
Bonnie Parker i Clyde Barrow to słynna para amerykańskich przestępców z lat 30. XX wieku, która dopuszczała się kradzieży, rozbojów, a nawet morderstw. To właśnie do nich pewne podobieństwo wykazuje duet bohaterów "Śmierć nie ucieknie", najnowszego kryminału Przemysława Borkowskiego. W odróżnieniu od Bonnie i Clyde'a, którzy z bandyterki uczynili sposób na życie, fikcyjni Julia i Marek na drogę bezprawia schodzą w wyniku splotu nieszczęśliwych okoliczności, traumatycznych doświadczeń i mrocznych sekretów.
Jak artysta kabaretowy został autorem kryminałów? To pytanie w zasadzie powinno się odwrócić. Jak ktoś, kto zawsze pragnął być pisarzem, został artystą kabaretowym? Ano jedno w jakiś sposób wynikło z drugiego.
Pisać zacząłem już w liceum i na studia polonistyczne poszedłem właśnie po to, by nauczyć się robić to "profesjonalnie". To oczywiście nie za bardzo się udało, bo na polonistyce nie uczą pisać, raczej czytać i analizować utwory literackie. Poznałem tam za to moich obecnych kolegów z kabaretu, którzy zaczęli tam studiować z bardzo podobnych powodów. Razem zaczęliśmy robić kabaret, który u swoich początków był rodzajem przedłużenia naszej aktywności literackiej.
Nigdy nie zapomniałem jednak o swojej "pierwszej miłości" i nigdy też nie przestałem pisać. Pierwszą swoją powieść wydałem już dwanaście lat temu. Zapewne większości ludzi w Polsce bardziej znana jest moja kabaretowa twarz, jednak dla mnie od zawsze ważniejsze było pisanie.
Dopiero teraz rozejrzała się po gabinecie. I już wiedziała. Wiedziała, gdzie on jest i dlaczego nie odbierał. Siedział przy biurku pod otwartym oknem. Głowę miał opartą o klawiaturę macbooka, jakby zasnął podczas swojej ulubionej rozrywki. Wylewając przy okazji wino, którego wielka czerwona plama zalała biurko i klawiaturę komputera. Jeszcze przez chwilę wierzyła w to wytłumaczenie. Wierzyła, bo było to w tym momencie najprostsze rozwiązanie.
Ale to nie było wino, przecież to wiedziała. Czerwone wino z przewróconego niechcący kieliszka rozlewa się po prostu po blacie i nie opryskuje wszystkiego naokoło łącznie ze ścianą, ekranem komputera i roletami w oknie. Nie pozostawia też brunatnych śladów na leżącej obok statuetce Fryderyka przyznanej jej dwa lata temu za najlepszy album w kategorii pop alternatywny. No i nie pachnie w ten sposób. W sposób przywołujący dzieciństwo.
Kierowca wcisnął nagle hamulec. Rzuciło ją do przodu. Poczuła, że koła tracą przyczepność, włączył się ABS. Samochód zwolnił, po czym skręcił gwałtownie w prawo. O podwozie znów zagrzechotał żwir. Wjechali na jakąś leśną drogę.
Światła zgasły, jechali teraz zupełnie po ciemku. Jej kierowca niemal przykleił twarz do szyby. W końcu stanęli.
Spojrzała do tyłu. Zobaczyła białe światła omiatające drogę i drugie, niebieskie, oświetlające drzewa w regularnych rozbłyskach. Usłyszała policyjną syrenę. Jej dźwięk przybliżał się, stawał się coraz wyższy. Dopiero teraz dostrzegła radiowóz. Minął ich z pełną prędkością i pojechał dalej. Trwało to nie dłużej niż sekundę.
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona
