Według najnowszej edycji raportu „Business Environment Assessment Study” Wrocław został uznany za najlepsze miasto do inwestowania i życia. Jak to się stało i czy faktycznie to tak doskonałe, tolerancyjne i wielokulturowe, idealne dla każdego miejsce?
Nie ma bardziej polskiego z dawnych niemieckich miast niż Wrocław. Odkąd po wojnie wysiedlono z niego wszystkich Niemców i sprowadzono w ich miejsce m.in. Lwowiaków, poczucie tożsamości z Wrocławiem nie istniało. Większość ludzi była pewna, że Niemcy wrócą do swoich domów, a oni do swoich. Nie bardzo było tylko wiadomo, jak miałoby się to stać.
11 lipca 1997 roku fala powodzi tysiąclecia zerwała wał, zrywając tym samym blokady w głowach mieszkańców Wrocławia, którzy przecież niby nie u siebie, ale bronili, w końcu, swojego miasta. Powódź, która dla wielu wydawała się końcem świata, dla dzisiejszego Wrocławia była nowym początkiem.
Kiedy zaleczono skutki powodzi, a władzę w mieście objął Rafał Dutkiewicz, Wrocław wystartował w "wyścigu fajnych miast". Przyjęto wówczas model, który w studiach miejskich zwie się maszyną rozrywki. W skrócie polega na tym, że kieruje się rozwojem miasta w taki sposób, by było fajnym miejscem do życia, w którym mieszkaniec, jeśli chce, może się poczuć jak turysta na urlopie.
To o tyle łatwe, że Dolny Śląsk zwany jest biegunem ciepła, a sam Wrocław, raz na kilka lat jest najcieplejszym miastem w kraju. Pomaga mu też korzystne położenie blisko gór, w sąsiedztwie złóż miedzi i węgla brunatnego, a także granic z Czechami i Niemcami. Inwestorów nie brakuje, dużych firm, w których można rozwijać karierę również. No i oczywiście uczelnie, które kształcą ponad 100 tysięcy studentów, spośród których ok. 30 procent to przyszli inżynierowie. Dla gigantów, jak IBM czy Nokia, które to upodobały sobie Wrocław, to perspektywa doskonała.
Wrocław - miasto kreatywnych
— Wrocław konsekwentnie rozwija się w określonym kierunku. To widać zarówno po rządach Rafała Dutkiewicza, jak również Jacka Sutryka, których polityka kierowania miastem różni się tylko w szczegółach — mówi dr hab. Mateusz Błaszczyk, socjolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.
— Wrocław, bez wątpienia, jest coraz lepszym miejscem do życia. Pytanie: czy dla wszystkich? Model, który się tu realizuje, jest idealny dla klasy średniej, dziś określanej także klasą kreatywną. To są ludzie, których najpierw tu ściągnięto, oferując im wszystkie atuty i atrakcje miasta, jako maszyny rozrywki, a którym teraz powoli spełnia się dorastające wraz z nimi potrzeby. Oni się tu zakorzenili i nie gromadzą tylu wrażeń, dlatego buduje się żłobki, przedszkola, ścieżki rowerowe, place zabaw, czyli spełnia się aktualne oczekiwania tej właśnie grupy. To dla klasy średniej doskonała sytuacja. Tylko w tym samym czasie, ktoś inny obrywa — dodaje.
Wrocław - miasto zrewitalizowane
Od lat Wrocław prowadzi program rewitalizacji miasta. Najpierw rewitalizowano Nadodrze, później doszło do rewitalizowania Przedmieścia Oławskiego, bardziej znanego pod nazwą Trójkąt Bermudzki. I ta właśnie nazwa jeszcze do niedawna idealnie charakteryzowała oba te rejony.
Mimo "wielokulturowości, otwartości na innych" i całej masy podobnych sloganów, które we Wrocławiu przecież są na sztandarach, lokalny koloryt w postaci klasy ludowej konsekwentnie pozbawia się głosu w sprawie ich wizji miasta.
— A to są ludzie, którym niekoniecznie się podoba, że karłowicki brodzik przebudowano na plac zabaw, skoro tam zawsze się wypiło piwo, pokrzyczało i szło do domu. Teraz jest monitoring i plac zabaw, nieważne, że na Karłowicach dzieci jak na lekarstwo i placyk stoi pusty, ale "nie ma tam patologii“. A ta przecież dzięki przebudowie trwale nie zniknęła. Po prostu ci ludzie musieli znaleźć sobie inne miejsce — tłumaczy dr hab. Błaszczyk.
I dodaje: Podobnie ci wszyscy, którzy sobie wieszali prania na podwórkach, na których teraz są ogródki kawiarni typu "speszjality", chodzili do krawca, czy kupowali w lokalnym sklepiku na kreskę. Im wszystkim raczej bardziej odpowiadało Nadodrze sprzed rewitalizacji. Dla nich wszystkich Wrocław z pewnością nie jest najlepszym miejscem do życia. Oni nie potrzebują tytułu Europejskiej Stolicy Kultury i Igrzysk Sportów Nieolimpijskich. Oni chcieli żyć po swojemu.
Tylko że tej grupy nie uwzględniają statystyki. I cała narracja o tolerancji i otwartości zaczyna przybierać płaszczyk hipokryzji.
Wrocław - miasto wykluczonych
O to, w czym Wrocław jest mocny i czym może się szczycić, zapytaliśmy urzędników z departamentu strategii i rozwoju miasta przy wrocławskim magistracie. W odpowiedzi czytamy:
"U podstaw naszego sukcesu leży dobrze skrojona i rzetelnie realizowana strategia Wrocław 2030 – pierwszy dokument tego typu, którego współautorami są mieszkańcy miasta. To oni – w szeroko zakrojonych konsultacjach społecznych – wyznaczyli kierunki rozwoju miasta, powiedzieli, co jest dla nich ważne i jak widzą siebie i swoje miejsce do życia w najbliższej przyszłości. Wrocławianie postawili na miasto mądre, piękne i zasobne; nie pozostaje więc nic innego jak to życzenie realizować."
Chyba nikt z czytających te słowa nawet nie zakłada, że na "miasto mądre, piękne i zasobne" , wskazał ktoś z dawnych mieszkańców Trójkąta, Nadodrza, ani całej reszty, która z klasą kreatywną z pewnością się nie utożsamia. Co więcej, nawet gdyby chcieli się wypowiedzieć, raczej nie mają zbytnio możliwości.
— To często ludzie, którzy nie korzystają z maila. Ba, nie korzystają z komputera, o Internecie nie mówiąc. Kiedyś można było chociaż list do gazety napisać i ktoś to przeczytał, opublikował i odpisał. Dziś, kiedy cała narracja odbywa się w Internecie, prezydent przeniósł komunikowanie się ze światem na Instagrama i Facebooka, wielu ludzi, chcąc nie chcąc, po prostu w tym nie uczestniczy — tłumaczy dr hab. Mateusz Błaszczyk.
Poza tym, nikt nie będzie przecież realizował wizji miasta z kogoś, kto ma toaletę na klatce schodowej, na spółkę z sąsiadami. Tą grupą miasto kompletnie straciło zainteresowanie.
Wrocław - kraina mlekiem i miodem płynąca
Czy to źle, że miasto się ukierunkowało? Dla wielu, być może nawet dla większości, oczywiście nie. Ludzie, na których stargetowany jest Wrocław, mają płaszczyznę do wypowiedzi, a ich zdanie ma znaczenie. Miasto rozwija się pod nich.
A jak coś nie wychodzi, jak zaniedbana przez lata komunikacja miejska, to się sprawę sprowadza do internetowych memów i jakoś łatwiej tę żabę połknąć. Wyśmianie problemu to strategia stara jak świat, dlatego prezes MPK Wrocław, które wykoleja się najczęściej w Polsce, ma swój hashtag w sieci: #panseler. Prezydent zaś opowiada dowcipy, w których bohaterami są on i rozkopane przez niego miasto.
Target się pośmieje, a zdanie reszty i tak nikogo nie interesuje, bo "strategia przecież jest realizowana zgodnie z założeniami i oczekiwaniami mieszkańców". A że nie wszystkich mieszkańców, to już inna bajka.
Ale jest cała masa ścieżek rowerowych i tras do biegania, a kto wie - może podczas porannego joggingu uda się w którymś z parków zbić piątkę z prezydentem, który przebieżkę robi sobie w drodze do pracy. Przed weekendem pojawia się spis atrakcji, z których możemy skorzystać, często za darmo i jest tylko jeden klub piłkarski. Nieprzyjemne sytuacje z udziałem kiboli zdarzają się więc tu wyjątkowo rzadko. Tylko na policję trzeba uważać, bo we Wrocławiu ma ona nie najlepszy PR.
Czy zatem Wrocław to fajne miasto do życia? Z perspektywy przedstawiciela klasy kreatywnej - z pewnością. I będzie fajnie przynajmniej do momentu, w którym przez ciągłą rozbudowę i zapraszanie kolejnych kreatywnych nie zacznie brakować w nim miejsca. Ale na razie - jest super.
W końcu niczym koreańskie Songdo, miasto zostało postawione od zera, zgodnie z określoną strategią - dla konkretnych ludzi. Tylko nie na pustyni, a "na starych śmieciach", których nie dało się wyrzucić. Ale przecież można ich nie zauważać. Może kiedyś same znikną.