Magdalena Kostyszyn, Chujowa Pani Domu
Magdalena Kostyszyn, Chujowa Pani Domu archiwum prywatne

– Poruszyły mnie historie kobiet, które opowiadały mi o przemocy w swoim domu. Mimo że zdawały sobie sprawę z tego, że są ofiarami, mówiły, że na ten moment nie są w stanie odejść od swojego oprawcy, bo ważniejsze jest dla nich dobro dzieci. W takich momentach brakuje słów, by pocieszyć kobietę, która tkwi w beznadziejnej pozycji. Bo co można jej powiedzieć? – mówi w rozmowie z naTemat Magdalena Kostyszyn, Ch*jowa Pani Domu.

REKLAMA
"O czym marzą, czego się boją, kiedy bywają najbardziej samotne, a kiedy najmniej zrozumiane. Czego się wstydzą, z czym sobie nie radzą. Ale też: jak bardzo dają sobie radę. Kto? Współczesne kobiety. Chcę przyjrzeć się problemom, z którymi mierzą się na co dzień. Bez unoszenia brwi, dziwienia się, stawiania znaku równości między kobiecością a słabością. Bez szukania spektakularnych historii i bez kręcenia roastu na mężczyzn. Obracam głowę w bok i patrzę na Ciebie, dziewczyno" - pisze we wstępie swojej książki "Też tak mam" Magdalena Kostyszyn, szerzej znana jako Ch*jowa Pani Domu.
Żaneta Gotowalska: Co przez te wszystkie lata prowadzenia fanpage'a „Ch*jowa Pani Domu” zmieniło się w traktowaniu kobiet?

Wydaje mi się, że nie zmieniło się wiele. Kobiety mają te same lub bardzo podobne problemy, co 5 czy 10 lat temu. Kiedy obserwuję dyskusje na swoich grupach, odnoszę wrażenie, że kobiety cały czas stykają się z tymi samymi zagadnieniami: przemocą w domu, problemami związanymi z macierzyństwem. Na przestrzeni lat zmieniło się tylko to, że uczymy się walczyć o swoje.
Zaczęłyśmy też głośno mówić o tym, z czym się na co dzień zmagamy.

Może jeszcze nie do końca odważnie, ale faktycznie – wystarczy, że jedna z nas powie coś na głos, żeby dać innym iskierkę do podzielenia się swoją historią.
Obserwując grupę na Facebooku zauważyłam, że oprócz takich standardowych postów obalających stereotypy pani domu, jest wiele wpisów, które pokazują, jaka grupa wsparcia się z tego zrobiła.

Kiedy tworzyłam to miejsce, nie planowałam, że powstanie z tego grupa wsparcia. Chciałam, żeby grupa "POZAMIATANE ChPD po godzinach" była uzupełnieniem treści profilu na Facebooku. Z czasem okazało się jednak, że moje czytelniczki szukają wsparcia, osób, które pomogą im rozwiązać problemy. Mam poczucie, że moje odbiorczynie czują się bezpiecznie na grupie, nie są oceniane, to daje im odwagę do dzielenia się często bardzo trudnymi i intymnymi wycinkami swojej rzeczywistości.
Czytaj więcej: Ta grupa na FB poprawia mi humor za każdym razem. "Chu***we" kobiety po godzinach to złoto

To nie tylko pomoc członków i członkiń grupy, ale i specjalistów.
Pomysł na dyżury ekspertów zrodził się w pandemii, jako naturalna odpowiedź na potrzeby użytkowników grupy. Liczba postów anonimowych, w których czytelnicy i czytelniczki pisali, że z niczym sobie już nie radzą, była przytłaczająca. Jednocześnie świadomość, że większość z tych osób nie stać na wizytę u specjalisty, uruchomiła we mnie potrzebę działania.
Zastanawiałam się, co mogę realnego zrobić. Mogę być wsparciem dla tych osób, ale co dalej? Pomyślałam, że odezwę się do jednej z psycholożek z pytaniem, czy jak opłacę dzień jej pracy, to poświęci czas dla osób z grupy. Okazało się, że zainteresowanie przerosło nasze wyobrażenia. W ciągu jednego dnia odebrała 100 telefonów. Nieodebranych połączeń było 200, a do tego wszystkiego doszły jeszcze maile.
Jak to jest teraz finansowane?

Na początku robiłam to z własnej kieszeni. Później, po rozmowie z moimi moderatorkami, ustaliłyśmy, że fajnie byłoby mieć większe kwoty, by grupie zagwarantować coś więcej. Mam założone konto na Patronite, które łącznie wspiera 100 osób. Dzięki ich cyklicznym wpłatom, mogę realizować m.in. eksperckie dyżury.
Pojawia się wiele komentarzy, że grupa na Facebooku wyróżnia się na tle innych brakiem śmieciowych postów, bałaganem. Jakiś czas temu przeprowadzony został "eksperyment” z brakiem moderacji i okazało się, że to właśnie dzięki moderatorkom grupa wygląda tak dobrze.

Moderatorki mają bardzo dużo pracy, a tego na co dzień niestety nie widać. Stąd takie dni, kiedy puszczamy wszystkie posty, żeby pokazać jaka jest tego skala. Dziennie ludzie wrzucają ok. 200-300 postów, a akceptujemy ok. 20 z nich. Większość to najczęściej wałkowane od lat kwestie albo masowe linki do zbiórek charytatywnych. Grupa jest często chwalona za brak hejtu, oceniania. To kilkuletnia praca moja i współpracujących ze mną moderatorek: Marty, Ani, Agaty, Magdy i Kasi. Dbałość o to, żeby - o ironio - był na niej porządek.
Czy kobiety, które są bohaterkami pani książki "Też tak mam” to osoby z grupy i fanpage'a, czy znajdowała je pani poza tą społecznością?

Jest część osób, które są moimi czytelniczkami, ale moje kanały w social mediach nie były jedynymi miejscami, w których szukałam bohaterek. Czytałam inne fora internetowe, grupy, przeglądałam komentarze pod tematycznymi artykułami.
logo
Magdalena Kostyszyn, Chujowa Pani Domu archiwum prywatne
Co było kluczem ich doboru?

Miałam przygotowany konspekt książki i problemy, jakie chciałabym w niej poruszyć. Pod tym kątem szukałam bohaterek. To było jednak bardzo płynne, bo zdarzało się, że dzwoniłam z jednym tematem do mojej bohaterki, a w trakcie opowiadania okazywało się, że nasza rozmowa podąża w zupełnie innym kierunku. Dzwoniłam do kobiet z otwartą głową, nie z konkretną tezą. Sama byłam ciekawa, czego dowiem się z rozmowy.
Czytaj więcej: Bardzo nieperfekcyjna pani domu, czyli jak mieszać kawę widelcem

Była jakaś rozmowa, która z panią została na długo?

Każda z historii opisanych w książce zostawiła we mnie jakąś cząstkę. Na pewno na długo zapamiętam historię Magdaleny, która wychowuje 18-letniego syna z autyzmem i padaczką lekooporną. Magda opowiedziała mi o tym, jak wygląda jej codzienność, życie kosztem wychowywania dziecka z niepełnosprawnością. To głos odzierający świat rodziców dzieci z niepełnosprawnościami z tego, że muszą dawać sobie radę. Ona pokazała mi, że to nie jest wstyd przyznać się, że czasem mamy dość.

Poruszyły mnie również historie kobiet, które opowiadały mi o przemocy w swoim domu. Mimo że zdawały sobie sprawę z tego, że są ofiarami, mówiły, że na ten moment nie są w stanie odejść od swojego oprawcy, bo ważniejsze jest dla nich dobro dzieci. W takich momentach brakuje słów, by pocieszyć kobietę, która tkwi w beznadziejnej pozycji. Bo co można jej powiedzieć?

Mówi się, że przełomowym momentem terapii jest chwila, kiedy uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy odosobnione ze swoim problemem, że można znaleźć rozwiązanie. Czy była jakaś historia, która ma pozytywny wydźwięk?

Większość z tych historii jest smutna, przytłaczająca. Jeśli mam jednak wskazać coś pozytywnego, podam przykład reportażu o bierności zawodowej, w którym występują kobiety, które nie pracują i nie szukają zatrudnienia. Często mówi się o takich osobach, że to lenie, utrzymanki albo osoby mało ambitne. W tekście przedstawiam natomiast kilka bohaterek, które pokazują swój punkt widzenia i obalają stereotyp kobiety niepracującej, która jedynie siedzi w domu.
Jedna z bohaterek opowiedziała mi, o tym, jak przez całe dzieciństwo musiała zajmować się matką, która była alkoholiczką. Nigdy nie rwała się do dorosłego życia, prawdziwej pracy. W toku terapii doszła do tego, że to u niej naturalny etap. Że musiała być dorosła, będąc dzieckiem. I teraz, kiedy po śmierci rodzicielki, uwolniła się od obowiązku, chce przeżyć młodość na nowo.
W tekście wypowiada się również kobieta, która żyła pod ciągłą presją. Musiała kontrolować, czy pomiędzy pracą zawodową a życiem domowym, zdąży odprowadzić dziecko do przedszkola, ugotować obiad. Zrezygnowała z pracy, z własnej woli została "kurą domową” i mówi, że nigdy nie była szczęśliwsza.
Mam nadzieję, że ten reportaż pokaże kobietom, że jesteśmy bardzo różne i powinnyśmy być dla siebie wyrozumiałe. Że łączą nas podobne problemy, ale każda z nas ma różne potrzeby. I nie ma sensu wzajemnie się oceniać.
W swoich social mediach poruszała pani problem, kiedy ktoś uważa, że druga osoba nie wygląda np. na matkę chorego dziecka, ofiarę przemocy czy osobę z problemami psychicznymi. Jest takie przeświadczenie, że osoby z problemami muszą być smutne, zaniedbane.

Nie trzeba daleko szukać. W wielu aktualnych dyskusjach dotyczących uchodźców pojawiają się komentarze, że "co z niego za uchodźca, skoro ma firmowe dresy?”. Cały czas mamy w głowach stereotyp, jak taka osoba powinna wyglądać i że najlepiej, gdyby chodziła w porwanych łachmanach.

Na grupie poruszyłam jakiś czas temu temat: "Nie wyglądasz jak…”. Raz na jakiś czas dostaję komentarze, że nie wyglądam na Chujową Panią Domu, bo mam zrobiony makijaż, ładne ubranie, drogi samochód. Te słowa zaczęły mnie irytować. Nigdy nie tworzyłam definicji Chujowej Pani Domu, nie mówiłam, jak taka pani domu może wyglądać, a jak nie.

Przez lata powtarzam raczej, że ChPD to ruch, idea, która pokazuje, że można żyć po swojemu, z dala od presji i oczekiwań innych. Mówię o tym, a ludzie robią dokładnie na przekór, wrzucając mnie w swoje szufladki. Nie godzę się na coś takiego. Rozumiem, że nie wszystkie stereotypy są złe, bo służą w większości do upraszczania świata, ale często w ocenianiu bywamy krzywdzący. Kiedy wrzuciłam ten temat na fanpage, wiele osób pisało "też tak mam”.
Często dostaje pani wiadomości od osób, które chcą podzielić się z panią swoją historią, którą nie chcą dzielić się publicznie lub chcą za coś podziękować?

Zdarzają się i takie, i takie wiadomości. Częściej są to sytuacje, kiedy ktoś chce się ze mną czymś podzielić, a wstydzi się napisać o tym na grupie. Ludzie piszą, licząc na to, że razem wymyślimy jakieś rozwiązanie dla ich problemów. Dostaję takich wiadomości od 20 do 50 tygodniowo. Nigdy nie zostawiam tych ludzi samych. Jeżeli mogę, odsyłam do fundacji, ekspertów.
Te osoby często chcą po prostu być wysłuchane. To krok do tego, by zmieniło się ich życie. Często zdarza się, że próbuję choćby podtrzymać taką osobę na duchu. I dostaję odpowiedź: "Nie wierzyłam, że mi odpiszesz”. Samo odpisanie, podzielenie się swoją perspektywą, dodaje otuchy i wiary, że warto zawalczyć o siebie.
Są też takie wiadomości, kiedy ktoś dziękuje za moją działalność. To najmilsze momenty mojej pracy. Albo kiedy pisze do mnie pani, która ma 60 lat i dzięki Ch*jowej Pani Domu, zrozumiała, że nie musi robić mężowi kanapek do pracy. Na co dzień nie zdaję sobie zupełnie sprawy, że mogę mieć na kogokolwiek wpływ, a potem, kiedy dostaję takie maile, myślę sobie, że jednak udało mi się, razem z czytelnikami i czytelniczkami, stworzyć wyjątkowe miejsce w sieci.