Drastyczny wzrost cen zauważa niemal każdy z nas. Inflacja nie zamierza się zatrzymać i już na początku 2022 roku może być dwucyfrowa. Tymczasem w 2011 roku Jarosław Kaczyński uskarżał się na drożyznę, jaka miała panować za czasów Donalda Tuska. Za rządów PiS-u zakup podstawowych produktów miał nie wymagać wydatku większego niż 25-27 zł. Postanowiłem zrobić zakupy w Biedronce i sprawdzić, jak od początku rządów PiS zmieniły się ceny.
– Oczywiście moglibyśmy iść do Biedronki, ale Biedronka, to jest jednak sklep dla najbiedniejszych – komentował przed laty Jarosław Kaczyński. Jak się okazuje, przy obecnej drożyźnie, trudno wykonać tanie zakupy "w sklepie dla biednych".
Za podstawowe produkty zapłaciłem 82,50 zł
W pierwszej kolejności zdziwiła mnie cena mięsa. W 2015 roku za kilogram filetów z kurczaka w Biedronce, zapłaciłbym około 12,5 zł. Po latach zakupiłem 0,6 kilograma filetów z kurczaka, którego cena wprawiła mnie osłupienie. Wydałem aż 23 zł.
U schyłku rządów Platformy Obywatelskiej, jak podaje Główny Urząd Statystyczny, za kilogram ziemniaków zapłaciłbym 1,16 zł. Mnie udało się znaleźć jedynie paczkowane po 1,5 kilograma. Cena jednej siatki wyniosła 4,99 zł.
GUS podaje, że 5 lat temu cena chleba pszennego wynosiła 2,25 zł. Ja za chleb krojony z Biedronki zapłaciłem 3,99 zł. W przypadku kilograma mąki zapłaciłem 3,19 zł. W 2015 wydałbym jedynie 2,31 zł.
Kupując jajka z chowu ściółkowego, zapłaciłem 6,49 zł. W 2015 roku 10 sztuk jajek kosztowało około 5 zł. Kilogram cukru, według GUS-u, w trakcie przejmowania władzy przez Jarosława Kaczyńskiego, kosztował 2,52 zł. Ja zapłaciłem 3,39 zł.
Od 2019 roku zdrożały także torby foliowe. Po wprowadzonej opłacie recyklingowej za dwie siatki, niezbędne do spakowania zakupów, zapłaciłem 98 gr.
Wicepremier obiecywał, że za rządów Prawa i Sprawiedliwości, za "koszyk Kaczyńskiego", czyli chleb, mięso, jajka, mąka, jabłka, cukier, czy ziemniaki zapłacimy do 27 zł. Tymczasem za sam "koszyk Kaczyńskiego", z dwiema opodatkowanymi siatkami oraz filetami, zapłaciłem 58,14 zł.
Jak zmieniły się ceny w Biedronce?
Zakupiłem także litr mleka za 2,29 zł. Jak wynika z dostępnej w mediach gazetki Biedronki z 2014 roku, u schyłku rządów PO, cena za litr mleka w dyskoncie wyniosła 1,67 zł, jednak w 2015 roku cena poszła w górę o 99 gr.
Podobnie jest w przypadku kostki masła. W dawnej gazetce cena wynosiła 2,19 zł. Z danych GUS-u wynika, że w 2015 roku za 200 g masła o wysokiej zawartości tłuszczu, zapłaciłbym 3,90. Ja zapłaciłem 4,99.
Andrzej Duda też zasłynął z własnego "koszyka"
W 2015 roku zakupy w Biedronce wykonał Andrzej Duda. Za litr oleju zapłacił wówczas 4,68 zł. Ja za litr oleju w 2021 roku zapłaciłem 9,99 zł. Prezydent za kilogram cukru zapłacił 1,99 zł. Ja za kilogram zapłaciłem 3,39 zł.
Za wszystkie artykuły, także te wykraczające poza koszyk Kaczyńskiego, zapłaciłem 82,59 zł. Uzupełniłem listę o: ser żółty 135g (4.19zł) oraz śmietanę 18 proc. za 2,99 zł. W 2015 zapłaciłbym za nią nie więcej niż 2 złote.
Marek Zuber: Inflacja może być dwucyfrowa
Skontaktowaliśmy się z ekonomistą i analitykiem finansowym, Markiem Zubrem, który wyjaśnił, skąd biorą się wyższe ceny żywności. Jak podał nasz rozmówca, inflacja to potoczne określenie rocznego wskaźnika CPI – Consumer Price Index. Liczy się go w ten sposób, że bierze się 1500 dóbr i usług różnego rodzaju, po które najczęściej sięgają gospodarstwa domowe i mierzy się, ile te rzeczy kosztują. Następnie ceny porównuje się z cenami z poprzednich miesięcy i poprzednich lat.
Ekspert wskazał, że kupując w warszawskich i krakowskich piekarniach, dostrzegł, że chleb czy bułki podrożały dwa razy tyle, ile podaje GUS w ciągu ostatnich 5 lat. – Mój przypadek nie stanowi jednak dowodu naukowego, to tylko indywidualny odczyt – podkreślał. Przyczyny wzrostu inflacji w Polsce podzielił na czynniki wewnętrzne i zewnętrzne.
– Zewnętrzne, to na przykład wzrost ceny gazu głównie wynikający z czynników politycznym. To wzrost ceny ropy, co jest czynnikiem pandemicznym. W zeszłym roku mieliśmy załamanie konsumpcji i inwestycji. Doszło do spadku cen większości towarów i usług. Także nośników energii. Teraz podaż nie nadąża za popytem– tłumaczył.
Mamy także do czynienia ze znacznym wzrostem cen energii elektrycznej. – Głównym powodem tego wzrostu są wydarzenia w Europie, czyli skierowanie się ku ekologii i zmniejszenie ilości limitów emisji CO2. Ale wzrost cen energii wynika także z konieczności inwestycji np. w sieci przesyłowe, które są w fatalnym stanie – dodał.
Kolejnymi czynnikami zewnętrznymi są zerwanie łańcuchów dostaw oraz wywołanie drastycznego wzrostu popytu. – Wydano biliony dolarów w skali świata, wywołując drastyczny wzrost popytu. Za tym nie nadążył przemysł, który zawiesił aktywność głownie w drugim kwartale 2020. Teraz cały czas nadgania rosnący popyt, co doprowadza do wzrostu cen – wyjaśniał
Do czynników wewnętrznych zalicza między innymi wzrost kosztów pracy przy brak wystarczającego wzrostu wydajności co jest z kolei skutkiem braku odpowiedniego wzrostu inwestycji. – Przedsiębiorcom od kilku lat destabilizuje się otoczenie gospodarcze. I nic się w tej kwestii nie zmienia. Od 1 stycznia wchodzi Polski Ład, a my wciąż niesiemy co będzie. Ostatnio padła kolejna informacja o zmianach w sposobie rozliczania użytkowania samochodu służbowego do celów prywatnych – wymieniał.
– Wzrost kosztów pracy widzimy od kilku lat. Cieszymy się, że Polacy więcej zarabiają, ale jeśli nie idzie za tym wzrost wydajności, to będzie to oznaczało wzrost cen produktów i usług – dodał.
Zuber zwrócił uwagę na różnego rodzaju podatki i parapodatki. Jako najbardziej medialny przykład wskazał podatek cukrowy, który wywołał wzrost cen wody mineralnej. – Wielu producentów produkuje i napoje słodzone i wodę mineralną, więc rozkłada ten podatek – podał.
Zuber: Najbardziej obawiamy się, że Polacy zaczną robić zapasy
Jak wyjaśnia ekspert, robienie zapasów może doprowadzić do spirali cenowo-płacowej. – Ona może narobić zamieszania, a w najbardziej krańcowym scenariuszu, może doprowadzić do załamania wzrostu gospodarczego – ostrzegał.
– Podnoszenie stóp procentowych miało dać konkretny sygnał Polakom. Miało pokazać, że jesteśmy, czuwamy, więc nie wykonujcie gwałtownych ruchów. Jeśli ludzie zaczną kupować na zapas, będzie jeszcze gorzej – tłumaczył.
– Przyzwyczailiśmy się, że inflacji w Polsce nie ma. Mieliśmy tylko niemalże jednorazowe wyskoki do poziomu powyżej 3%. Teraz nie możemy wykluczyć scenariusza, zgodnie z którym inflacja wystrzeli, jeśli dojdzie do spirali cenono-płacowej. Ale najbardziej prawdopodobny scenariusz to około 10% inflacji na początku przyszłego roku, a potem jej spadek. Ale podważona będzie z nami jeszcze wiele miesięcy – podał.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut