Madame wybrała Joannę sama, odrzucając po drodze Claudię Schiffer. Czy trzeba lepszej rekomendacji niż ikona odrzucająca ikonę, by przyznać palmę pierwszeństwa Polce? Owszem, bo i film to nie wystawa koni rasowych. 8 października na Warszawskim Festiwalu Filmowym swoją premierę miał obraz "Brigitte Bardot Cudowna" w reżyserii Lecha Majewskiego. Tytułową rolę zagrała Joanna Opozda, która w filmach dotychczas głównie statystowała.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Lech Majewski nie jest reżyserem, którego twórczość zna przeciętny zjadacz multipleksowego popcornu. Ale wydaje się, że po filmie “Brigitte Bardot Cudowna” może się to zmienić.
Choć listy krajów, w których jego filmy trafiły do kin, mogą mu pozazdrościć Smarzowski i Vega, w Polsce nigdy przesadnie głośne nie były. Najnowsza produkcja Majewskiego ma natomiast kilka elementów, które mają szanse przyciągnąć szerszą widownię.
Weźmy już sam tytuł. Brigitte Bardot, choć w przeciwieństwie do Audrey Hepburn czy Marilyn Monroe - koleżanek po fachu o podobnym statusie - dożyła późnej starości, wciąż jest ikoną, ale i marką. Wystarczy wspomnieć, że aby umieścić jej nazwisko w tytule filmu, reżyser musiał uzyskać jej zgodę.
Majewski dysponował bezpośrednim kontaktem do Bardot, ponieważ ta napisała do niego dekadę wcześniej - chciała podziękować za film “Młyn i krzyż”. Zachwycona pomysłem ożywienia swojej młodszej wersji na ekranie jednak nie była. Zgodziła się pod warunkiem, że będzie miała wpływ na wybór aktorki.
Tyle, że gdy reżyser podesłał jej szereg kandydatek, wśród których była między innymi Claudia Schiffer, Bardot z miejsca odrzuciła wszystkie. Reżyser rozpoczął więc poszukiwania w Polsce. Gdy Brigitte zobaczyła fragment castingu z Joanną Opozdą, napisała, że ta dziewczyna może ją zagrać.
Tym sposobem dochodzimy do kolejnego mimowolnego wabika. Joanna Opozda aktorką jest dość tajemniczą - absolwentką krakowskiej Akademii Teatralnej znaną z urody, ale niekoniecznie z ról. Na domiar film Majewskiego jak na ironię premierę miał niedługo po tym, jak Opozda wyszła za głównego playboya młodego pokolenia Antka Królikowskiego i podzieliła się informacją o ciąży.
Trudno zakładać, że były to działania celowe, tym bardziej że zdjęcia do “Brigitte Bardot Cudownej” zaczęły się w zamierzchłym 2018 roku. Nie zmienia to faktu, że wiele osób jest ciekawych, jak z niełatwym zadaniem wcielenia się w ikonę poradziła sobie Opozda (o tym zaraz).
Jest wreszcie i zachęcająca fabuła, co w przypadku filmów Majewskiego nie jest standardem - spróbujcie zainteresować przeciętnego widza filmem, którego bohaterowie są postaciami z obrazu Pietera Bruegla przedstawiającym ukrzyżowanie (“Młyn i krzyż”).
Adam, główny bohater “Brigitte Bardot cudowna”, dorasta w czasach siermiężnego PRL-u. Jego ojciec pilot nie wrócił do kraju po wojnie, matkę (Magdalena Różczka) niepokoją funkcjonariusze UB. W szkole znad tablicy patrzą na niego surowo zmieniający się pierwsi towarzysze.
Adam ucieka w świat wyobraźni, w którym ojciec przylatuje samolotem na szkolne boisko, a Simon Templar z serialu “Święty” jest jego kumplem. Potem zaczyna dojrzewać, a miejsce prywatnych superbohaterów zajmuje boska Brigitte.
Gdy Adamowi udaje się wejść na dozwolony od lat 18 seans “Pogardy” Godarda, przenosi się do filmowej sypialni Bardot. Łamanym francuskim wyznaje jej szczenięcą miłość, a aktorka przystaje na jego towarzystwo i zwierza się ze swoich licznych problemów, których nastolatek w dodatku zza żelaznej kurtyny nie jest w stanie pojąć.
Ale to dopiero początek. Apartament Bardot jest częścią przedziwnego hotelu. Można tu spotkać Liz Taylor (Weronika Rosati) w charakteryzacji z filmu “Kleopatra”, towarzyszyć postimpresjoniście Cezanne’owi wyruszającemu w plener czy wreszcie pogadać z Beatlesami uciekającymi przed tłumem fanów.
Hotelem rządzi logika marzenia sennego, a niekiedy i koszmaru. Adam przeżyje tu swój pierwszy raz ze szkolną miłością, by zostać brutalnie obudzonym przez funkcjonariuszy SB zaganiających mieszkańców na pochód pierwszomajowy.
Lawirując między idolami, radzieckimi żołnierzami, nauczycielami czy biblioteką, w której kolejne tomy są zapiskami jego myśli i wspomnień, paradoksalnie zaczyna rozumieć coraz więcej z otaczającej go rzeczywistości. W polskim kinie, które niekoniecznie lubi się z oniryzmem, to całkiem ciekawa konstrukcja fabularna. Tyle że jest pewien szkopuł, a nawet kilka.
Kino Majewskiego jest na wskroś autorskie, co raz jest jego atutem (jak w “Wojaczku” czy “Angelusie”), kiedy indziej zaś czyni je nieznośnie przeintelektualizowanym - naszpikowanym metaforami, nawiązaniami intertekstualnymi i symbolami tak gęsto, że irytuje nawet tych, którzy potrafią je odszyfrować.
“Brigitte Bardot cudowna” podpada raczej pod tę drugą kategorię. Adam snuje się między światami na wzór Telemacha - syna szukającego Odyseusza. Agenci UB są tu odpowiednikiem zalotników Penelopy, pojawiają się też postaci mentorów prowadzących go przez dojrzewanie-podróż.
Kolejni idole i postaci z życia codziennego Adama tworzą zręby jego tożsamości. Jakby tego było mało, “Odyseję” w jednej ze scen czyta nawet Brigitte Bardot. Adam dochodzi wreszcie do bardzo freudowskiego wniosku - musi porzucić poszukiwania ojca, by odnaleźć siebie.
Żeby przekaz Majewskiego był jasny dla głupiutkich widzów, podobną konstatację wypowiada wprost jeden z mieszkańców hotelu. Majewski serwuje motywy freudowskie w sosie z Homera i w bardziej zakamuflowany sposób. Choćby w scenie, w której znużona pytaniami dziennikarza Bardot zamienia go w świnię - tak samo Kirke postąpiła z towarzyszami Odysa.
Gdzie tu Freud? Ano daleko, panie reziserze. Kirke była kochanką Odyseusza, by potem stać się obiektem miłości syna - Telemacha/Adama.
Są i inne nawiązania - wachlarz postaci snuje się po hotelu niczym w rządzącym się logiką snu “8 i pół”. Bardzo “a la Fellini” są też choćby sceny pogrzebu hotelowego konsjerża.
W fabule, opartej zresztą na książce autorstwa Majewskiego, pobrzmiewają też inspiracje “Madame” Libery - oto dorosła kobieta staje się źródłem fascynacji, ale i zarzewiem fantazji dorastającego chłopaka. Fascynacja zaś jest tym silniejsza, że Madame kontrastuje jaskrawo z szaro-burą PRL-owską rzeczywistością i uosabia tęsknotę za tym, co zachodnie. Tak jak Brigitte.
Temu nagromadzeniu wizji i nawiązań brakuje jednak - jakkolwiek to brzmi w takim kontekście - prawdziwości. Bardziej niż spójne imaginarium, w które wchodzi się bez żadnych “ale” (jak w przypadku Wesa Andersona czy wczesnych produkcji Tima Burtona) wizje Majewskiego przypominają teatralną instalację.
Przestarzałą, a momentami po prostu nudną. Absurd rodem ze snu nie jest tu nową logiką drugiej części filmu, ale raczej toporną konwencją.
Jasnym punktem produkcji bez dwóch zdań jest Joanna Opozda. Rolę Brigitte Bardot łatwo było położyć. Zostać tylko ładną buzią i - pardon - pupą wystylizowanymi na ikonę. Tymczasem Opozda subtelnie oddaje dramat kobiety, z której w latach 50. zrobiono seksbombę i niewiele poza tym. Jest jednocześnie zblazowana, ale i tragiczna.
I może też postać Bardot po prostu rozumie. Bycie piękną i charakterystyczną niekoniecznie pomaga dziś w karierze aktorskiej. Może być klątwą.
Mimo wszystko “Brigitte Bardot Cudowna” nie jest filmem złym. Przede wszystkim to ciekawy portret pokolenia dorastającego w ciągłym głodzie Zachodu, który w młodzieńczych głowach stawał się czymś znacznie więcej, niż był w istocie.
To też produkcja niepozbawiona poczucia humoru i pomimo nadętych wstawek zachowująca lekkość. Lech Majewski sprawnie łączy postać Brigitte Barodot wykreowaną przez kino z Brigitte "prawdziwą" przemycając wątki z jej biografii.
No i zawsze miło zobaczyć w polskim filmie takie szaleństwo jak Beatlesi w strojach z okładki “Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” dyskutujący w kawiarni z widokiem na plac świętego Marka w Wenecji.
"Brigitte Bardot Cudowna" - kiedy w kinach?
Kiedy obraz trafi do regularnej dystrybucji kinowej, jeszcze nie wiadomo. Na razie zalicza częstą w przypadku alternatywnych produkcji "rundkę po festiwalach". Niemal równocześnie z projekcjami podczas 37. Warszawskiego Festiwalu Filmowego film można było obejrzeć na festiwalu Busan w Korei Południowej.
Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut