służb białoruskich oddał strzały w kierunku żołnierzy Wojska Polskiego, którzy razem z SG patrolują granicę. Jak zaznaczyła, prawdopodobnie strzały te oddano przy użyciu ślepej amunicji. Nikomu nic się nie stało.
    Tego samego dnia po południu do MSZ został wezwany Charge d'affaires Ambasady Republiki Białorusi w Polsce Alaksandr Czasnouski. Wychodząc ze spotkania zaznaczył dziennikarzom, że "żadnych strzałów nie było". Co innego twierdzi polski resort dyplomacji.
    – Pan charge d'affaires został poinformowany o naszym stanowisku wobec incydentów, które mają miejsce na granicy polsko-białoruskiej, incydentów, które mają miejsce już od dłuższego czasu, ale także o tych incydentach, które miały miejsce teraz, chociażby strzały oddane do patrolu Straży Granicznej – powiedział Łukasz Jasina z MSZ.
    Zapytany przez dziennikarzy o słowa Czasnouskiego o tym, że żadnych strzałów nie było, Jasina powiedział: "Mamy dowody na to, że te strzały zostały oddane, inaczej nie byłyby wydawane różnego rodzaju komunikaty".
    Jasina zadeklarował również, że "jeśli zaistnieje taka konieczność, zostaną te dowody przekazane stronie białoruskiej i nie tylko oczywiście stronie białoruskiej, ale i opinii publicznej, i innym państwom".
    Czytaj także:

    Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut