14-letni Kurd miał z wychłodzenia umrzeć przy polsko-białoruskiej granicy pod Kuźnicą. Informacje o jego śmierci podało OKO.press w oparciu o swoje źródła po stronie migrantów.
Doniesienia o śmierci 14-letniego Kurda pojawiły się 10 listopada. Jak ustaliło OKO.press, zgon nastąpił z powodu wyziębienia. To informacja podana przez Irakijczyka, z którym dziennikarze portalu już wcześniej podobno mieli kontakt.
O tym, że 14-latek nie żyje, mówił też inny migrant, u którego OKO.press chciało potwierdzić tragiczną wiadomość. "Child is dead. Yes" – miał napisać, potwierdzając, że "dziecko zmarło". Zgon miał nastąpić po białoruskiej stronie granicy.
Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej
Z powodu braku obecności dziennikarzy przy polsko-białoruskiej granicy, jedynie na podstawie śledzenia mediów społecznościowych i doniesień ze strony białoruskiej, możemy mówić o gwałtownym pogorszeniu sytuacji. Na Twitterze pojawia się mnóstwo niepokojących nagrań, pokazujących duże grupy imigrantów.
To reżim w Mińsku chce eskalować kryzys na granicy, spychając migrantów do Polski i na Litwę. Mówiła o tym w rozmowie z naTemat białoruska dziennikarka Hanna Liubakova. – Po stronie białoruskiej widzimy uzbrojonych żołnierzy, którzy popychają ich w kierunku krajów Unii Europejskiej – tłumaczyła.
Przypomnijmy, że od poniedziałku 8 listopada w okolicach Kuźnicy koczuje grupa migrantów. Część z nich siłowo próbowała sforsować granicę. Migranci niszczyli zasieki przy użyciu kamieni, łopat i kijów, a po kilkugodzinnych próbach sforsowania granicy ponad 3 tysiące osób rozbiło obozy i rozpaliło ogniska między dwoma państwami. Zdjęcia i nagrania obiegły internet i media.
– Ulice są puste, wieczorami nie widać ludzi. Myślę, że każdy boi się wyjść z domu, choć latają helikoptery, jeżdżą wozy wojskowe – mówiła nam jedna z mieszkanek Kuźnicy.
Wszyscy nasi rozmówcy prosili o anonimowość. Kuźnica jest mała, wszyscy się znają. Tak naprawdę wiedzą tyle, co my w Warszawie. Nikt, jak mówią, pod siatkę nie podchodzi. Nagrania widzieli w telewizji lub w internecie. Jeden z naszych rozmówców mówi, że już nawet nie chce tego oglądać.
Strach? – Ja się nie boję. Widzę, jak żołnierze pracują. Oni to odeprą. Tylko zawsze zastanawiam się, jakim kosztem. Czy ktoś nie może nam pomóc? Czy my jesteśmy zbyt dumni, żeby prosić o pomoc? Czy rządzącym już się w głowie poprzewracało, że są pępkiem świata? Na przykład na Litwie stacjonuje masa unijnych wojsk. A u nas? Nie wiem, komu to wszystko służy – usłyszeliśmy.
W związku z coraz bardziej napiętą sytuacją, szef MON Mariusz Błaszczak przekazał, że liczba żołnierzy pełniących służbę na granicy została zwiększona. Teraz jest tam ich 15 tys. – Oczywiście, wedle potrzeb, może być jeszcze bardziej zwiększona. Jest Straż Graniczna, jest Polska Policja. Służby są przygotowane do tego, żeby zapewnić bezpieczeństwo naszej ojczyźnie – mówił.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut