PiS powołuje Instytut Rodziny i Demografii. Za 30 mln zł rocznie zachęci Polaków, by mieli dzieci?
Żaneta Gotowalska
05 listopada 2021, 15:59·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 05 listopada 2021, 15:59
500 plus nie przyniosło oczekiwanego efektu, więc rząd planuje powołanie Instytutu Rodziny i Demografii. Żadna kolejna inicjatywa nie pomoże w zwiększeniu dzietności, kiedy Polacy nie będą posiadać podstawowego poczucia bezpieczeństwa. Tego materialnego i – przede wszystkim – niematerialnego.
Reklama.
"Badania wskazują, że rodzina jest stale jedną z najważniejszych wartości dla Polaków" – napisał na Twitterze Bartłomiej Wróblewski. Kandydat PiS na Rzecznika Praw Obywatelskich, autor wniosku do Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji.
I dalej: "w imieniu PiS złożyliśmy projekt ustawy o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii". "To merytoryczne zaplecze dla trwałej, organicznej polityki prorodzinnej i demograficznej" – informował Wróblewski na Twitterze.
- Uważamy, że powstanie takiej instytucji to sprawa kluczowa dla naszego kraju - mówił polityk podczas konferencji prasowej. I dalej: "Uważamy, że powstanie takiej instytucji, która kompleksowo będzie zajmować się polityką prorodzinną, badaniami nad demografią, to sprawa kluczowa dla naszego kraju".
Ogłoszenie o nowym Instytucie pojawiło się 4 listopada. Wtedy, kiedy w Polsce intensywnie trwa dyskusja na temat sytuacji pani Izy, która zmarła w 22. tygodniu ciąży z powodu braku konkretnych działań lekarzy, spowodowanych sytuacją z ustawą aborcyjną w Polsce.
"Istnieje konieczność powołania wyspecjalizowanej jednostki zajmującej się kompleksowymi studiami nad procesami zachodzącymi w sferze demografii w jej społeczno-kulturowym kontekście, której zostanie zagwarantowany odpowiedni stopień niezależności od czynników związanych z prowadzeniem bieżącej działalności politycznej" – czytamy w uzasadnieniu projektu.
Czym miałby zajmować się powołany Instytut?
Do najważniejszych zadań Instytutu zaliczono:
gromadzenie, opracowywanie oraz udostępnianie organom władzy publicznej informacji o zjawiskach i procesach demograficznych, społecznych i kulturowych w Polsce
przygotowywanie analiz, ekspertyz i studiów prognostycznych
organizowanie i prowadzenie badań naukowych
opiniowanie projektów ustaw i rozporządzeń pod względem ich wpływu na sytuację rodzin, dzietność oraz inne procesy demograficzne
monitorowanie i analizowanie obszaru komunikacji społecznej oraz edukacji publicznej pod względem ich wpływu na procesy w obszarze rodziny i demografii
monitorowanie, ewaluacja oraz tworzenie rozwiązań polityki rodzinnej i demograficznej
prowadzenie różnorodnych form popularyzacji wiedzy zdobytej w ramach działalności Instytutu, w tym zwłaszcza poprzez podejmowanie działalności edukacyjnej i szkoleniowej
Mimo że była szefowa Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, a obecnie europosłanka Elżbieta Rafalska powiedziała w 2019 roku: "Program 'Rodzina 500 plus' to element rządowej polityki rodzinnej, który osiąga swoje cele i wpływa na wzrost dzietności", sytuacja wygląda inaczej.
Jak zauważono w projekcie "niestety, takie programy, jak "500+" nie doprowadziły do znaczącego zwiększenia się poziomu dzietności w Polsce, choć w jakimś stopniu wyhamowały prognozowany spadek liczby urodzeń". "Świadczenie to, zdecydowanie zwiększające poziom bezpieczeństwa finansowego polskich rodzin, ma wymiar godnościowy i jak dotąd wywiera przede wszystkim efekt socjalny" – czytamy dalej.
Jeszcze przed pandemią liczba urodzeń spadła do poziomu sprzed wprowadzenia programu "500 plus".
