Chociaż dramat Pabla Larraína grany jest przede wszystkim na ekranach multipleksów, "Spencer" nie jest typową biografią w hollywoodzkim stylu – mniej w nim akcji, a więcej medytacji nad cierpieniem księżnej Diany.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.
Napisz do mnie:
maja.mikolajczyk@natemat.pl
"Spencer" to film biograficzny o trzech dniach z życia Księżnej Diany, którego akcja rozgrywa się w święta Bożego Narodzenia.
Reżyserem dramatu jest Pablo Larraín, twórca takich filmów jak "Ema" czy "Jackie".
W Królową ludzkich serc wcieliła się Kristen Stewart, której gra aktorska już dawno nie przypomina tej znanej ze "Zmierzchu".
Boże narodzenie z piekła rodem
Księżna Diana przyjeżdża spóźniona na Wigilię Bożego Narodzenia. Podczas obchodów świąt w rodzinie królewskiej nie ma miejsca na spontaniczną celebrację – wszystko jest starannie zaplanowane, łącznie z kreacjami Diany na każdą porę dnia.
Każda minuta spędzona w świecie sztywnych zasad i protokołów Windsorów jest dla księżnej torturą. Ponadto, jej małżeństwo od dawna jest fikcją – książę Karol już nie kryje się z tym, że swoje serce oddał nie jej, a Camilli Parker Bowles. Smutny uśmiech Diany przestaje być wystarczającą zasłoną dymną – wszyscy widzą, że z jej stanem psychicznym jest coraz gorzej.
Księżna zaczyna dojrzewać do myśli, że jedynym ratunkiem dla niej jest opuszczenie odbierającej jej oddech niczym gorset rodziny królewskiej.
"Spencer" w sposób absolutny skupia się na Księżnej Dianie, cała reszta postaci stanowi właściwie tło dla uchwycenia jej dramatu. Można się zdziwić naprawdę niewielką liczbą interakcji księżnej z członkami brytyjskiej rodziny królewską, którzy mniej przypominają żywych bohaterów, a bardziej symbol zniewolenia Diany.
Ciepłe relacje łączą ją jedynie z jej synami. Zabawa czy rozmowa z nimi to właściwie jedyne chwile, które wywołują na twarzy Lady Di szczery uśmiech. Znamienne jest też to, że na więcej szczerości i zrozumienia księżna może liczyć w rozmowie ze służbą niż z brytyjskimi royalsami.
Tracącej poczucie własnego ja Dianie w odzyskaniu siebie pomaga zwrócenie się ku swojemu dawnemu życiu i tożsamości. W ściągniętej ze stracha na wróble starej kurtce ojca ma siłę, by przeciwstawić się księciu Karolowi, a wizyta w zamkniętym na cztery spusty rodzinnym domu pomaga jej w uwolnieniu się wszystkich złudzeń dotyczących jej życia wśród brytyjskich royalsów.
Dramat Diany wyraźnie opiera się właśnie na tym, że pomimo arystokratycznego pochodzenia nie pasuje do świata sztywnych królewskich protokołów – jej naturalnie żywiołowa i pełna wigoru osobowość w takim środowisku powoli, lecz boleśnie obumiera.
Cudowna Kristen Stewart
Zrobienie z filmu one-woman show nie udałoby się, gdyby nie rewelacyjna w swojej roli Kristen Stewart, która tym występem powinna udowodnić nawet niedowiarkom, że nie jest już tym operującym na jednej minie podlotkiem ze "Zmierzchu".
Nie tylko jej szeroko komentowane podobieństwo do Królowej ludzki serc sprawia, że jej Diana jest autentyczna. Stewart udało się ze wszystkimi subtelnościami sportretować kobietę (często płynnie przechodząc od płaczu do euforii), która choć jedną nogą stoi nad przepaścią, jeszcze nie utraciła nadziei i radości życia.
"Spencer" – oniryczny dramat bez hollywoodzkiego blichtru
Atmosfera w "Spencer" od samego początku jest gęsta niczym mgła, która spowija znaczną część kadrów. Sprawia to, że film momentami ogląda się nie jak dramat, a jak thriller psychologiczny – niektóre z onirycznych scen, dziejących się jedynie w głowie Diany sprawdziłyby się zresztą w tej konwencji doskonale.
W wygenerowaniu tak wysokiego napięcia pomogła ścieżka dźwiękowa, przeplatająca melancholijną muzykę klasyczną z rozedrganym niczym psychika Diany jazzem. Biografia księżnej Diany Pablo Larraína audiowizualnie w ogóle ma w sobie coś przejmującego i przy swojej kameralności – spektakularnego.
Jeśli chodzi o barwy, twórcy operowali na dość przytłumionej kolorystyce, korespondującej z refleksyjnym duchem filmu. Bardzo często świat pokazywany był za pomocą przestrzennych i doskonale zagospodarowanych kadrów, na których tło bohaterowie czasami niejako dokonywali wtargnięcia – często zresztą świetnie zainscenizowanego.
Pablo Larraín to reżyser bardziej niszowy niż hollywoodzki i taka jest też biografia księżnej Diana jego autorstwa – niedosłowna, a bardziej metaforyczna, momentami nawet uderzająca treścią i obrazem w oniryczne tony.
Ten bardzo osobisty dramat psychologiczny oparty na życiu jednej z ikon schyłku XX wieku porusza zarówno zmysły, jak i serca, opowiadając tragiczną historię o utracie własnego ja za pomocą wyrafinowanej i autorskiej estetyki Larraína.
"Spencer" to moje prywatne zaskoczenie tego roku – nie typowałam go jako jednego ze swoich tegorocznych faworytów, a tymczasem okazał się filmem zachwycającym pod każdym względem i mającym szansę na wysokie miejsce w moim osobistym rankingu najlepszych filmów 2021 roku.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut