
Justyna Kowalczyk pochwaliła się w piątek zdjęciem ze swoim małym synkiem z wycieczki na tatrzańskie Kalatówki. Jak to w przypadku jej wpisów na Facebooku, internauci ruszyli z falą "dobrych" rad, czego nasza mistrzyni zwyczajnie nie cierpi. A to pogoda zła, a to synek źle ubrany, to znów coś innego. "Czy ludziom naprawdę nigdy się nie znudzi pouczanie i ocenianie na podstawie jednego zdjęcia?" – dziwi się nasza mistrzyni.
REKLAMA
Justyna Kowalczyk jest mamą aktywną, pełną energii i nie stroniącą od przyrody oraz gór. W piątek mistrzyni wybrała się na Kalatówki, skąd wrzuciła fotografię ze swoim małym synkiem. Wystarczyło, że zdecydowała się pochwalić wspólną wycieczką i się zaczęło. Komentarze, porady, przytyki, głosy pełne troski. A tego nasza mistrzyni zwyczajnie nie cierpi.
Jeden z internautów zauważył, że synek mistrzyni ma... zbyt cienkie skarpetki. Jaka była jej reakcja?
"O! Pan nas podglądał w trakcie ubierania, że wie ile mamy warstw? Czy tylko zajrzał się pan powymądrzać? Pozdrawiamy również!" – napisała ostro Justyna Kowalczyk. Inny internauta zauważył, że ilość "dobrych rad" jest tak zaskakująca, że wypada coś z nimi zrobić.
"Justyna Kowalczyk powinna założyć osoby fan page, na którym ludzie wrzucali by dla niej rady jak ma żyć ona i jej dziecko, ile mają mieć na sobie warstw skarpet i co mogą, a czego im nie wolno" – zauważył pan Łukasz, a biegaczka z Kasiny podziękowała za ten pomysł. Ale później na Twitterze gorzko podsumowała.
"Każde zdjęcie z aktywności ciążowej i teraz z aktywności z dzieckiem wywołuje fale fantastycznych, fejsbukowych. dobrych rad. Tym razem skarpetki nie takie. Czy ludziom naprawdę nigdy się nie znudzi pouczanie i ocenianie na podstawie jednego zdjęcia? Zadziwiające" – oceniła nasza mistrzyni a my wraz z nią nie możemy się nadziwić.
Po co takie uwagi szanowni państwo?