Pode mną: fotel przedprodukcyjnego egzemplarza C40, czyli najnowszej propozycji od marki z siedzibą w Göteborgu. Przede mną: belgijskie drogi i… obraz tego, co niesie nam przyszłość motoryzacji.
Redaktor Centrum Produkcyjnego Grupy na:Temat, który lubi tworzyć wywiady z naprawdę ciekawymi postaciami, a także zagłębiać się w rozmaite zagadnienia związane z (pop)kulturą, lifestyle'em, motoryzacją i najogólniej pojętymi nowoczesnymi technologiami.
Poprzeczka zawieszona jest wysoko. Naprawdę wysoko, ponieważ od dnia, w którym wsiadłem za kierownicę Volvo XC40 Recharge P8, rozpowiadam wszem i wobec, że to najfajniejszy samochód elektryczny świata.
No dobrze, przyznaję, większe emocje wzbudził Porsche Taycan Turbo S, warto jednak pamiętać, że cennik niemieckiej maszyny zaczyna się od abstrakcyjnej dla mojej kieszeni kwoty niemal ośmiuset tysięcy złotych.
XC40 Recharge P8, owszem, również nie jest samochodem na każdą kieszeń, jednak za cenę trzykrotnie niższą niż w przypadku wspomnianego Porsche otrzymujemy e-wóz kompletny.
Jest SUV-em i rozważnym (czytaj: praktycznym, oferującym niezły zasięg na jednym ładowaniu), i romantycznym (począwszy od urody, a skończywszy na przyspieszeniu zdolnym przykleić śledzionę do kręgosłupa).
To doktor Jekyll i pan Hyde świata motoryzacji; w jednej sekundzie potrafi zachwycić człowieka kochającego produkty ze znaczkiem Volvo za to, że zapewniają spokój ducha, tudzież najogólniej pojętą błogość. W drugiej: może przeobrazić się w szaloną fabrykę adrenaliny na czterech kołach.
Dziś wylądowałem w Belgii, aby kolejne dwa dni spożytkować na sprawdzanie możliwości technologicznego bliźniaka owego pojazdu. Przede mną stoi Volvo C40, czyli kompaktowy, mierzący 444 cm, crossover.
Jest modelem iście rewolucyjnym, ponieważ mamy tutaj do czynienia z pierwszym samochodem w 94-letniej historii tej marki, który oferowany będzie wyłącznie w wersji elektrycznej.
Podobieństwa wizualne pomiędzy XC40 i C40? Jest ich dużo, naprawdę dużo. Najwięcej różnic zauważymy w tylnej części nadwozia, gdzie linię dachu poprowadzono o sześć centymetrów niżej, natomiast bryłę wykończono w stylu pojazdów coupé.
W efekcie, niezależnie od tego, pod jakim kątem spojrzymy na ów samochód, prezentuje się naprawdę dynamicznie i zadziornie. Czy tej stylistyce można wytknąć jakąkolwiek wadę?
Owszem, jeżeli szukasz tzw. sleepera – wozu, który swoją dyskretną linią nadwozia usypia czujność otoczenia, aby na twoje życzenie pokazać światu gigantyczne muskuły – postaw raczej na XC40 Recharge P8.
Piękno wewnętrzne
Czas wejść do kabiny (każdy, kto miał styczność z Volvo XC40, odczuje tutaj déjà vu) i rozsiąść się w świetnie wyprofilowanym fotelu. Do dyspozycji mam drogi w okolicach Brukseli i Gandawy oraz dwa silniki napędzające wszystkie koła i wytwarzające 408 KM oraz 660 Nm.
Całe to dobro, jak przystało na e-samochód, dostępne jest w mgnieniu oka, natychmiast po muśnięciu pedału akceleracji. Wbij go mocniej, a koła wgryzą się w nawierzchnię łapczywie niczym wygłodniały Szwed w kanapkę z surströmmingiem, katapultując cię do pierwszej setki w zaledwie 4,7 sekundy. Tyle na papierze, ponieważ – słowo – subiektywne wrażenia są jeszcze bardziej powalające.
A co z pedałem hamulca? W trakcie najbliższych dwóch dni moja stopa dotknie go… raz, wyłącznie po to, aby sprawdzić, jak w sytuacji awaryjnej zwalnia ten ważący niemal 2,2 tony pojazd (gwoli dziennikarskiej formalności: hamulce radzą sobie z tą masą bardzo skutecznie).
Wszystko to dzięki funkcji, którą Volvo określa mianem One Pedal Drive. Wybierz ją na wyświetlaczu, a samochód przejdzie w tryb naprawdę intensywnej rekuperacji: uniesienie prawej stopy skutkuje ostrym hamowaniem, aż do pełnego zatrzymania się wozu.
Specom z Volvo udało się sprawić, że system działa w sposób zmyślny, intuicyjny oraz płynny. Po paru kilometrach na dobre zapominam o istnieniu pedału hamulca i we wszystkich sytuacjach drogowych – począwszy od autostrad, na których spotykam kierowców zmieniających nagle pasy ruchu, a skończywszy na belgijskich miastach, w których rządzą rowerzyści – steruję C40, korzystając wyłącznie z gazu.
… no i oczywiście układu kierowniczego, w którym postawiono na sensowny kompromis pomiędzy komfortem jazdy a szczyptą sportowego zacięcia. Dokładnie tak samo jak w przypadku zawieszenia: to radzi sobie skutecznie z nierównościami nawierzchni, zarazem pozwalając na dynamiczne pokonywanie zakrętów.
Dołóżmy do tego dobry rozkład masy i nisko położony środek ciężkości, a otrzymamy auto, które w każdej sytuacji drogowej imponuje opanowaniem i przewidywalnością. Charakterystyka prowadzenia? Jest neutralna niczym Szwecja.
Oczywiście Volvo C40 nie byłoby pierwszym wyborem, gdybym mógł wjechać na tor wyścigowy Circuit de Spa-Francorchamps, jednak do radosnego przemierzania malowniczych, pełnych serpentyn tras ten wóz nadawałby się wręcz wyśmienicie. Belgio, proszę, daj mi więcej wiraży!
Styl przyszłości
No a skoro o radosnych wyprawach mowa: auto zapewnia sporą ilość miejsca pięciu osobom (choć, jak to w pojazdach podobnej wielkości, jedną z nich lepiej wyprosić z wozu) oraz ich bagażom. Sporą, choć pod tym względem C40 nie zamierza bić rekordów w swojej klasie.
Do dyspozycji otrzymujemy 270-centymetrowy rozstaw osi i bagażnik o pojemności 413 litrów (dla porównania w modelu XC40 to 460 litrów). Projektanci dorzucili również 31-litrowy pojemnik pod maską samochodu, w którym możemy przewozić np. kabel do ładowania wozu.
Zdecydowanie warto pamiętać o tym, że nie mamy tutaj do czynienia z SUV-em, stworzonym głównie pod kątem praktyczności. C40 reprezentuje tak modne dziś crossovery, czyli wozy, w przypadku których odjazdowy dizajn okupiony jest pewnymi niedogodnościami.
Proponuję następujący test: wsiądź do tego samochodu i spójrz w lusterko wsteczne. Jeżeli w tym momencie zaczniesz narzekać, że widoczność przez tylne okno (ma wielkość znaczka pocztowego) jest niemal zerowa, powiedz sobie uczciwie: “to nie jest auto dla mnie”. Po czym kup X40 Recharge P8.
Natomiast jeżeli uznasz, że podobne niedogodności są niewielką ceną za możliwość jazdy niesamowicie wręcz efektownym wozem, jesteś w domu. Za każdym razem, gdy spojrzysz na tylną szybę, będziesz tłumaczył sobie jej symboliczne gabaryty tym, że być może Volvo chciało metaforycznie odciąć się od tego, co było.
Przecież motoryzacja przeżywa właśnie rewolucyjną przemianę, tak więc nie powinniśmy oglądać się za siebie, prawda? Liczy się wyłącznie to, co przed nami!
Kabina? Jest po skandynawsku minimalistyczna, dobrze wyciszona i… nie zapewnia wrażeń kojarzących się z segmentem premium w dotychczasowym ujęciu tematu. Jeżeli samochodowa wyższa półka kojarzy ci się wyłącznie z egzotycznym drewnem i świetnie wyprawionymi skórami naturalnymi, znów trafiłeś pod zły adres.
Dla marki Volvo ekologia oznacza bowiem nie tylko wycofywanie się z produkcji pojazdów spalinowych, korzystanie z odnawialnych źródeł energii, tudzież "zielone" monitorowanie procesu produkcji.
To również coraz częstsze sięganie po tworzywa takie jak Nordico (czyli nowatorski materiał na bazie m. in. butelek PET, biomasy pozyskiwanej w szwedzkich i fińskich lasach, a także korków po winie), z którego wykonano wiele elementów tapicerki C40.
Nawet jeżeli podobne rozwiązania nie są ci w smak, już dziś warto się do nich przyzwyczajać. Pamiętajmy o tym, że Volvo idzie w awangardzie trendu, który pewnego dnia zawładnie całym światem masowej motoryzacji.