Eksperci krytycznie o planach PiS
Rząd w Strategii Demograficznej 2040, liczącej 120 stron, przyznał, że "głównym celem jest wyjście z pułapki niskiej dzietności i zbliżenie się do poziomu dzietności gwarantującego zastępowalność pokoleń". Mamy to osiągnąć właśnie 2040 r.
Obecnie statystyczna Polka rodzi średnio 1,42 dziecka. A aby populacja się nie kurczyła, "powinna" - 2,1. Zdaniem naukowców, cytowanych przez "Gazetę Wyborczą", dojście do tego poziomu - wbrew twierdzeniom rządu - jest nierealne.
"Osiągnięcie poziomu dzietności gwarantującego zastępowalność pokoleń do 2040 r. jest nierealne zarówno w świetle dotychczasowej wiedzy o zmianach płodności i oddziaływaniu na płodność za pomocą różnych instrumentów polityki rodzinnej, czy szerzej polityki społecznej, jak i obecnie dostrzeganych możliwych przyszłych ograniczeń decyzji prokreacyjnych, w tym także tych związanych ze skutkami pandemii COVID-19" - piszą naukowcy, cytowani przez "GW".
I dalej: "W dokumencie rządowym brak jest pogłębionej naukowej diagnozy zmian płodności, ich uwarunkowań oraz możliwości oddziaływania na decyzje prokreacyjne. Szkoda, że wysiłek włożony w przegląd licznych źródeł naukowych, a także bezpośrednio przywoływana literatura nie znajdują odzwierciedlenia w treści. Zamiast tego przedstawiono dość chaotyczne wywody, w znacznej części o charakterze propagandowym, w większości ogólnikowe, a wykorzystane w nich dane oraz ich interpretacja budzą zastrzeżenia merytoryczne".
Dlaczego Polacy nie decydują się na dziecko?
"Przeprowadziliśmy poszerzone badania, aby znaleźć odpowiedź na pytanie, czego młodzi ludzie oczekują i jakie wskazują bariery, z powodu których nie decydują się na założenie rodziny i posiadanie potomstwa. Te główne bariery to mieszkanie oraz sprawa bezpieczeństwa finansowego, w tym pracy i jej elastycznych form" – relacjonował Stanisław Szwed, wiceminister rodziny i polityki społecznej w "Rozmowie Dnia" na antenie TVP Katowice.
Do rozważań na temat powodów braku dzieci wśród Polaków dodałabym na pewno również kwestie bezpieczeństwa. Sytuacja wokół prawa aborcyjnego w Polsce nie pomaga. Brzmi absurdalnie? Ale takie nie jest. Kobiety boją się zachodzić w ciążę, wiedząc, jakie prawo obowiązuje i jakie mogą być dla nich skutki w sytuacji, kiedy dojdzie nieprawidłowości w rozwoju płodu.
- Kobiety obawiają się, że jeżeli będą musiały zmierzyć się z wadami płodu, nie uzyskają żadnej pomocy. Przy okazji głośnej dyskusji, jaką wywołał wyrok Trybunału Konstytucyjnego, zwiększyła się świadomość wad, jakie mogą się pojawić w ciąży, a to też wzmocniło niepokój przyszłych rodziców. Pacjentki boją się też sytuacji, w których będą zmuszone donosić ciążę, która może zagrażać ich życiu – powiedziała dr Anna Parzyńska, ginekolog ze Szpitala Bielańskiego w Warszawie.
Procedowane projekty, jak ten Fundacji Pro-Prawo do życia tej sytuacji nie poprawią. Do tego windujący poziom inflacji (500+ ma zdecydowanie niższą wartość niż przed laty), brak perspektyw jeśli chodzi o posiadanie własnego mieszkania, strach przed brakiem wsparcia w przypadku urodzenia dziecka z problemami, niepełnosprawnością. To wszystko daje jeden wniosek: żeby mieć dzieci, potrzebne jest wielopoziomowe poczucie bezpieczeństwa. A nie Instytut Rodziny i Demografii.