Zaszły w ciążę po zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Opowiedziały nam, jakie towarzyszyły im obawy
Żaneta Gotowalska
22 października 2021, 08:40·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 22 października 2021, 08:40
Po zeszłorocznym zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce wiele kobiet obawia się, co wtedy, kiedy będą w ciąży i usłyszą wyrok na temat stanu swojego zdrowia lub stanu ciąży. Jak wygląda rzeczywistość kobiet, które teraz spodziewają się dziecka lub które już przywitały swojego potomka? Przeczytajcie historie trzech bohaterek – Izabeli, Kasi oraz Basi.
Reklama.
Ciąża to czas oczekiwania. Dla wielu kobiet i ich partnerów czy partnerek to moment, kiedy w pełnym szczęściu odlicza się dni do zobaczenia swojego dziecka. Od października 2020, kiedy zaostrzono prawo aborcyjne w Polsce, a przez nasz kraj przetoczyła się fala protestów, wiele kobiet, które zaszły w ciążę, do pozytywnych emocji musiały dodać lęk o to, co będzie i co zrobią, jeśli lekarz przekaże im wyrok dotyczący stanu zdrowia ich lub oczekiwanego potomka.
Jak moje bohaterki – Izabela oraz Kasia* i Basia*.
Izabela: Czułam złość, że w razie czego nie mam prawa głosu
Izabela ma 29 lat i nie brała czynnego udziału w zeszłorocznych protestach, jednak na bieżąco śledziła wszystko za pomocą mediów. – Moim zdaniem zaostrzenie przepisów prawa antyaborcyjnego godzi w nasze podstawowe prawa do decydowania o sobie. Jestem osobą, która bardzo dba o swoją przestrzeń i nie lubię, kiedy ktoś wywiera na mnie presję. Uważam, że zaostrzenie prawa antyaborcyjnego to powolne podkopywanie praw kobiet. Dziś aborcja, a za chwilę nie będziemy mogły mieć zdania w wielu innych kwestiach – mówi.
Kiedy zdecydowali się z mężem na dziecko, zaczęło się robić głośno o zaostrzeniu ustawy. – Zanim zaczęliśmy starać się o dziecko, wykonałam wszystkie niezbędne badania, aby zminimalizować ewentualne ryzyko wad u dziecka. Czułam wręcz złość przez to, że w razie czego nie mam prawa głosu i nie mogę decydować tak naprawdę o moim życiu – wspomina.
Jak mówi, "z duszą na ramieniu" szła na badania. – Lekarz stwierdził, że z moim dzieckiem jest wszystko dobrze. Ulżyło mi – dodaje.
Kiedy pytam ją, czy obawia się wychowywania dziecka w Polsce, odpowiada twierdząco, bez wahania. – Spodziewam się córki, obawiam się o jej losy w naszym kraju, czy będzie mogła decydować za siebie, czy będzie miała prawo głosu w ważnych dla siebie kwestiach. Obawiam się, że zaostrzenie praw aborcyjnych nie jest jedynym krokiem do ubezwłasnowolnienia kobiet – podkreśla.
Kasia: na co dzień nie używam takich słów, ale powiem głośno: jestem w****iona
Kasia ma 31 lat. Brała udział w zeszłorocznych protestach.
To, jak obecny rząd traktuje kobiety, jak nie liczy się z naszym zdaniem, ale przede wszystkim naszymi uczuciami, jest przerażające. Na protestach było też wielu mężczyzn, bo ciąża to nie tylko sprawa kobiety, ale też jej partnera, a nierzadko całej rodziny.
– Tylko, co to obchodzi PiS-owską władzę, która przecież jest coś "winna" Kościołowi, który przed każdymi wyborami tak ładnie ich wspiera... – mówi.
– Zaostrzanie prawa aborcyjnego, a tym samym postawienie Polski na czele państw z najbardziej restrykcyjnymi przepisami, a w dodatku zrobienie tego w białych rękawiczkach, za pomocą "odkrycia towarzyskiego prezesa”, to coś, do czego trudno mi się odnosić bez emocji. Dlatego, choć na co dzień nie używam takich słów, to tak ja robiłyśmy to rok temu na protestach tak teraz powiem głośno – JESTEM W****IONA! – podkreśla.
Pytam ją, czy po wejściu w życie wyroku Trybunału Konstytucyjnego obawiała się zajść w ciążę. – Gdybym nie miała wsparcia w partnerze i w rodzinie, gdybym nie miała pieniędzy, była z małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają, a dodatkowo nie miała pewności, że mój ginekolog nie podpisał klauzuli sumienia i w razie czego nie odmówi mi badań, które mogłyby wykryć nieuleczalną wadę płodu – to na pewno bym się bała – mówi.
I dodaje: – Szczęśliwie stać mnie na to, żeby w razie czego pójść za słowami prezesa, że "przecież Polki mogą zawsze wyjechać poza kraj i tam zrobić aborcję”. – Tylko co mają zrobić kobiety, które nie mają 5-10 tysięcy na koncie? Czy to nie jest dyskryminacja uboższych obywatelek? – pyta.
Jakie emocje jej towarzyszyły? – Emocje na początku ciąży (i tak jest do teraz) mam bardzo pozytywne. Nie myślałam o tym, że coś może być nie tak, bo też taki mam charakter. Nie będę tu ściemniać, że się bałam albo że myślałam wtedy o wyroku TK. Po prostu się cieszyłam – podkreśla.
Kiedy pytam, czy obawia się wychowywania dziecka, którego się spodziewa, w naszym kraju, bez wahania mówi: nie. – Nie podoba mi się polityka obecnego rządu, ale patrzę na to rozsądnie. Bałabym się, gdybym mieszkała w Afganistanie, Syrii czy Iraku. Mówienie o tym, że nie warto rodzić dzieci ze względów politycznych to tak jak mówienie że ze względu na nadchodzący kryzys klimatyczny decydowanie się na dziecko to egoizm. Moim zdaniem jest to absurdalne. A efekt takich tez odnosi skutek odwrotny od zamierzonego – zamiast zwrócić uwagę na problem, ośmiesza się tych, którzy o tym mówią. Ale to moje zdanie – zaznacza.
Basia: moc wyboru to moje prawo i nie wyobrażam sobie go nie mieć
28-letnia Basia o tym, że jest w ciąży, dowiedziała się właśnie w październiku 2020 roku. – Nagle na głowę spadło wiele emocji i uczuć. Od nieposkromionej, czystej radości, przez ekscytację, po strach. Mamy przecież pandemię. Zastanawiałam się, jak będzie wyglądać opieka lekarska, a jak poród... A co jeśli zachoruję w ciąży? – zastanawiałam się. Do pewnego momentu to było moje największe zmartwienie. Dosłownie kilka dni później media podały informację o zaostrzeniu prawa aborcyjnego – wspomina.
– Ze względu na bezpieczeństwo nie swoje, a tej małej fasolki, za którą stałam się odpowiedzialna, nie brałam udziału w demonstracjach. Wahałam się wiele razy, ale tak zadecydowaliśmy z partnerem. Jednak popierałam protest. A będąc w bardzo wczesnej ciąży, mam wrażenie, że uderzało to we mnie podwójnie – dodaje.
Była jeszcze jakiś miesiąc, półtora przed badaniami genetycznymi płodu i praktycznie codziennie towarzyszyła jej myśl – "a co, jeśli coś będzie nie tak"? – Mam nie mieć wyboru? Dlaczego "ktoś" ma decydować za mnie? To moje ciało, moje życie, moja ciąża. Na dnie serca wiedziałam, że nawet jeśli coś będzie nie tak, to i tak pozwolę temu małemu życiu przyjść na świat. Ale to właśnie ja, właścicielka swojego ciała, podjęłam taką decyzję. Moc wyboru to moje prawo i nie wyobrażam sobie go nie mieć – dodaje.
Dzisiaj mogę cieszyć się już moim zdrowym dzieckiem, moja ciąża przebiegała w sposób niemalże prawidłowy, więc nie miałam okazji poruszyć tematu ani aborcji, ani zmian w prawie z żadnym z lekarzy, którzy stawali na mojej drodze podczas tych 9 miesięcy. Uważam się za dużą szczęściarę, że moje dziecko zdrowo się rozwijało, mimo wielu stresujących sytuacji jakie towarzyszyły mi w ciąży. Nie chcę nawet myśleć, co czują kobiety, które nie miały tyle szczęścia co ja.
Kiedy pytam ją o obawy związane z wychowaniem dziecka w Polsce mówi, że odkąd została mamą, zaczęła "naprawdę martwić się tym, jak władza odbiera nam wolność kawałek po kawałku". – Nachodzą mnie czasem myśli przepełnione lękiem o przyszłość mojego dziecka. O to, w jakim kraju przyjdzie mu dorastać, rozwijać się, uczyć i bawić. Jeśli nasza władza nie zmieni się (lub jeśli nie zmieni się ścieżka, którą podążają), nie wykluczamy wyprowadzki z Polski – dodaje.
Według najnowszego sondażu opublikowanego z końcem lutego 2021 roku, jedynie 10 proc. respondentów chce całkowitego zakazu aborcji. 12 proc. opowiada się za obecnym stanem prawnym, a reszta – w różnym stopniu – opowiada się za liberalizacją.
Od lipca 2020 do czerwca 2021 roku, jak wynika z szacunków GUS, w Polsce urodziło się niespełna 344 tys. dzieci. Tak niskiej liczby urodzeń w ciągu 12 miesięcy nad Wisłą nie zanotowano co najmniej od lat 50. XX wieku, odkąd dostępne są dane Urzędu.