Przy okazji warto wspomnieć o tym, że do C40 trafił system operacyjny Android Automotive, czyli gorąca świeżynka od firmy Google. To właśnie na nim oparto system multimedialny, którego możliwości są… praktycznie nieograniczone.
Choć w moim samochodzie zainstalowano oprogramowanie w wersji beta, jego potencjał wręcz oszałamia; począwszy od dodatkowych aplikacji, poprzez mapy świetnie zsynchronizowane m. in. z aktywnym tempomatem, aż po świetnego asystenta głosowego, który wykorzystuje algorytmy sztucznej inteligencji. Oto kolejne rozwiązanie rodem z przyszłości, które już dziś zaczyna trafiać na drogi.
Atrakcje dodatkowe
Wyjazd do Belgii był również pretekstem do odwiedzin fabryki Volvo w Gandawie. To właśnie tutaj, w halach o powierzchni 93 500 metrów kwadratowych, 6500 pracowników składa tysiąc pojazdów dziennie, co odpowiada jednej szóstej całkowitej produkcji samochodów osobowych tej marki. No i to właśnie tutaj 7 października br. rozpoczęła się produkcja seryjna C40 (oprócz niego zakład odpowiada za modele XC40 i V60). Jak na markę Volvo przystało, wszystko to przy wykorzystaniu ekologicznych źródeł energii (m. in. trzech turbin wiatrowych, 8600 paneli słonecznych i elektrowni wodnej) oraz surowców (tylko w ubiegłym roku fabryka wykorzystała 100 tysięcy ton odpadów plastikowych). Już w roku 2022 ponad połowa powstających tutaj samochodów będzie wyposażona wyłącznie w napęd elektryczny.
Napięcie sięga zenitu
No dobrze, czas odpowiedzieć na sławetne pytanie, które brzmi następująco: "panie, a jak daleko to ujedzie"? Otóż samochód wyekwipowano w akumulator o pojemności użytecznej na poziomie 75 kWh, który – używając pomiarów zgodnych z normą WLTP – pozwala przejechać nawet 420 kilometrów.
Co w sytuacji, w której musimy już poszukać gniazdka? Najbardziej optymistyczny scenariusz wygląda następująco: podpinasz Volvo C40 do ładowarki o mocy 150 kilowatów, a ta w ciągu zaledwie czterdziestu minut uzupełni poziom energii zmagazynowanej w bateriach z dziesięciu do osiemdziesięciu procent.
Tyle teorii, gdyż w naszym kraju trafienie na podobną stację ładowania prądem stałym jest wyczynem na miarę odnalezienia kwiatu paproci. Tak więc na razie pozostaje cieszyć się z tego, że inżynierowie Volvo wywiązali się ze swych obowiązków wzorowo i trzymać kciuki za to, aby w ślad za możliwościami tego wozu poszedł intensywny rozwój odpowiedniej infrastruktury.
Podczas moich testów C40 konsumowało średnio 23 kWh, tak więc zasięg realny oscyluje tutaj wokół 320 kilometrów. Słowem: jest nieźle, a ma być jeszcze lepiej, gdyż przedstawiciele Volvo deklarują, iż planowana na najbliższe miesiące aktualizacja oprogramowania wozu zwiększy jego zasięg, sprawiając, że C40 stanie się jeszcze bardziej kuszącą propozycją dla miłośników elektromobilności.
Ile kosztuje taka przyjemność? Cenę ustalono na poziomie 273 450 zł, przy czym część owej kwoty (18 650 zł) uwzględnia obowiązkowe ubezpieczenie na 3 lata, a samochód otrzymujemy w kompletnie wyposażonej wersji. Dodajmy: samochód, który daje to, co w e-motoryzacji najlepsze. Zarówno z kategorii “rozważnej”, jak i “romantycznej”.
PS
Czytelniku drogi, jeżeli szukasz alternatywy tańszej, mam dobre wieści: za horyzontem majaczy już kolejna, wyposażona w napęd na jedną oś, odmiana C40. Z jednej strony będzie nieco wolniejsza (przyspieszenie do pierwszej setki na poziomie "siedmiu sekund z ogonkiem"), z drugiej: trafi do niej akumulator niewiele mniejszy niż w przypadku testowanego dziś samochodu (tak więc można liczyć na naprawdę dobre zasięgi). Z trzeciej: Volvo obiecuje, że zostanie wyceniona na kwotę ok. dwustu tysięcy złotych. Trzymamy za słowo.